Menu

Gościmy

Odwiedza nas 47  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

Po niejakim czasie miał Jan do uczniów mowę nad Jordanem o rychło mającym nastąpić chrzcie Mesjasza, którego nigdy nie widział. Odezwał się do nich w te słowa: „Na świadectwo prawdziwości mych słów, pokażę wam miejsce, gdzie Mesjasz będzie chrzczony. Patrzcie, oto wody Jordanu rozstąpią się, a z głębi ich ukaże się wyspa!” W tej samej chwili rozstąpiły się rzeczywiście fale wody, a zdziwionym uczniom ukazała się mała, okrągła wysepka, utworzona z jakiejś białawej ziemi. Stało się to w tym samym miejscu, gdzie niegdyś przechodzili Izraelici z Arką Przymierza i którędy przechodził Eliasz, rozdzieliwszy wody płaszczem.


Wielkie wzruszenie opanowało na ten widok obecnych. Padli na kolana, wznosząc ku niebu modły dziękczynne. Tymczasem pokładł Jan w wodę z pomocą uczniów wielkie kamienie od brzegu ku wysepce, położył na nie drzewa i gałęzie i wysypał z wierzchu drobnymi kamykami. Tak powstał mostek, po którym można było przejść na wysepkę, a pod którym woda swobodnie przepływała. Dokoła wysepki zasadzili dwanaście drzewek, połączywszy je razem, tak, że tworzyły jakby altanę, u góry otwartą. Między drzewkami pozasadzali krzewy, o kwiatach białych i czerwonych z owocami żółtymi, zakończonymi ładną szypułką. Krzaków tych była nad brzegiem wielka obfitość. Całość wyglądała bardzo pięknie, gdyż jedne krzewy dopiero kwitły, podczas gdy drugie uginały się już pod ciężarem owoców.


Nowa wysepka, utworzona na miejscu, którędy przechodzili Izraelici, wydawała się skalista, a łożysko rzeki bardziej pogłębione, jak za czasów Jozuego. Stan wody jednak był o wiele niższy, niż dawniej, i gdy na słowa Jana wysepka wyłoniła się z wody, nie wiedziałam właściwie, czy dno rzeki się podnosi, czy tylko woda się cofa.


Na skraju wysepki na lewo od mostu wykopano dół, który zaraz napełnił się czyściutką wodą. Kilka stopni prowadziło w dół, a tuż ponad wodą leżał gładki, czerwony trójkątny kamień, na którym miał Jezus stać podczas chrztu. Na prawo od tego kamienia było piękne, pełne owoców drzewo palmowe, którego trzymał się Jezus podczas obrzędu chrztu. Brzeg studni wyłożony był ładnymi kamieniami, a w ogóle we wszystkim znać było staranne, skrzętne wykonanie.


Kiedyś dawniej widziałam przejście Izraelitów tędy. Było to w czasie, gdy wody Jordanu wezbrały. Na samym przodzie, w dość wielkiej odległości przed resztą ludu niesiono Arkę Przymierza. Pomiędzy dwunastu mężami, którzy nieśli i towarzyszyli Arce Przymierza, był także Jozue, Kaleb i zdaje mi się, Enoi. Gdy przyszli nad Jordan, jeden tylko niósł Arkę z przodu, a inni z tyłu. Zaledwie spód Arki dotknął się powierzchni wody, w tej chwili woda wstrzymała się, skrzepła i spiętrzyła w górę ogromnie wysoko, tak że aż z miasta Zartan można ją było widzieć. Skutkiem tego osuszyło się łożysko rzeki od miejsca gdzie arka stała, w stronę Morza martwego. Tymczasem nadeszli ciągnący Izraelici i przeprawili się oddaleni od Arki suchą nogą na drugi brzeg.


