Menu

Gościmy

Odwiedza nas 224  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Piotr, będąc w Samarii, rozmawiał wiele z owym młodzieńcem, który chciał być przyjęty na ucznia, ale jeszcze wciąż się namyślał. Oznajmił to teraz Jezusowi.

 


Jezus udał się teraz z wszystkimi uczniami o pół godziny drogi na północny wschód, wyminąwszy miasto i zatrzymał się na spoczynek pod drzewami. Po drodze i tutaj rozmawiał Pan o żniwie, mówiąc: „Istnieje przysłowie, którego i wy często używacie: Jeszcze cztery miesiące, a potem będzie żniwo”. Leniwi zawsze odkładają czekającą ich robotę, a oto niech popatrzą, że wszystko zboże dojrzało już do żniwa”. Rozumiał tu Samarytan i innych, którzy gotowi już byli do nawróceni. „Wy, uczniowie Moi, powołani jesteście do żniwa, lecz nie wy sialiście; zasiewał kto inny, a mianowicie prorocy, Jan i Ja Sam. Kto zbiera, otrzyma zapłatę i zbierze owoc na żywot wieczny, a więc wspólna będzie radość siewcy i żniwiarza; tu sprawdza się przysłowie: inny zasiał, a inny zbiera plon. Wysyłałem was, abyście zebrali to, co inni zasiali. Inni uprawiali, a wyście teraz powołani do roboty. Tak rozmawiał Jezus z uczniami, aby dodać im ochoty do dalszej pracy. Krótko jednak spoczywali, a potem znowu się rozdzielili; z Jezusem pozostał tylko Andrzej, Filip, Saturnin i Jan, inni udali się ku Galilei drogą między Tebez i Samarią.

 


Pozostawiwszy Sychar na prawo, udał się teraz Jezus z uczniami w kierunku południowo-wschodnim na oddalone o godzinę drogi pole, na którym stało około dwadzieścia chat pasterskich i namiotów. Tu oczekiwały Go w jednym z większych domów Najświętsza Panna, Maria Kleofasowa, nadto żona Jakuba Starszego i dwie wdowy. Były one już tu od rana, przyniósłszy ze sobą żywność i małe flaszeczki balsamu; teraz zaś przyrządziły ucztę. Przy powitaniu podał Jezus Swej Matce obie ręce, a Ona skłoniła głowę przed Nim; niewiasty witały Go ukłonami, krzyżując ręce na piersiach. Do uczty zasiedli wszyscy pod drzewem, stojącym na dziedzińcu.

 


Między mieszkającymi w pobliżu pasterzami żyli także rodzice owych młodzieńców, których Jezus po wskrzeszeniu Łazarza wziął ze sobą, wybierając się w podróż ku Arabii i Egiptowi. Ludzie ci towarzyszyli niegdyś Trzem Królom do Betlejem, a potem, gdy ci pospiesznie wracali, pozostali przypadkowo w kraju i osiedlili się tutaj, pojąwszy za żony córki pasterzy z okolic Betlejemu. Stąd aż do Betlejem ciągnęły się wzdłuż głębokich, krętych dolin osady pasterskie. Ludzie mieszkający tu, a była ich dość wielka liczba, uprawiali rolę, należącą niegdyś do Józefa, a dzierżawiną przez Sychemitów, sami jednak nie byli Samarytanami.


Zaraz na wstępie prosiła Najświętsza Pana Jezusa, aby uleczył chromego chłopca, którego pasterze z sąsiedztwa tu przynieśli. Już dawniej prosili oni Maryję o wstawiennictwo. Często trafiało się, że Maryja wstawiała się za kimś, a dzieło się to zawsze w sposób bardzo wzruszający. Jezus kazał przynieść owego chłopca liczącego dziewięć lat; rodzice przynieśli zatem chłopca przed dom na małym przenośnym łóżeczku. Jezus, przy którym stali uczniowie, zwrócił się najpierw z napomnieniem do rodziców, a ci, pełni bojaźliwego oczekiwania, cofnęli się nieco. Wtedy Jezus, schyliwszy się nad chłopcem, przemówił do niego i wziąwszy go za rękę, podniósł do góry. Chłopiec wstał natychmiast z łóżeczka, zdrów całkiem i rzucił się w objęcia rodziców, ci zaś z podzięką na ustach upadli do nóg Jezusowi. Radość ogarnęła wszystkich obecnych, Jezus zaś upomniał ich, aby złożyli dzięki Ojcu Niebieskiemu. Nauczał jeszcze chwilę zgromadzonych pasterzy, a potem zasiadł z uczniami do skromnej uczty, którą zastawiły niewiasty w altanie, stojącej przed domem pod wielkim drzewem. Maryja i niewiasty jadły osobno na jednym końcu stołu, Sądzę, że dom ten przeznaczony będzie niezawodnie na gospodę, którą urządzą i którą zarządzać będą niewiasty z Kafarnaum.

 


Podczas uczty zbliżyła się nieśmiało spora garstka ludzi z Sychar, między nimi Dina, niewiasta, która była przy studni. Nie zaraz ośmielili się przystąpić bliżej, gdyż nie nawykli byli do obcowania z tymi pasterzami Żydami. Dina najśmielsza z nich, zbliżyła się pierwsza i rozmawiała chwilę z niewiastami i Najświętszą Panną. Po uczcie pożegnali się Jezus i uczniowie z niewiastami, a te wybrały się zaraz z powrotem do Galilei, gdzie i Jezus ma pojutrze przybyć.


