Gościmy

Odwiedza nas 159  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zachariasz i inni mężczyźni już do Świątyni się udali. Teraz także Maryję w towarzystwie niewiast i dziewic do Świątyni zaprowadzono. Anna i jej najstarsza córka Maria Heli z córeczką swą Marią Kleofasą szły naprzód, potem postępowała Maryja, ubrana w błękitną sukienkę i tegoż koloru płaszcz, przystrojona w wieńce naokoło ramion i szyi; w ręku trzymała wieńcami przyozdobiony świecznik. Po każdej stronie szły 3 dzieweczki, trzymające podobnie w rękach uwieńczone świeczniki. Były ubrane w białe sukienki, złotem haftowane, miały także niebieskawe płaszcze. Były one prawie zupełnie poowijane w girlandy, a dokoła ramion miały małe wieńce. Teraz postępowały inne dziewice i dziewczynki, które wszystkie również pięknie, lecz nieco odmiennie były ubrane, wszystkie jednak miały płaszczyki. Szły one za pierwszymi, a było ich może 20. Pochód zamykały niewiasty.

Stąd nie mogły dojść wprost do Świątyni, musiały obchodzić dokoła i przejść kilka ulic, na co potrzebowały prawie pół godziny czasu. Przechodziły także koło domu Weroniki. Wszyscy podziwiali dziecię i piękny pochód; przed wielu domami czyniono im honory. W całej postaci Maryi przebijało się coś niezwykłego. Wielu ludzi, posługujących w Świątyni, było zatrudnionych, aby otworzyć wielkie, piękne drzwi Świątyni, ozdobione rozmaitymi ornamentami, przedstawiającymi rozmaite twarze, winne szczepy i kłosy. Była to Złota Brama. Kapłani wprowadzili Świętą Dziewicę po licznych stopniach w tę bramę. W bramie, tworzącej długi łuk, przyjmowali orszak Joachim z Zachariaszem, którzy zaprowadzili Maryję na prawo, przysionkami, do sali, gdzie ją jeszcze raz kapłani wypytywali, a potem trzecią sukienkę odświętną, haftowaną, koloru fioletowego na nią włożyli.


Teraz udał się Joachim z kapłanami na miejsce Ofiary. Otrzymał ogień z pewnego miejsca i stał pomiędzy dwoma kapłanami przy ołtarzu. Z trzech stron można było przystąpić podczas pełnienia ofiary do ołtarza, z czwartej nie było można. Na czterech rogach stały małe, miedziane kolumny, rodzaj kominów o miedzianym, szerokim lejku, kończącym się u góry wężykowato skręconą rurą, tak że dym ponad głowami kapłanów ulatywał. Z trzech stron ołtarza wysuwać było można płyty, a na nie położyć to, co na środku leżeć miało, do którego nie można było sięgnąć.


Gdy się ofiara paliła, poszła Maryja z dziećmi i niewiastami do swego modlitewnika w przedsionku dla niewiast; Maryja stała z dziećmi przed niewiastami. Ten przedsionek był oddzielony od podwórza, na którym stał ołtarz całopalenia, murem, kończącym się u góry kratą; w murze tym była brama. Pod tą bramą wszedł Joachim na ganek podziemny, gdy w dniu niepokalanego poczęcia Maryi spotkał się z Anną pod Złotą Bramą. Najdalej stojące niewiasty wygodniej na ołtarz patrzeć mogły, gdyż stały na ukośnie wznoszących się schodach. Na odosobnionym miejscu stała gromada chłopców, w białe szaty ubranych, usługujących przy Świątyni, grających na fletach i harfach.


Po skończonej ofierze ustawiono pod bramą łukową przenośny ołtarz, a przed ołtarzem schody o kilku stopniach. Zachariasz i Joachim przyszli tutaj z podwórza, na którym stał ołtarz całopalenia, w towarzystwie kapłanów i dwóch lewitów, niosących rolki i narzędzia do pisania, zaś Anna zaprowadziła Maryję przed stopnie ołtarza.

