Menu

Gościmy

Odwiedza nas 288  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Opuściwszy Tyr, wyruszył Jezus samotnie w dalszą drogę, a obu uczniów wysłał naprzód z rozmaitymi zleceniami do Kafarnaum i do Jana Chrzciciela. Szedł dziesięć do jedenastu godzin na południowy wschód od Tyru ku miastu Sychar Libnat, przez które przechodził już przedtem, idąc do Tyru. Po lewej Jego ręce bardziej na wschód leżało jezioro Merom z dwoma miastami: Adama i Seleucja. Sychar Libnat, zwane także Amichores, czyli miasto wody deszczowej, leżało o kilka godzin drogi od Ptolemaidy, w głąb kraju, nad małym mętnym jeziorkiem, niedostępnym z jednej strony z powodu wysokich gór, tam się wznoszących. Z jeziorka tego wypływała rzeczka Belus, wpadająca pod Ptolomaidą do morza. Miasto było tak wielkie, że nie pojmuję, dlaczego tak mało o nim wiemy. Niedaleko leżało żydowskie miasto Misael. Tu leży kraj, który Salomon darował królowi Hiramowi. Sychar jest miastem bardziej wolnym, uznaje jednak zwierzchnictwo Tyru. Hodowla bydła kwitnie na wielką skalę; jest tu rodzaj wielkich owiec z piękną wełną, które potrafią przepływać przez wodę. Mieszkańcy wyrabiają piękne tkaniny wełniane, które potem w Tyrze farbują. Roli nie uprawiano prawie wcale, hodowano tylko owoce. W wodzie rośnie rodzaj zboża z wielkimi kłosami, z którego wyrabiają chleb. Zdaje mi się, że rośnie ono dziko, nie zasiewane. Stąd prowadzi droga do Syrii i Arabii; do Galilei niema stąd żadnej główniejszej drogi. Jezus przybył do Tyru jedną z bocznych dróg.


Przed Sychar były dwa wielkie mosty; jeden długi i wysoki, aby można było przechodzić nim, gdy woda wyleje; po drugim można było przechodzić dołem pod arkady. Domy były wysokie i tak urządzone, że przy wysokim stanie wody można było mieszkać na górze w namiotach. Mieszkańcy są przeważnie poganie. Na wielu domach były spiczaste drążki z chorągiewkami, i dlatego uważałam ją za bałwochwalnie. Dziwiło mnie to, że wielu Żydów, którzy należą tu do pognębionej warstwy ludności, mieszkało w wielkich pięknych domach. Zdaje mi się, że byli to żydzi, którzy jako zbiegowie tu się schronili.

 

Dom, w którym zamieszkał Jezus, leżał przed miastem po stronie, z której Jezus przybył; idąc do niego, musiał Jezus wpierw przechodzić przez wodę. W pobliżu domu była synagoga. Jezus przemawiał do tych ludzi, przechodząc tędy, w drodze do Tyru. Zdawali się oczekiwać teraz Jego przybycia, gdyż wyszli naprzeciw Niego i przyjęli Go z wielką czołobitnością. Byli to Żydzi, a mianowicie starzec jakiś z liczną rodziną; mieszkał on w wielkim domu, opatrzonym wielu mniejszymi przybudowaniami, a wyglądającym jak pałac. Z uszanowania jednak nie wprowadził Jezusa do tego domu, lecz do osobnego mieszkania w pobliżu, gdzie umył Mu nogi i ugościł Go.

 

Widziałam wielką gromadę robotników, złożoną z mężczyzn, kobiet i młodzieńców, rozmaita zbieranina pogan, a między nimi niektórzy o czarnej i brązowej barwie skóry. Byli to prawdopodobnie niewolnicy wspomnianego wyżej człowieka, a szli z roboty na wielki plac, gdzie rozdzielano im żywność. Mieli ze sobą różne łopaty i taczki, a na plecach nieśli małe lekkie łódki podobne do niecek; w środku nich było siedzenie i wiosła, jak również narzędzia rybackie. Pracowali przy budowie mostów i regulacji brzegów. Otrzymywali potrawy w garnuszkach, jako też jarzyny i ptaki; byli pomiędzy nimi także tacy, którzy surowe mięso jedli. Gdy przechodzili koło Jezusa, przemawiał do nich uprzejmie, a oni cieszyli się, że widzą tak znakomitego męża.

 

2

 

3

 

Przybyło potem do Jezusa dwóch starych żydów ze zwojami pisma. Jedli wspólnie z Jezusem, a On tłumaczył im niejedno, czego oni chciwie słuchali. Byli to nauczyciele tutejszej młodzieży.

