Menu

Gościmy

Odwiedza nas 224  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

I dalej mówił Jezus: „Nadchodzi jednak godzina, a nawet już nadeszła, kiedy prawdziwi czciciele będą czcić Ojca w duchu i prawdzie; gdyż takich czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem, ci więc, którzy Go czczą, muszą Go czcić w duchu i prawdzie”. Słowa te Zbawiciela oznaczały: „Samario, nadchodzi godzina, nawet już nadeszła, kiedy Ojciec musi być czczony przez prawdziwych czcicieli w Duchu Świętym i w Synie, który jest sam Drogą i Prawdą”. Dina odrzekła na to Jezusowi: „Wiem, że Mesjasz ma przyjść, kiedy więc nadejdzie, wszystko nam objawi”. Przez nią zaś mówiła tu przy studni Jakubowej ta część sekty samarytańskiej, która mogła rościć sobie jakieś prawo do otrzymania danej obietnicy: „Ufam i wierzę, że Mesjasz przybędzie i poda nam rękę pomocną”. Na to rzekł Jezus: „Ja nim jestem, który z tobą mówi..”


 Znaczyło to tyle, jak gdyby rzekł do wszystkich Samarytan, chcących się nawrócić: „Samario! Przybyłem do studni Jakuba, pragnąc za tobą, ty wodo źródlana! A gdyś Mnie nasyciła, obiecałem ci żywą wodę, która usuwa na zawsze pragnienie; wtedy ty z wiarą i ufnością wyznałaś Mi twą tęsknotę za tą wodą. Oto, udzielam ci nagrody, gdyż pragnieniem twym za mną zaspokoiłaś Moje pragnienie za tobą Samario, Ja jestem źródłem żywej wody, Ja, który z tobą mówię, jestem Mesjaszem”.

 

24

 

Gdy Jezus rzekł: Ja jestem, który z tobą mówię, — spojrzała Dina na Niego z podziwem i drżeniem, przejęta świętą radością; nagle jednak opamiętała się i zostawiwszy studnię otwartą, a miech z wodą na ziemi, zbiegła prędko z pagórka, spiesząc do Sychar, aby oznajmić swemu mężowi i innym o tym, co się jej zdarzyło. Było wprawdzie surowo zakazane pozostawiać studnię Jakubową otwartą, ale co ją tam obchodziła teraz studnia Jakubowa, co ją obchodziło wiadro wody ziemskiej! Oto otrzymała zdrój żywej wody, a jej serce, przejęte miłością i radością, pragnęło i innych jak najprędzej nią orzeźwić. Biegnąc z otwartej altany studziennej, spotkała trzech uczniów, którzy przynieśli żywność i już dłuższy czas stali w niewielkim oddaleniu od drzwi studni, zadziwieni tym, o czym może ich mistrz tak długo rozmawiać z Samarytanką; z uszanowania jednak dla Niego nie zapytywali Go o to. Dina tymczasem pobiegła do Sychar i z zapałem rzekła do męża i innych ludzi, stojących na ulicy: „Chodźcie na wzgórek do studni Jakubowej, a ujrzycie tam męża, który wyjawił mi wszystkie tajemnice mego życia. Chodźcie, gdyż z pewnością jest to Chrystus!”

 


Tymczasem przystąpili trzej apostołowie do Jezusa, siedzącego u studni, i podając Mu z kosza małe placki i miód rzekli: „Jedz Mistrzu!” Jezus jednak powstał i wychodząc z domku, odrzekł: „Mam inną potrawę spożywać, której wy nie znacie.” Słysząc to, mówili uczniowie między sobą: „Czy może przyniósł Mu kto jedzenie? Czy może owa Samarytanka przyniosła Mu posiłek?" Jezus zaś nie chciał tracić tu czasu na jedzenie, lecz zszedłszy zaraz z pagórka, udał się ku Sychar, i podczas gdy uczniowie, idąc za Nim, posilali się, mówił do nich: „Potrawą dla Mnie jest czynienie woli Tego, który Mnie posłał, abym spełniał Jego posłannictwo”. Miał przy tym na myśli nawrócenie mieszkańców Sychar, których zbawienia dusza Jego łaknęła. Po drodze jeszcze niejednym z nimi rozmawiał.
W pobliżu miasta wybiegła naprzeciw Niego Samarytanka Dina, załatwiwszy już polecenie. Z pokorą w sercu, lecz zarazem z radością i otwartością przyłączyła się zaraz do Jezusa, a Ten rozmawiał z nią jeszcze wiele, już to idąc wolno ku miastu, już to przystając chwilami. Podczas rozmowy powtórzył jej wszystkie dawniejsze jej czyny i wyjawił cały jej stan duchowy. Niewiasta, poruszona bardzo, przyrzekła Mu w swoim i męża imieniu, opuścić wszystko i pójść za nim, a Jezus, widząc jej skruchę, wskazał jej odpowiedni sposób, w jaki ma odbyć pokutę i zmazać osobiste przewinienia.