 

10

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

Maryja uklękła na stopniach. Joachim i Anna, położywszy ręce na głowę Maryi, wyrzekli słowa, którymi dziecię swe Bogu ofiarowali, a które obaj lewici spisali. Zaś kapłan, ustrzygłszy jej kędzior włosów, spalił takowy na ognisku, po czym nakrył ją brunatnym welonem. Podczas całej tej uroczystości śpiewały dziewczęta psalm 44: Eructavit cor meum; a kapłan psalm 49: Deus deorum Dominus; zaś chłopcy przygrywali.


Teraz wprowadzili dwaj kapłani Świętą Dziewicę po wielu stopniach na mur, dzielący miejsce święte od reszty Świątyni i wstawili ją w rodzaj niszy (framugi), skąd mogła oglądać Świątynię i widzieć w niej na dole szeregi mężów, którzy, jak mi się zdaje, także służbie Bożej poświęceni byli. Po obu stronach Maryi stali dwaj kapłani, a na schodach, coraz wyżej, stało jeszcze kilku, modląc się i z rolek głośno czytając. Za Maryją, po drugiej stronie ściany, stał kapłan, świątobliwy starzec, przy ołtarzu całopalenia, tak że połowę jego postaci widzieć było można; także z zewnątrz można było przez pewien otwór kadzidło na ołtarz rzucać. Podczas ofiarowania, kiedy kłęby dymu się wzbiły i otoczyły Maryję, widziałam naokoło niej obraz, który w końcu całą świątynię wypełnił i zaćmił.

 

11

 

Widziałam ukazującą się nad sercem Maryi aureolę i tajemnicę Arki Przymierza, z początku w kształcie Arki Noego, tak że jej głowa z niej wyglądała, potem w kształcie Arki Przymierza, wreszcie w kształcie Świątyni. W końcu wystąpił przed jej piersią z tej tajemnicy kielich, podobny do kielicha wieczerzy Pańskiej, a nad kielichem, przed jej ustami, chleb ze znakiem Krzyża Świętego. Naokoło Maryi roztaczały się promienie, na których znowu inne ukazywały się figury, odnoszące się do niej. Widziałam pełne tajemnic obrazy z litanii loretańskiej, oraz inne wezwania Maryi, ukazujące się naokoło niej na wszystkich stopniach schodów, od dołu do góry.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

12

 

Z jej prawego i lewego ramienia wychodziły dwie gałązki oliwna i cedrowa z koroną z liści, które schodziły się za drzewem palmowym, stojącym poza nią. W przedziałach tej zielonej figury krzyża ukazały się wszystkie narzędzia męki Jezusa Chrystusa. Nad tym obrazem unosił się Duch Święty z aureolą, w postaci skrzydlatej, podobny raczej do człowieka, aniżeli do gołębicy. Nad nią było otwarte niebo, a środek niebieskiej Jerozolimy, miasto Boże, unosiło się nad nią z wszystkimi ogrodami, pałacami i siedzibami przyszłych Świętych. A wszystko napełnione było Aniołami, także aureola, otaczająca Maryję.


Któż to wypowiedzieć potrafi? Wszystko było niesłychanie urozmaicone i jedno z drugiego wynikało i przeobrażało się. Zapomniałam bardzo wiele z tego obrazu.


Cała wspaniałość i ozdoba Świątyni, owa pięknie przystrojona ściana za Maryją, wszystko wydawało się ciemne i posępne. Zdawało się nawet, jakoby samej Świątyni już nie było, wszystko wypełniała Maryja i jej chwała.


Podczas tego rozwoju myśli, jaką objawił Pan Bóg przez Maryję, nie widziałam jej w postaci dziecięcia, lecz dorosłej dziewicy, unoszącej się w powietrzu; jednakże widziałam równocześnie kapłanów, ofiarę kadzenia, słowem wszystko, co się działo.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zdawało się, jakoby kapłan, stojący przy ołtarzu całopalenia, prorokował i zawezwał lud, żeby się modlił i dziękował Bogu, ponieważ dziecię to powołane jest do spełnienia wielkich rzeczy. Wszyscy ludzie, którzy znajdowali się w Świątyni, jakkolwiek nie widzieli obrazu, który ja widziałam, byli skupieni w duchu i wzruszeni. Potem obraz ten w ten sam sposób, w jaki się ukazał, znowu powoli znikał. W końcu jaśniała znowu w swej chwale nad jej sercem tajemnica Arki Przymierza, a w piękne stroje przybrane dziecię stało znowu samo.