 


Właściciel domu, w którym mieszka Jezus, bogaty Żyd, nazywa się Symeon, a pochodzi z okolicy Samarii, On, lub też jego przodkowie, zaplątali się w sprawę świątyni na Garizim, weszli w zatargi z Samarytanami i z tego też powodu wygnani z kraju, osiedlili się tutaj.

 


 

 

 

 

 

 

 
Przez cały dzień nauczał Jezus obok domu Swego gospodarza na publicznym placu, otoczonym kolumnami, na których rozpięto zasłonę. Pan domu przychodził często i odchodził znowu. Zgromadziło się bardzo wielu Żydów różnego wieku i płci. Jezus nie uzdrawiał, bo nie było tu chorych ani kalek. Ludzie tutejsi są wysokiego wzrostu, z natury chudzi, a krzepcy. Jezus nauczał o chrzcie, dodając, że przyjdą tu uczniowie, wysłani od Niego, i będą chrzcić. Jezus wyszedł z gospodarzem także na drogę, którą wracali niewolnicy z roboty, rozmawiając z nimi, pocieszał ich, i opowiedział im przypowieść. Byli między nimi niektórzy dobrzy ludzie, i tych wzruszyła bardzo przemowa Jezusa. Potem odebrali znowu należną zapłatę i potrawy. Przyszła mi wtedy na myśl przypowieść o właścicielu winnicy, płacącemu najemnikom. Ludzie ci mieszkają w chatach, stojących rzędem o kwadrans drogi od domu Symeona. Był to rodzaj należności, lub pańszczyzny, którą odrabiali Symeonowi.

 


Następnego dnia po całodziennej nauce, gdy wszyscy Żydzi odeszli, przybyło do Jezusa około dwudziestu pogan, którzy już kilka dni przedtem prosili o pozwolenie widzenia się z Nim. Dom Symeona oddalony był o dobre pół godziny drogi od miasta, a poganom nie wolno było iść dalej, jak do pewnej wieży, lub arkady. Teraz jednak zaprowadził ich Symeon aż do Jezusa, a oni pozdrowili Go ze czcią i prosili o pouczenie. Jezus rozmawiał z nimi w jednej z sal dość długo, tak iż lampy musiano zaświecić. Pocieszał ich, opowiadał im w przypowieści o Trzech Królach i obiecał, że światło nauki zwróci się także do pogan.

 

Obaj wysłani do Kafarnaum uczniowie wrócili znów do Sychor i oznajmili Jezusowi o rychłym przybyciu czterech powołanych tu uczniów. Jezus wyszedł naprzeciw nich o trzy do czterech godzin drogi przez wzgórza i spotkał się z nimi w pewnej gospodzie, położonej już w Galilei. Oprócz powołanych czterech przyszło tam jeszcze siedmiu innych, między nimi Jan, i kilka niewiast, z których poznałam Marię Marka z Jerozolimy i matkę i siostrę oblubieńca Natanaela. Powołani byli Piotr, Andrzej, Jakub Młodszy i Natanael Chased. Gdy się ściemniło, powrócił Jezus z wymienionymi czterema i dwoma innymi uczniami do Sychar; siedmiu zaś niepowołanych powróciło do Galilei. Noc była nadzwyczaj miła, prawdziwie letnia; zapach ziół napełniał powietrze, a niebo było bardzo jasne. Uczniowie szli czasem razem z Jezusem, to znowu jedni wyprzedzali Go, inni pozostawali w tyle, a Jezus szedł sam w środku. Raz zatrzymali się na spoczynek w urodzajnej okolicy w pobliżu łąk wodnistych, pod drzewami, pełnymi owoców. Gdy wyruszali w dalszą drogę, wzleciało równocześnie z łąk stado ptaków, towarzyszących im przez całą drogę. Ptaki te były prawie tak wielkie jak kury, miały czerwone dzioby i długie ostre skrzydła, podobne do tych, z jakimi malują aniołów, i prowadziły między sobą osobliwe świergotanie. Odprowadziły tak podróżnych aż do miasta i tu spuściły się w trzciny, rosnące na wodzie. Umiały one biegać po wodzie, jak kurki wodne.  Wzruszający to przedstawiało widok na tle tej pięknej nocy, gdy Jezus zatrzymywał się czasem, nauczając lub modląc się, a ptaki równocześnie także spuszczały się na ziemię. Przeszedłszy przez górę, zaszli podróżni ku miastu. Symeon wyszedł im naprzeciw, umył wszystkim nogi i podał im w przedsionku lekki posiłek i kubek wina, a potem wprowadził ich do swego domu. Wyżej wspomniane ptaki wodne, przypominające lotem gołębie, były własnością Symeona. Przez dzień nauczał Jezus, a wieczorem święcił szabat w domu swego gospodarza. Oprócz Jezusa i uczniów zgromadziło się około dwudziestu Żydów. Dom Symeona był bardzo wysoki. Synagoga bardzo ładnie urządzona, znajdowała się w podziemnym sklepieniu, a schodziło się do niej po schodach. Był tam lektor, który czytał i kierował śpiewem. Następnie nauczał Jezus. Noc spędzili uczniowie wspólnie z Jezusem w tym samym domu.