Ludzie niosący arkę stanęli mniej więcej w środku rzeki, gdzie leżały cztery wielkie, jak krew czerwone, graniaste kamienie; z obu ich stron leżało w dwóch rzędach po sześć trójgraniastych gładko ciosanych kamieni, czyli po dwanaście z każdej strony. Każdy z nich był ostrym końcem zagłębiony w ziemię. Niosący Arkę lewici postawili ją na czterech środkowych kamieniach, a sami stanęli, po sześciu z każdej strony, między rzędami kamieni trójgraniastych. Kamienie na zewnątrz leżące, były różnokolorowe, ozdobione odciskami rozmaitych figur i kwiatów.

 


 

 

 

 

 

 

Jozue wybrał dwunastu mężów, po jednym z każdego pokolenia, i kazał te kamienie wynieść na brzeg i tam w pewnym oddaleniu ustawić w dwóch rzędach, na pamiątkę przejścia przez Jordan. Wyryto na nich imiona dwunastu pokoleń i tych, którzy je przenosili. Za czasów Jana nie było ich już w tym miejscu. Nie wiem, czy przysypane są ziemia, czy też uległy zniszczeniu podczas licznych wojen. To jednak pewne, że w tym miejscu stał namiot Jana. W późniejszych czasach wybudowano tu kościół, zdaje mi się za staraniem cesarzowej Heleny. Kamienie, na których stali lewici obok Arki, były o wiele większe; po odejściu lewitów obrócono je ostrymi końcami do góry. Wody, spiętrzone do góry, opadły po przejściu Izraelitów i przeniesieniu Arki, i znowu płynął Jordan jak zwyczajnie.


W tym właśnie miejscu, na którym stała Arka, wykopał Jan na nowo powstałej wyspie studnię, w której Jezus miał przyjąć chrzest.


Poziom studni położony był niżej, niż powierzchnia wysepki tak, iż ten, który w niej stał, mógł być z brzegu widziany tylko po piersi. Studnia zbudowana była w ośmiokąt, mający około pięć stóp średnicy i była otoczona krawędzią, w pięciu miejscach przerwaną, na tyle szeroką, że sporo ludzi mogło na niej stanąć.


Owych dwanaście trójgraniastych kamieni, na których lewici stali, wystawało z ziemi po obu stronach studni. W samej zaś studni leżały pod wodą owe graniaste kamienie, na których spoczywała Arka. Kamienie te można było i dawniej czasem widzieć przy niskim stanie wody w Jordanie.


Tuż przy brzegu leżał wbity ostrym końcem w ziemię trójgraniasty piramidalny kamień, na którym stał Jezus podczas chrztu, gdy Duch Święty zstąpił na Niego. Po prawej ręce stało wspomniane wyżej drzewo palmowe, którego się trzymał podczas chrztu, po lewej stał Jan Chrzciciel. Kamień, na którym stał Jezus, nie należał do owych dwunastu kamieni; zdaje mi się, że Jan przyniósł go umyślnie z brzegu. Znać było na nim odciski rozmaitych kwiatów. Tamte kamienie były również ozdobione odciskami, a przy tym różnobarwne. Większe były o wiele od tych, które Jozue kazał wynieść na brzeg. Zdaje mi się, że były to drogie kamienie, i że umieścił je tu Melchizedech, zupełnie małe, w czasach, gdy Jordan nie płynął jeszcze tędy. Podobnie zaznaczał Melchizedech wiele innych miejsc, które później miały być widownią ważnych zdarzeń dziejowych.


Zdaje mi się także, że z tych, lub z wyniesionych na brzeg kamieni, wyrobione były drogie kamienie na napierśniku Jana, który miał na sobie podczas obecnej uroczystości.

 

W co zainwestujemy nasze życie? Jakim sprawom poświęcimy swoje siły? Własnej wygodzie? Egzekwowaniu tego, co mi się strasznie należy od innych? Rozmyślaniom o naszym ciężkim losie? Czy też ze względu na Pana Jezusa zechcemy przez cały dzień oddawać życie przez rzetelne pełnienie obowiązków, służbę swojej rodzinie, wierności danemu słowu, odważne i konsekwentne opowiadanie się po stronie Ewangelii?