Jezus udał się teraz z Diną i resztą Samarytan do Sychar. Miasto to niewielkie, ma szerokie ulice i obszerne place. Samarytański dom modlitwy wygląda zewnątrz bogaciej i ozdobniej, niż synagogi po małych żydowskich miasteczkach. Kobiety z Sychar nie żyją w takim odosobnieniu, jak Żydówki; więcej przestają z mężczyznami. Zaledwie Jezus wszedł do Sychar, otoczyły go zaraz tłumy ludzi. Jezus nie szedł wcale do synagogi, lecz nauczał, idąc przez ulice, a potem na placu, na który stała mównica. Wszędzie zbiegało się mnóstwo ludzi pełnych radości, że Mesjasz raczył przybyć do nich.

 


Dina, wzruszona bardzo i zamyślona, stoi z niewiast najbliżej Pana. Doznaje teraz wielkiego szacunku, z powodu, ze pierwsza spotkała Jezusa. Rzekomego swego małżonka wysłała również do Jezusa, który w kilku słowach dał mu napomnienie, a on wzruszył się zaraz i  wstydem spłonął za swoje grzechy. Jezus nie bawił długo w Sychar, lecz wyszedłszy przeciwległą bramą, nauczał jeszcze przed miastem przy domach i ogrodach, ciągnących się dość daleko w dolinę. Wreszcie zatrzymał się w gospodzie o dobre pół godziny drogi od Sychar, przyrzekłszy ludziom, że następnego dnia znowu będzie w mieście nauczał.

 


Przyszedłszy nazajutrz do Sychar, nauczał Jezus przez cały dzień, już to w mieście z mównicy, już to przed miastem na wzgórku, wieczorem zaś w gospodzie. Z całej okolicy zeszła się ludność, idąc wciąż za Jezusem. Co chwila słychać było okrzyki: Teraz naucza tu, teraz naucza tam. Młodzieniec z Samarii słuchał raz także nauki, ale nie rozmawiał z Jezusem.

 


Dina jest zawsze na przedzie, zawsze najbliżej Jezusa. Uważa bacznie, jest wzruszona i poważna. Mówiła już o tym z Jezusem, że chce się natychmiast rozłączyć ze swym rzekomym mężem. Stosownie do Jego woli chcą cały swój majątek oddać na przyszłą gminę i na ubogich. Co do tego, dał jej Jezus odpowiednie wskazówki. Bardzo wielu ludzi było wzruszonych i mówili do niej: „Miałaś słuszność, otóż teraz sami słyszeliśmy Go na własne uszy i widzimy, że jest Mesjaszem". Niewiasta ta ma teraz cześć ogólną, jest poważna a zarazem pełna radości; nie wiem dlaczego, ale czułam do niej zawsze szczególniejszą przychylność.

 


Jezus nauczał tu, jak i gdzie indziej, o wzięciu Jana do niewoli, o prześladowaniu proroków, o zwiastunie, przygotowującym drogi, o synu posłanym do winnicy, który zostanie zabity. Zaznaczał zaś wyraźnie, że Jego to Ojciec posłał. Nauczał także o tym wszystkim, co już mówił niewieście przy studni, tj. o żywej wodzie, o górze Garizim, o zbawieniu nadchodzącym dla Żydów, o bliskości królestwa i sądu i o karze na złe sługi, którzy zabili syna, właściciela winnicy. Wielu zapytywało Go, gdzie mają się dać ochrzcić i oczyścić, kiedy Jana pojmano. Na to rzekł im Jezus, że uczniowie Jana chrzczą znowu obok Ainon z tamtej strony Jordanu, i że dopóki On sam tam nie przybędzie i nie każe chrzcić, do nich powinni się po chrzest udawać. Rzeczywiście wielu z nich udało się tam zaraz dnia następnego.

 


Nazajutrz nauczał Jezus w gospodzie i na okolicznych wzgórkach, a nauki słuchały różne tłumy ludzi, robotnicy, a nawet owi niewolnicy, których Jezus po Swoim chrzcie pocieszał na polu pasterskim obok Betabary. Między tłumem byli także szpiedzy, wysłani przez okolicznych faryzeuszów. Ze złością w sercu słuchali Jego nauki, a zszedłszy się razem, pospuszczali głowy i pomrukiwali szyderczo, nie śmieli jednak zagadnąć Jezusa, a On też nie zwracał na nich uwagi. Między ludnością samarytańską, jak też nauczycielami, było także wielu niechętnych nauce Jezusa.

 

 

Z jakichś powodów jest nam bardzo trudno wybaczać doznane krzywdy (te drobne i te poważne), choć przecież wiemy, że Pan Bóg przebaczył nam bardzo wiele grzechów. Ale starajmy się codziennie uczynić choćby mały krok w stronę przebaczenia, prosząc Ojca Niebieskiego, który okazuje miłosierdzie wszystkim bez wyjątku, aby nas uzdrowił, pocieszył i obdarzył mocą. Jeśli będziemy konsekwentnie dążyć do przebaczenia, a także prosić o przebaczenie własnych grzechów, wkrótce zauważymy postępy. Nie tylko przebaczenie stanie się coraz łatwiejsze, ale poczujemy też, że jesteśmy lżejsi na duchu. Niepokój ustąpi miejsca poczuciu wolności, które będzie nam towarzyszyć w obliczu wszelkich wyzwań stawianych przez życie.