 

Spali tylko kilka godzin i już z brzaskiem dnia byli na drodze, prowadzącej przez kręte ścieżki górskie do małego żydowskiego miasteczka w krainie Chabul. Tu mieszkali również wypędzeni żydzi, którzy już nieraz pragnęli pojednać się, lecz faryzeusze nie chcieli ich przyjąć. Wyczekiwali oni z upragnieniem przyjścia Jezusa, nie uważali się jednak za godnych, aby posłać do Niego i prosić o przybycie do nich. Teraz szedł Jezus z własnej woli do nich. Ponieważ droga przez góry była kręta, trzeba było iść tam pięć do sześciu godzin.

 

Gdy zbliżali się do miasteczka, poszło kilku uczniów naprzód i oznajmili przełożonemu synagogi przybycie Jezusa. Jezus odbywał dziś podróż, pomimo że był szabat, gdyż w kraju tym, gdy zachodziła potrzeba, nie zachowywał tak ściśle tego prawa. Przełożeni synagogi przyjęli Go z wielką pokorą. Umyli Mu nogi i uczniom, i podali im zakąskę. Potem kazał Jezus oprowadzić się po wszystkich chorych i uleczył około dwudziestu. Między nimi byli niektórzy całkiem chromi, ślepi, cierpiący na wodną puchlinę, niewiasty mające krwotoki, również wielu trędowatych i chore dzieci.

 

4

 

Na ulicy krzyczało za Nim kilku opętanych; tych Jezus uwolnił od złego ducha. Wszystko odbywało się zresztą spokojnie i cicho. Uczniowie już to pomagali podnosić uleczonych, już to pouczali ludzi, którzy szli za nimi i gromadzili się u drzwi. Przed uzdrowieniem napominał Jezus chorych do wzbudzania w sobie silnej wiary i poprawy życia; tych, którzy wiarę już mieli, leczył zaraz, wznosząc oczy w niebo i modląc się nad nimi. Innych znowu dotykał się, lub przeciągał ręką po nich. To znowu błogosławił wodę i własnoręcznie kropił nią chorych, i uczniom kazał skrapiać cały dom. W jednym domu spożył Jezus z uczniami posiłek i wypił kubek wina. Niektórzy z uzdrowionych, powstawszy, rzucali się przed Nim z podzięką na ziemię, a potem szli za Nim, uradowani w duchu, podobnie jak u nas idzie się za Najświętszym Sakramentem, lecz zawsze w przyzwoitej przez uszanowanie odległości. Innym rozkazał Jezus pozostać.

 


 

 

 

 

 

 

 

Niektórym, a mianowicie trędowatym i dzieciom, kazał Jezus skąpać się w wodzie, pobłogosławionej przez Niego. Koło synagogi była studnia dość głęboka, do której schodziło się po schodach. Przechodząc koło niej, pobłogosławił ją Jezus, a potem wrzucił do niej soli, którą również przedtem pobłogosławił. Nauczał przy tym o Elizeuszu, który solą uświęcił wodę koło Jerycha i wytłumaczył znaczenie soli. Polecił również, aby na przyszłość myli się w tej studni ludzie, gdy będą się czuli słabymi. Sól, potrzebną do wrzucenia, podali Mu uczniowie; oni również przytrzymywali Mu płaszcz, który Jezus czasem, błogosławiąc, zdejmował. Błogosławił zaś Jezus zawsze znakiem krzyża. Wszystko to czynił Jezus z wielką powagą i namaszczeniem.

 

Otrzymałam przy tym wewnętrzne objaśnienie, że kapłanom dana jest ta sama władza uzdrawiania. Niektórych chorych przynoszono do Jezusa na łóżkach, a On uzdrawiał ich. Miał jeszcze naukę koło synagogi, lecz posiłku już nie przyjmował. Nauczanie i uzdrawianie trwało przez cały dzień. Wieczorem po szabacie opuścił Jezus wraz z uczniami tę miejscowość, a żegnając się z mieszkańcami, rozkazał im pozostać, a oni, choć zasmuceni Jego odejściem, pokornie Go usłuchali. Przed odejściem poświęcił i oczyścił wody miejscowe. Przedtem były tu wody złe, pełne wężów i potworów o grubych głowach i wielkich ogonach. Po kilku godzinach drogi zaszedł Jezus z uczniami do leżącej w górach, wielkiej gospody, gdzie spożyli posiłek i przenocowali. Przedtem idąc tędy, pozostawili tę gospodę na boku.

