Menu

Gościmy

Odwiedza nas 196  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Już raz kazał Herod uprowadzić Jana Chrzciciela z miejsca chrztu i trzymał go w więzieniu przez kilka tygodni w tym przekonaniu, że potrafi go zmienić, lub zachwiać jego stałość. Z obawy jednak przed wielkim tłumem, który zgromadził się dla słuchania nauki Jana, kazał go znowu wypuścić.

 

W najwyższej jakości komputerowej grafika sztucznej inteligencji w wykonaniu Pana Krzysztofa Król „Jan Chrzciciel w więzieniu”.

 

29

 

Odzyskawszy wolność, udał się Jan na dawniejsze miejsce chrztu, położone pod Ainon naprzeciw Salem, o półtorej godziny drogi na wschód od Jordanu, a o dwie godziny drogi na południe od Sukkot. Chrzcielnica leżała w pobliżu jeziorka, ciągnącego się na kwadrans drogi, z którego wypływały dwa strumyki, opływały wkoło pagórek i wpadały do Jordanu. Na pagórku tym stały resztki starego, mieszkalnego jeszcze zamku z wieżami; wkoło zamku ciągnęły się aleje i ogrody, a wśród nich pomniejsze budynki. Między jeziorkiem a pagórkiem leżała chrzcielnica Jana. Obszerny wierzchołek pagórka zagłębiał się, tworząc kotlinę; obok znajdowało się tarasowate murowane wzniesienie, nad którym rozpięli uczniowie namiot i skąd Jan nauczał. Przestrzeń ta należała do Filipa, wrzynając się zarazem klinem w posiadłości Heroda; dlatego też Herod obawiał się jeszcze nieco, wykonać zaplanowany zamach na Jana.

 

Do Jana zbiegają się znowu niezmierne tłumy ludu, w celu słuchania nauki jego, a między nimi całe karawany mieszkańców Arabii z wielbłądami i osłami i setki ludzi z Jerozolimy, z całej Judei, mężczyźni i kobiety. Jedne gromady odchodziły, drugie przychodziły, zajmując pagórek, brzegi, kotliny i wyżynę. Między tłumem był wzorowy porządek, zaprowadzony i utrzymywany przez uczniów Jana. Część ludzi leży na ziemi, dalsi siedzą, a najwięcej oddaleni stoją, tak że każdy wszystko widzi. Poganie stoją oddzieleni od Żydów, mężczyźni od kobiet, które zawsze były w tyle. Umieszczeni na stoku, siedzą najczęściej skuleni, podparłszy głowę ręką, inni siedzą lub leżą, objąwszy rękoma kolano.

 

Od czasu powrotu z niewoli przejęty jest Jan jakby nowym ogniem gorliwości. Głos jego brzmi nadzwyczaj mile, a przecież potężnie i donośnie; każde słowo jest zrozumiałe. Zebranych jest kilka tysięcy ludzi, a przecież wszyscy słyszą go jak najdokładniej. Ubranie Jana składa się tylko ze skór i gorsze jest od tego, które nosił, chrzcząc koło On, gdyż tam ubierał się często w długą suknię. Jan naucza o Jezusie, o prześladowaniu Go w Jerozolimie; wskazując w kierunku górnej Galilei, dodaje, że tam znajduje się teraz Jezus, tam uzdrawia. Wkrótce przybędzie On tutaj, a prześladowcy Jego nic nie wskórają, dopóki nie spełni się Jego posłannictwo.

 

Przybył tu także Herod wraz z żoną w orszaku żołnierzy z zamku Liwias, oddalonego dwanaście godzin drogi. Droga prowadziła obok Dibon, gdzie trzeba się było przeprawiać przez dwie odnogi jakiejś rzeczki. Do Dibon była droga dość dobra; dalej jednak stawała się nierówna, uciążliwa, dostępna właściwie tylko dla pieszych i dla zwierząt jucznych. Herod jechał jednak na długim, wąskim wozie, na którym leżało się, lub siedziało bokiem; wraz z nim siedziało kilku z orszaku. Zwyczajnie koła u wozów były niskie, okrągłe, grube, bez szprych. Miano jednak w zapasie z tyłu uwieszone większe koła i wałki. Droga była tak nierówna, że niekiedy zakładano z jednej strony wozu mniejsze koła, z drugiej zaś większe. W ogóle była podróż bardzo uciążliwa. Żona Heroda siedziała również na podobnym wozie wraz z garderobianymi. Jako zaprzęg służyły osły. Pochód otwierali i zamykali żołnierze i dworzanie Heroda.