 


 Dina była pojętną, roztropną niewiastą, pochodziła z mieszanego małżeństwa, z ojca poganina, z matki Żydówki; urodziła się na wsi pod Damaszkiem. Rodziców straciła wcześnie, a karmiła ją rozpustna mamka, z której złe skłonności wyssała. Dorósłszy, miała pięciu mężów jednego po drugim, a wszyscy zeszli z tego świata, częściowo przez zgryzoty, częściowo uprzątnięci przez jej miłośników. Miała trzy córki i dwóch prawie dorosłych synów; dzieci te pozostały u krewnych swych ojców, gdy sama zmuszona była opuścić Damaszek.

 


Synowie jej dostali się później w poczet siedemdziesięciu  dwóch uczniów. Człowiek, z którym żyła obecnie, był to bogaty kupiec, krewny jednego z poprzednich jej mężów. Ponieważ należała do sekty samarytańskiej, przeniosła się więc z nim do Sychar i żyła z nim bez ślubu, gospodarząc mu. W Sychar uchodzili za małżeństwo. Rzekomy jej mąż był to silny, rosły mężczyzna, liczący około trzydziestu lat, czerwony na twarzy i z rudym zarostem. Dina miała w swym sercu wiele wspólnego z Marią Magdaleną, tylko że niżej upadła, niż tamta. Jednak i Magdalena miała na sumieniu śmierć człowieka, gdyż zaraz na początku jej złego życia stracił życie jeden z miłośników z ręki drugiego. Dina była nadzwyczaj roztropną, dobroduszną, powolną niewiastą, odznaczała się wdziękiem, żywotnością i szybkością ruchów. Wciąż miała jednak wyrzuty sumienia. Teraz prowadziła już nieco lepsze życie. Żyła tylko ze swoim rzekomym mężem w domku odosobnionym, otoczonym rowem, blisko bramy, przy drodze prowadzącej do studni. W Sychar nie pogardzano nią, jednak mało z nią obcowano, gdyż miała odrębne zwyczaje i wyróżniała się od innych ozdobniejszym strojem, czego jej jednak, jako obcej, nie brano za złe.

 


Podczas gdy Jezus z nią rozmawiał, szli uczniowie wciąż w pewnym oddaleniu za Nim, dziwiąc się w duchu, o czym Jezus może rozmawiać z ta niewiastą. „Z takim trudem – mówili – staraliśmy się o żywność; dlaczegóż więc teraz nie je?”

 


Tuż przed Sychar pobiegła Dina naprzód, naprzeciw „męża” i tłumu ludzi, którzy wychodzili właśnie za bramę, ciekawi ujrzeć Jezusa. Gdy Jezus przyszedł bliżej, wskazała im Dina na Niego.  Pełni radości, powitali Go ludzie z wielkim zapałem. Jezus stanąwszy, skinął na nich ręką, aby umilkli, a potem rozmawiał z nimi uprzejmie przez kilka minut; między innymi rzekł, aby uwierzyli we wszystko, co niewiasta im powiedziała. Podczas tej rozmowy był zadziwiająco uprzejmy, a wzrok Jego był tak jasny i przenikliwy, że poruszył wszystkich serca i pociągnął je ku sobie. Natarczywie prosili Jezusa, aby koniecznie wszedł do miasta i nauczał ich. Jezus przyrzekł im to na później, teraz jednak nie wstąpił, lecz poszedł dalej. Działo się to mniej więcej między godzina trzecią a czwartą po południu.

 


Podczas gdy Jezus rozmawiał z Samarytanami przed bramą, nadeszli i inni uczniowie, wysłani rano w różne strony w rozmaitych sprawach; był między nimi i Piotr. I oni zdumieni i nie bardzo zadowoleni z tego, że Jezus tak długo rozmawia z Samarytanami. Byli skutkiem tego poniekąd zakłopotani, gdyż wychowani byli i wzrośli w tym uprzedzeniu, że z narodem tym nie można obcować, więc nie przywykli do takich rzeczy. Czuli się tym zgorszeni. Przyszły im na pamięć trudy wczorajsze i przedwczorajsze, szyderstwa, pośmiewiska i niedostatek, jaki musieli znosić; a przecież wiedzieli dobrze, na jakie ofiary zdobyły się kobiety w Betanii, sądzili więc, że odtąd lepiej wszystko pójdzie. Teraz, widząc obcowanie Jezusa z Samarytanami, myśleli w duchu, że w tym nie ma nic dziwnego, iż lepszego nie doznają przyjęcia. Przy tym mieli zawsze niedoskonałe, ziemskie pojęcie o królestwie, które Jezus miał założyć, myśleli więc, że gdyby o tym wszystkim wiedziani w Galilei, to i tam niezawodnie by ich wyszydzono.