Gościmy

Odwiedza nas 159  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Widziałam też jeszcze uroczystość wśród dzieci, poświęconych służbie w Świątyni. Wyprawiono im ucztę; zaś Maryja, stosownie do przyjętego zwyczaju, musiała się nauczycielek i pojedynczych dziewic pytać, czy pragną ją mieć wśród swego grona. Widziałam także taniec dziewczynek. Ustawiwszy się parami naprzeciw siebie, tańczyły, tworząc naprzemian krzyże i inne figury. Nie było to pląsanie, lecz raczej kołysanie się przypominające ruchy Żydów w czasie modlitwy. Kilka dziewcząt przygrywało na instrumentach muzycznych. Grały one na fletach, tryangułach i dzwonkach. Szczególnie jeden instrument brzmiał cudownie. Było to pudełeczko o ukośnych ścianach z naciągniętymi na nich strunami, na których brzdąkano. W środku pudełeczka znajdowały się dmuchawy i wychylały się z niego proste i krzywe piszczałki. Podczas brzdąkania naciskano to tu, to tam na środek pudełeczka, a tony piszczałek zlewały się harmonijnie z tonami strun. Grano na tym instrumencie, trzymając go na łonie, lub też kładąc go na stołku, pod którym spoczywały kolana. Wieczorem zaprowadziła Noemi Maryję do celi, z której do Świątyni patrzeć mogła. Maryja rozmawiała tutaj jeszcze z Noemi o częstszym wstawaniu na modlitwę podczas nocy; lecz Noemi zakazała jej tego aż do dalszego rozporządzenia. Niewiasty, poświęcone służbie w Świątyni, nosiły długie, obszerne białe suknie, szerokie rękawy, które podczas pracy zawijały.


Daleko w tyle za Świątynią było w murze opasującym Świątynię kilka komór, które łączyły się z mieszkaniami niewiast. Cela Maryi była celą najwięcej wysuniętą ku przybytkowi świętemu. Z ganku, do jej celi, uchyliwszy zasłony, wstępowało się najpierw do rodzaju przedpokoju, oddzielonego od celi półokrągłym, lekkim parawanem. Tutaj stały w kątach, po prawej i lewej stronie, półki do przechowywania ubiorów i sprzętów. Naprzeciw drzwi, prowadzących przez parawan do celi, był gazą i dywanem zasłonięty otwór, skąd do Świątyni patrzeć było można. Ten otwór był dosyć wysoko w murze umieszczony, a wchodzono doń po stopniach. Po lewej stronie celi był zwinięty dywan, który Maryja kładąc się, rozwijała. W znajdującej się w ścianie wnęce stała lampa o kilku ramionach; widziałam świętą dziecinę stojącą przed nią na stołeczku i modlącą się z rolki, której drążek kończył się dwoma czerwonymi gałeczkami. Był to wzruszający widok. Dziecina miała na sobie sukienkę z grubego materiału w białe i niebieskie prążki z żółtymi kwiatami. Stał też w celi okrągły stolik, na który Hannę stawiającą półmisek z owocami wielkości bobu i mały dzbaneczek.


Dziecina była nad wiek swój zręczna. Już pracowała nad małymi, białymi chustkami dla służby Bożej. Ściana celi wyłożona była trójgraniastymi, różnobarwnymi kamieniami.


Często widziałam Maryję, świętym przejętą pragnieniem, mówiącą do Hanny: ach! Czyż dziecię obiecane wnet się narodzi? Obym tylko to dzieciątko widzieć mogła! Obym się tylko narodzenia tego dzieciątka doczekała! Na to odpowiedziała jej Hanna: Już się zestarzałam i tak długo na tę dziecinę czekać muszę, a tyś jeszcze tak młoda! Maryja często płakała wskutek tęsknoty za Zbawicielem.


Dziewice, wychowane przy Świątyni pod dozorem matron, zatrudniały się haftowaniem oraz rozmaitym przystrajaniem i czyszczeniem szat kapłanów i sprzętów Świątyni. W swych celach, z których do Świątyni patrzeć mogły, modliły się i rozmyślały. Ich rodzice, oddając je do Świątyni, ofiarowali je wyłącznie Panu Bogu. Gdy doszły pewnego wieku, wydawano je za mąż; albowiem bardziej wtajemniczeni Izraelici oddawali się w sercu swoim pobożnej nadziei, że z takiej Panu Bogu ofiarowanej dziewicy, narodzi się Mesjasz.


Nie widziałam nigdy, żeby Herod kiedykolwiek odbudowywał Świątynię. Wprawdzie za jego rządów niejedno przy niej zmieniono; lecz choć Maryja jedenaście lat przed narodzeniem Chrystusa do świątyni wstąpiła, nic nad właściwą Świątynią nie pracowano, tylko jak zwykle, nad zewnętrznymi przybudowaniami.

 

Pan Bóg pragnie przekształcać naszą grzeszną naturę na podobieństwo natury Jego Syna Pana Jezusa. Ta właśnie perspektywa stoi u podłoża tradycji obierania nowego imienia w sakramencie bierzmowania. Przyjmując je, decydujemy się tym samym na przyjęcie nowego życia, które daje nam Pan Jezus, udzielając swego Pana Ducha Świętego, a wraz z Nim mocy do trwania w przemienionym życiu, które wybieramy. Gdy powierzamy się Mu, wraz z nowym imieniem zaczyna się ujawniać także nasza nowa tożsamość.