 

Herod udał się tutaj, gdyż Jan nauczał w ostatnich czasach gorliwiej i goręcej niż przedtem, więc też Herod rad był go posłuchać i dowiedzieć się, czy nie mówi czegoś przeciw niemu. Żona jego czekała tylko sposobności, aby przyprowadzić go do ostatecznej złości przeciw Janowi. Udawała jednak dobrze usposobioną dla Jana, a chytrością powodowana, wybrała się wraz z Herodem w drogę. Tajną przyczyną podróży Heroda była także wiadomość, że Aretas, król arabski, a ojciec jego pierwszej żony, obecnie odepchniętej, przybył do Jana i przebywa w gronie uczniów jego. Chciał więc teraz wyśledzić, czy też tenże nie knuje co przeciw niemu wśród tłumów. Pierwsza jego żona, piękna i zacna niewiasta, przebywała obecnie w domu ojca, który słysząc o nauce Jana i o potępieniu przez tegoż postępku Heroda, wybrał się osobiście do Jana, aby zaczerpnąć u niego pociechy i usłyszeć zarazem jego naukę. Nie starał się jednak zwracać na siebie uwagi, lecz ubrany skromnie i prosto, krył się w gronie uczniów Jana, zachowując się względem nich jak im równy.

 


 

 

 

 

 

 

 

Herod zajechał do starego zamku, położonego na wzgórku, i stąd przysłuchiwał się nauce Jana, siedząc na stopniach tarasu przed zamkiem; żona jego, otoczona swym orszakiem i strażą, spoczywała na wezgłowiach pod namiotem. Jan tymczasem nauczał głośno lud, aby w serca ich nie wstępowała złość z powodu nieprawego małżeństwa Heroda; niech szanują go jako króla, nie naśladując go jednak. Cieszyło to i gniewało zarazem Heroda. Potęga, z jaką przemawia Jan, jest nieopisana. Głos jego donośnym jest jak grzmot, a przecież brzmi mile i zrozumiale. Zdaje się, jak gdyby chciał na ostatek wszystko, co możliwe, uczynić. Powiedział już nawet swoim uczniom, że czas jego zbliża się ku końcowi, że jednak nie powinni go opuszczać, lecz odwiedzać w więzieniu, gdy zostanie pojmany. Trzy dni już z rzędu nie jadł nic i nie pił, tylko nauczał o Jezusie i wykazywał Herodowi jego wiarołomstwo małżeńskie. Nie pomagały prośby uczniów, aby wstrzymał naukę i pokrzepił się; pełen natchnienia, nie znał miary w gorliwości.

 

Nadzwyczaj piękny widok roztacza się z wyżyny, na której Jan naucza. Hen w dali widać wstęgę Jordanu, bliżej zaś okoliczne miasta, rozsiane wśród pól i sadów. Musiała stać niegdyś na tych polach wielka budowla, gdyż jeszcze teraz widać gdzieniegdzie grube, porosłe murawą łuki kamienne, podobne do mostów. Do zamku, w którym mieszka Herod, przybudowanych jest kilka nowych wież i w tych znajdują, się jego pokoje.

 

Okolica ta bogata jest w źródła; basen kąpielowy znajduje się w doskonałym stanie. Zbudowany jest sztucznie, a zasila go woda, płynąca przez sklepiony kanał ze źródła, znajdującego się na pagórku, na którym Jan naucza. Owalną chrzcielnicę otaczają trzy zieleniejące się piękne tarasy, przecięte pięciu przejściami. Jest ona mniejsza, lecz piękniejsza niż Betsda pod Jerozolimą, gdyż tę ostatnią zanieczyszcza trzcina lub liście, spadające z nadbrzeżnych drzew. Chrzcielnica leży za pagórkiem, a za nią o sto pięćdziesiąt kroków obszerny staw, pełen ryb. Ryby te zbierały się zawsze gromadnie ku tej stronie, gdzie Jan nauczał, jak gdyby chciały także słuchać jego nauki. Na stawie są małe czółna, wydrążone kłody, najwyżej na dwie osoby, z siedzeniem w środku, przeznaczone do rybołówstwa. Jan je bardzo mało i skromnie, a nawet, gdy je wspólnie z uczniami, zadowala się czym bądź. Modli się często w nocy na osobności, spoglądając długo w niebo.