Potem kapłani, wśród których Zachariasz znajdował się pomiędzy niżej stojącymi, sprowadzili Maryję po stopniach na dół. Jeden kapłan zdjął jej wianeczki z ramion, odebrał od niej świecznik i podał te przedmioty innym dziewczynkom. Maryję zaprowadzono do innej celi, gdzie zaszło jej drogę sześć starszych dziewic, należących do Świątyni, jej nauczycielka Noemi, siostra matki Łazarza, Hanna i jeszcze jedna niewiasta, ścieląc do jej stóp kwiaty. Im to kapłani dziecię oddali.


Gdy śpiew umilkł, pożegnała się Maryja z rodzicami. Joachim był szczególnie wzruszony. Podniósłszy ją w górę, przycisnął do serca, mówiąc z płaczem: „pamiętaj przed Bogiem o duszy mojej."


Maryja poszła teraz z niewiastami, będącymi w służbie przy Świątyni, i dziećmi do mieszkania niewiast, znajdującego się po stronie północnej. Mogły też dojść do cel gankami, po krętych schodach, w których odprawiały modlitwy, a znajdujących się obok miejsca świętego i najświętszego. Pozostali udali się do sali obok bramy, gdzie już poprzednio byli; tutaj spożyli razem z kapłanami obiad — niewiasty jadły osobno. Było w świątyni jeszcze wiele innych osób modlących się; wielu towarzyszyło orszakowi aż do wejścia.


Wielu z obecnych wiedziało, że Maryja była w rodzinie dzieckiem obietnicy i przypominam też sobie jakby przez sen, że Anna mówiła do innych osób: otóż wchodzi do Świątyni naczynie obietnicy; oto Arka Przymierza znajduje się w Świątyni. Było to skutkiem osobnego objawienia woli Boskiej, iż tę uroczystość obchodzono tak świątecznie i wspaniale.


Anna i Joachim byli właściwie zamożni, lecz mimo to żyli bardzo ubogo; oddawali wszystko do Świątyni i ubogim. Nie pamiętam już, od jak dawna Anna żywiła się tylko potrawami zimnymi. Dla swych domowników byli hojni i wyposażali ich. Zdaje mi się, że Anna i Joachim powrócili jeszcze tego samego dnia z całym orszakiem do Betoron.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

Widziałam też jeszcze uroczystość wśród dzieci, poświęconych służbie w Świątyni. Wyprawiono im ucztę; zaś Maryja, stosownie do przyjętego zwyczaju, musiała się nauczycielek i pojedynczych dziewic pytać, czy pragną ją mieć wśród swego grona. Widziałam także taniec dziewczynek. Ustawiwszy się parami naprzeciw siebie, tańczyły, tworząc naprzemian krzyże i inne figury. Nie było to pląsanie, lecz raczej kołysanie się przypominające ruchy Żydów w czasie modlitwy. Kilka dziewcząt przygrywało na instrumentach muzycznych. Grały one na fletach, tryangułach i dzwonkach. Szczególnie jeden instrument brzmiał cudownie. Było to pudełeczko o ukośnych ścianach z naciągniętymi na nich strunami, na których brzdąkano. W środku pudełeczka znajdowały się dmuchawy i wychylały się z niego proste i krzywe piszczałki. Podczas brzdąkania naciskano to tu, to tam na środek pudełeczka, a tony piszczałek zlewały się harmonijnie z tonami strun. Grano na tym instrumencie, trzymając go na łonie, lub też kładąc go na stołku, pod którym spoczywały kolana. Wieczorem zaprowadziła Noemi Maryję do celi, z której do Świątyni patrzeć mogła. Maryja rozmawiała tutaj jeszcze z Noemi o częstszym wstawaniu na modlitwę podczas nocy; lecz Noemi zakazała jej tego aż do dalszego rozporządzenia. Niewiasty, poświęcone służbie w Świątyni, nosiły długie, obszerne białe suknie, szerokie rękawy, które podczas pracy zawijały.