 

Na drugi dzień zeszło się do tej gospody bardzo wielu ludzi z chorymi, gdyż wiedzieli, że Jezus tu przybędzie. Ludzie ci mieszkali po obu stronach góry w chatach, lub norach ziemnych. Od strony wschodniej mieszkali ubodzy Żydzi, po stronie zaś zachodniej, od Tyru, mieszkali poganie, i ci także tu przyszli. Jezus uczył o oczyszczeniu, o myciu i pokucie, i uzdrowił około trzydziestu chorych.

 

Poganie stali osobno i dopiero wtedy nauczał ich Jezus, gdy inni odeszli. Przemawiał do nich pocieszająco. Trwało to do południa. Ludzie ci mają małe ogródki i plantacje koło swych grot, a żywią się bądź to serem, wyrabianym z mleka owczego, a służącym im za chleb, bądć też zbierają plony ze swych ogrodów, jak również dzikie owoce i noszą je na sprzedaż. Noszą także w miechach wodę na sprzedaż, która ma tu wyborny smak, do miasteczka gdzie Jezus był wczoraj i do innych miejscowości. Było między nimi wielu trędowatych. Jezus pobłogosławił wodę, a oni musieli się w niej myć.

 

Wieczorem powrócił Jezus do Sychar — Libnat i tam nauczał, i obiecał chrzcić na drugi dzień. W podwórzu wielkiego domu Symeona była okrągła płaska cysterna, otoczona wkoło zagłębieniem, w które spływała zbyteczna woda. I tu woda nie była dobra i miała smak nieprzyjemny; toteż Jezus pobłogosławił ją i wrzucił do niej wielkie kawałki soli, której cała góra znajdowała się w okolicy.

 

Z cysterny tej wypuszczono wodę, wyczyszczono ją jeszcze raz i tu odbył się chrzest około trzydziestu osób. Ochrzcił się pan domu, męscy domownicy, kilku innych Żydów tutejszych, wielu pogan, którzy niedawno przychodzili do Jezusa, i niektórzy z mieszkających obok niewolników, z którymi Jezus rozmawiał nieraz, gdy powracali z roboty. Poganie musieli czekać aż na ostatek i odbyć wpierw pewne omywania. Jezus nalał najpierw do chrzcielnicy wody jordanowej z flaszeczki, którą miał przy sobie, i pobłogosławił ją. Następnie spuszczono wodę w kanał, otaczający chrzcielnicę w koło, tak, że chrzczeni stali po kolana w wodzie.

 

Jezus nauczał bardzo długo, przygotowując do chrztu. Mający się chrzcić przyszli w długich, szarych płaszczach z kapuzami na głowie (był to rodzaj płaszczów, używanych przy modlitwie). Wstępując do rowu, otaczającego chrzcielnicę, zdejmowali płaszcze; biodra jednak mieli osłonięte, a prócz tego okryci byli płaszczykiem, podobnym do szkaplerza, okrywającym piersi i grzbiet, a otwartym na ramionach. Jeden z uczniów kładł im rękę na plecy, a drugi na ramiona. Chrzczący nabierał płaską czarą wody z chrzcielnicy i polewał im kilkakroć głowę w imię Najwyższego. Najpierw chrzcił Andrzej, potem Piotr, a tego wreszcie zastąpił Saturnin. Pogan chrzczono na ostatku. Łącznie z przygotowaniami trwało to aż do wieczora.

 


Gdy ludzie odeszli, wyruszył Jezus sam z tej miejscowości, rozkazawszy uczniom iść osobno; podczas drogi złączyli się znowu i poszli w kierunku wschodnim ku Adma, położonego nad jeziorem Merom. Na noc zatrzymali się na spoczynek pod drzewami na bujnej, pięknej murawie.


Korzystanie przez nas z darów udzielonych nam przez Pana Boga może być również wspaniałym świadectwem dla innych. Oddając Panu Bogu coraz pełniej swoje życie, coraz bardziej otwieramy się na Jego dobroć i mądrość – i staje sie to coraz bardziej widoczne dla naszego otoczenia. To nasze światło nie ogranicza się do czasu modlitwy ani do umiejętności cytowania z pamięci Pisma Świętego. Polega ono na tym, że nawet najbardziej prozaiczne sytuacje naszego życia prześwieca dobroć Pana Boga. Im bardziej nasze serca sa oddane Panu Bogu, tym łatwiej innym dostrzec Go w naszym życiu.