 

Jan wiedział, że zbliża się jego niewola, dlatego też mówił z takim natchnieniem, żegnając się zarazem ze wszystkimi. Potężniej niż zwykle głosił przyjście Zbawiciela, mówiąc: „Przybędzie teraz Jezus, ja zaś muszę ustąpić, do Niego więc zwróćcie się. Jednak i Jezus wkrótce odjętym wam będzie. Jesteście narodem twardym, nieużytym. Przypomnijcie sobie, jak przybyłem najpierw przygotować drogę Panu, jak budowałem mosty i ścieżki, usuwałem kamienie, porządkowałem chrzcielnice, sprowadzałem wodę. Ciężka to była praca wobec twardej ziemi, twardych skał i sękatego drzewa. Potem miałem do czynienia z narodem, równie zatwardziałym, grubiańskim, nieużytym. Ci jednak, których nawróciłem, niech idą teraz do Pana, do ulubionego Syna Ojca; których On przyjmie, będą przyjęci, których odrzuci, będą odrzuceni. Przyjdzie Pan i będzie nauczał i dokonywał dzieła, które ja przygotowałem." Wielokrotnie wyrzucał Jan Herodowi wobec ludu jego wiarołomstwo względem pierwszej żony, a Herod, który zresztą poważał go i lękał się, płonął w sercu gniewem przeciw niemu; nie dawał jednak tego poznać po sobie.

 

Nauka skończyła się i tłumy rozeszły się na wszystkie strony. Odeszli także przybysze z Arabii, a z nimi Aretas, teść Heroda; Herod nie widział go wcale. Żona Heroda odjechała już wpierw, a teraz oddalił się i Herod, ukrywając swą złość i żegnając się przyjaźnie z Janem.

 

Jan rozesłał jeszcze wielu uczniów z poselstwami w różne strony, innych rozpuścił, a sam udał się do namiotu, aby skupić ducha na modlitwie. Zmierzch zapadł. Uczniowie oddalili się już, wtem otoczyło namiot około dwudziestu żołnierzy. Rozstawili straże ze wszystkich stron, a następnie weszli do namiotu. Jan oznajmił natychmiast, że spokojnie pójdzie za nimi, gdyż wie, że czas jego nadszedł i że musi ustąpić miejsca Jezusowi; nie potrzebują go wiązać, gdyż dobrowolnie pójdzie, niech tylko prowadzą go spokojnie, aby uniknąć zaburzeń. Zabrawszy go więc, odeszli z nim szybkim krokiem. Jan miał na sobie tylko skórę surową i laskę w ręce. Gdy go uprowadzano, zbliżyło się kilku uczniów, a Jan spojrzeniem pożegnał ich, prosząc, by go odwiedzili w więzieniu. Wkrótce po uprowadzeniu zeszli się inni uczniowie i tłum ludzi. Okrzyk się rozległ: „Uprowadzono nam Jana!" Wkoło słychać było jęki i łkania żałosne. Chciano iść za nimi, lecz nie znano drogi; żołnierze bowiem zeszli wkrótce ze zwykłej drogi i jakimiś wertepami udali się z Janem ku południowi. Uwięzienie Jana było powodem wielkiego zamieszania, żalu i narzekania. Uczniowie rozproszyli się na wszystkie strony, podobnie jak później przy pojmaniu Jezusa, i roznieśli tę smutną wieść po całym kraju.

 


 

 

 

 

 

 

 

Na więzienie dla Jana przeznaczono najpierw jedną z wież w Hesebon, dokąd żołnierze z nim szli przez całą noc. Nad ranem wyszli naprzeciw nich inni żołnierze z Hesebon, a to dla bezpieczeństwa, gdyż już rozgłosiło się, że Jana pojmano i gdzieniegdzie natrafiano na zbiegowiska. Żołnierze, prowadzący go, byli zdaje się, rodzajem przybocznej gwardii Heroda. Uzbrojeni byli w łuskowate lub pierścieniowe pancerze, chroniące pierś i plecy od pocisków, tudzież w długie włócznie.

 

W Hesebon zgromadziły się tłumy ludzi przed więzieniem Jana i straże wiele miały trudu, aby natrętów odpędzić. U góry więzienia umieszczone były otwory. Jan, będąc już w więzieniu, przemówił tak donośnym głosem, że zewnątrz stojący mogli go słyszeć: „Przygotowywałem drogi, kruszyłem skały, ścinałem twarde drzewa, kopałem źródła i studnie, budowałem mosty i w ogóle miałem do czynienia z twardymi, nieużytymi przedmiotami. Takim jesteś i ty, narodzie, i dlatego pojmano mnie. Teraz zwróćcie się do Tego, którego głosiłem, do Tego, który nadchodzi utorowaną drogą. Gdy Pan nadchodzi, ustępują ci, którzy drogę przygotowywali; zwróćcie się więc do Jezusa! Nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u trzewika Jego. Jezus jest Światłem, Prawdą, Synem Ojca!" Następnie prosił Jan uczniów, aby odwiedzali go w więzieniu, gdyż jeszcze nie przyszła jego godzina, jeszcze nie odważą się nań targnąć. Nauka jego była tak głośna i wyraźna, jak gdyby stał na swojej mównicy wśród zgromadzonego ludu. Powoli rozpędziły straże zebrane tłum. Zbiegowiska takie i przemowy Jana powtarzały się jeszcze nieraz.