Daleko w tyle za Świątynią było w murze opasującym Świątynię kilka komór, które łączyły się z mieszkaniami niewiast. Cela Maryi była celą najwięcej wysuniętą ku przybytkowi świętemu. Z ganku, do jej celi, uchyliwszy zasłony, wstępowało się najpierw do rodzaju przedpokoju, oddzielonego od celi półokrągłym, lekkim parawanem. Tutaj stały w kątach, po prawej i lewej stronie, półki do przechowywania ubiorów i sprzętów. Naprzeciw drzwi, prowadzących przez parawan do celi, był gazą i dywanem zasłonięty otwór, skąd do Świątyni patrzeć było można. Ten otwór był dosyć wysoko w murze umieszczony, a wchodzono doń po stopniach. Po lewej stronie celi był zwinięty dywan, który Maryja kładąc się, rozwijała. W znajdującej się w ścianie wnęce stała lampa o kilku ramionach; widziałam świętą dziecinę stojącą przed nią na stołeczku i modlącą się z rolki, której drążek kończył się dwoma czerwonymi gałeczkami. Był to wzruszający widok. Dziecina miała na sobie sukienkę z grubego materiału w białe i niebieskie prążki z żółtymi kwiatami. Stał też w celi okrągły stolik, na który Hannę stawiającą półmisek z owocami wielkości bobu i mały dzbaneczek.


Dziecina była nad wiek swój zręczna. Już pracowała nad małymi, białymi chustkami dla służby Bożej. Ściana celi wyłożona była trójgraniastymi, różnobarwnymi kamieniami.


Często widziałam Maryję, świętym przejętą pragnieniem, mówiącą do Hanny: ach! Czyż dziecię obiecane wnet się narodzi? Obym tylko to dzieciątko widzieć mogła! Obym się tylko narodzenia tego dzieciątka doczekała! Na to odpowiedziała jej Hanna: Już się zestarzałam i tak długo na tę dziecinę czekać muszę, a tyś jeszcze tak młoda! Maryja często płakała wskutek tęsknoty za Zbawicielem.


Dziewice, wychowane przy Świątyni pod dozorem matron, zatrudniały się haftowaniem oraz rozmaitym przystrajaniem i czyszczeniem szat kapłanów i sprzętów Świątyni. W swych celach, z których do Świątyni patrzeć mogły, modliły się i rozmyślały. Ich rodzice, oddając je do Świątyni, ofiarowali je wyłącznie Panu Bogu. Gdy doszły pewnego wieku, wydawano je za mąż; albowiem bardziej wtajemniczeni Izraelici oddawali się w sercu swoim pobożnej nadziei, że z takiej Panu Bogu ofiarowanej dziewicy, narodzi się Mesjasz.


Nie widziałam nigdy, żeby Herod kiedykolwiek odbudowywał Świątynię. Wprawdzie za jego rządów niejedno przy niej zmieniono; lecz choć Maryja jedenaście lat przed narodzeniem Chrystusa do świątyni wstąpiła, nic nad właściwą Świątynią nie pracowano, tylko jak zwykle, nad zewnętrznymi przybudowaniami.

 

Pan Bóg pragnie przekształcać naszą grzeszną naturę na podobieństwo natury Jego Syna Pana Jezusa. Ta właśnie perspektywa stoi u podłoża tradycji obierania nowego imienia w sakramencie bierzmowania. Przyjmując je, decydujemy się tym samym na przyjęcie nowego życia, które daje nam Pan Jezus, udzielając swego Pana Ducha Świętego, a wraz z Nim mocy do trwania w przemienionym życiu, które wybieramy. Gdy powierzamy się Mu, wraz z nowym imieniem zaczyna się ujawniać także nasza nowa tożsamość.