 

Z Hesebon przeprowadzili żołnierze Jana do więzienia w Macherus, położonym na wysokiej, skalistej górze. Więziono go wraz z innymi więźniami w niskim, wąskim, krytym wozie, zaprzężonym w osły. Przybywszy do Macherus, zaprowadzili żołnierze Jana stromą ścieżką górską do twierdzy; nie weszli jednak przez główną bramę, lecz skręciwszy w bok, otworzyli jakieś tajemne przejście, zwyczajnie zasłonięte murawą. Był to wąski korytarzyk, prowadzący w dół pod ziemię. Na końcu jego, mniej więcej pod bramą, były drzwi ze spiżu, które otworzywszy, wprowadzili żołnierze Jana do obszernego podziemnego lochu, do którego dochodziło światło przez otwory w górze. W lochu było wprawdzie czysto, lecz brak wszelkiego wygodnego urządzenia.

 

W najwyższej jakości komputerowej grafika sztucznej inteligencji w wykonaniu Pana Krzysztofa Król „Jan Chrzciciel w więzieniu”.

 

30

 

Z miejsca chrztu udał się Herod do zamku swego, zwanego Herodium, zbudowanego przez Heroda starszego. Swego czasu kazał tenże dla swej rozrywki topić tutaj ludzi w stawie zamkowym. Herod, pełen gniewu i rozdrażnienia z powodu Jana, nie dopuszczał do siebie nikogo. Przejmowała go także i trwoga, gdyż wielu ludzi przychodziło z zażaleniem do niego, że kazał pojmać Jana. Toteż zamknąwszy się w swoich komnatach, nie pokazywał się nikomu i nie przyjmował nikogo.

 

 Mt 11,2-6 Tymczasem Jan, skoro usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: «Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» Jezus im odpowiedział: «Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi».

 
Pan Jezus nie odpowiada bezpośrednio na pytanie Jana, ale pośrednio odnosi się do czasu zbawienia, który prorocy i królowie chcieli zobaczyć. Odwołuje się także do własnych doświadczeń przesłuchujących: "Idź i powiedz Janowi, co słyszysz i widzisz: niewidomi odzyskują wzrok i chromi chodzą, trędowaci oczyszczają się, a głusi słyszą, a umarli powstają, a ubogim głosi się Ewangelię".
 
Także my, w obliczu rzeczywistości niesprawiedliwości społecznej, politycznej i ekonomicznej, płci, rzeczywistości ucisku, niszczenia przyrody, eksterminacji mniejszości etnicznych, z pewnością chcielibyśmy usłyszeć, że Pan Bóg przyjdzie jak grzmot niszczący wszelkie zło, które nas dotyka.
 
Pan Bóg nie działa w sposób bezpośredniej interwencji, nie szanując wolności, którą nam dał. Działa z jedynym ogniem, jakim jest ogień miłości. A miłość otwiera nas na Boże zbawienie i zachęca nas do życia i walki o świat miłości, sprawiedliwości i pokoju dla wszystkich.
 

15

 

Po niejakimś czasie pozwolono uczniom Jana przychodzić po kilku w pobliże więzienia, rozmawiać z Janem, a nawet podać mu co potrzebnego przez kratę. Jeśli jednak przybywali w większej liczbie, straże odpędzały ich od więzienia. Czyniono to zapewne przez ostrożność. Więzienie Jana było obszerne i widne, lecz nie było w nim żadnych sprzętów z wyjątkiem ławy kamiennej zastępującej łoże. Rozmawiając z uczniami, rozkazał im Jan tak długo jeszcze chrzcić w Ainon, dopóki Jezus tam nie przybędzie i każe swym uczniom chrzcić. Jan jest nadzwyczaj poważny. W obliczu jego przebijało się zawsze głębokie zamyślenie i smętność jako u tego, który kochał nad życie i głosił wszystkim Baranka Bożego, lecz wiedział zarazem, że własny naród śmierć męczeńską Mu zada.

 

"Świat.... przemija, a z nim jego pożądliwość – przypomina Jan Ewangelista – kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki". Będzie to można powiedzieć o tych z nas, którzy zdecydują się budować nie na piasku ludzkich opinii i oczekiwań, lecz na Panu Jezusie, który, choć tak często odrzucany i wyśmiewany, prowadzi nas do prawdziwego zwycięstwa.