Gościmy

Odwiedza nas 173  gości oraz 0 użytkowników.

Licznik odwiedzin

 

 

 

 

 

 

 

Widziałam Joachima, Annę i starszą ich córkę, zajętych w nocy przygotowaniami do podróży. Paliła się lampa o kilku knotach, a Maria Heli krzątała się ze światłem w ręku. Już poprzedniego dnia posłał Joachim sługi swe do Światyni z przeznaczonymi na ofiarę zwierzętami, po pięć najpiękniejszych z każdego gatunku, razem stanowiło to bardzo piękną trzodę. Przysposobił jeszcze dwa bydlęta, na które nałożył rozmaite pakunki, szaty dla dziecięcia i dary dla Świątyni. Na grzbiet tych bydląt położono szeroką pakę, tak że wygodnie na niej siedzieć było można. Wszystkie przedmioty, którymi obładowano zwierzęta, były ułożone w tłumoczkach. Poprzytwierdzano także po obu stronach jednego z bydląt jucznych koszyki o formach miseczek, z wypukłymi wiekami, a w nich ptaki wielkości kuropatw, także podłużne koszyki z owocami. Gdy wszystko należycie na zwierzęta spakowano, nakryto pakunki płachtą, z której zwisały grube frędzle.

 

Z kapłanów było jeszcze dwóch obecnych. Jeden z nich, bardzo sędziwy, nosił kaptur, na czole spiczasto się kończący, ze zwieszającymi się nad uszami łatami. Szata jego wierzchnia była krótsza od spodniej, miał także na sobie rodzaj stuły. Zajmował się wiele dziecięciem. Drugi był młodszy.


Widziałam też obecnych dwóch chłopców; nie byli oni naturalnymi, lecz mieli znaczenie duchowe, byli jako prorocy. Nosili długie rolki owinięte naokoło lasek, na których obu końcach sterczały gałki. Starszy, rozwinąwszy swą rolkę, przystąpił do mnie, przeczytał mi to, co na niej było napisane, objaśniając mi. Były to złote litery, napisane odwrotnie, każda stojąca osobno, a nie znałam ich wcale. Każda litera oznaczała całe słowo. Język brzmiał zupełnie obco, lecz mimo to rozumiałam go. Pokazał mi na swej rolce ustęp o krzaku gorejącym Mojżesza, objaśniając: jako ów krzak się pali, a się nie spali, tak ogień Ducha Świętego rozpala się teraz w Maryi, o czym w pokorze swojej jakby nie wiedziała. Ów krzak oznacza także bóstwo i człowieczeństwo w Jezusie i połączenie się ognia Bożego z Maryją. Zdejmowanie trzewików tłumaczył w ten sposób, że Zakon teraz się spełni, że zasłona spadnie, a przyjdzie to, co stanowi istotę rzeczy. Znaczenie chorągiewki, którą miał przy lasce, tłumaczył w ten sposób, że Maryja rozpoczyna teraz drogę, swój pochód, aby stać się matką Zbawiciela. Drugi chłopiec, jakby bawiąc się swą rolką, podskakiwał i biegał dokoła. Oznaczało to niewinność Maryi, na której tak wielka spoczywała obietnica, a która mimo to bawiła się jakby dziecko wśród tego świętego przeznaczenia. Nie umiem wypowiedzieć, jak mili byli ci chłopcy; inni jednakże byli aniżeli wszyscy obecni; wydawało się też, jakby oni wcale ich nie widzieli.     Prócz  Anny było mniej więcej jeszcze 6 spokrewnionych niewiast wraz z dziećmi i kilku mężczyzn, którzy tę podróż odbywali. Joachim prowadził bydlę, na którym najświętsza dzieweczka na przemian to siedziała, to schodziła i szła pieszo; niósł także latarnię, było bowiem jeszcze ciemno, gdy wyruszyli. Drugie bydlę prowadził sługa. Lecz widziałam, że pochodowi temu dwie postacie proroków towarzyszyły. Gdy Maryja z domu wybiegła, pokazali mi pewne miejsce na swych rolkach, opiewające, jak wspaniała jest świątynia, jak jednakże Maryja zamyka w sobie coś wspanialszego. Maryja była ubrana w żółtawą sukienkę i w wielki woal w kształcie chusty, który naokoło ciała ściągnięto, tak że ramiona mogły w nim spoczywać. Gdy siedziała na bydlęciu jucznym, postępowali chłopcy — prorocy za nią, gdy szła pieszo, po jej bokach. Śpiewali też psalm 44 i 49, a dowiedziałam się, że psalmy także w świątyni podczas przyjmowania się śpiewa. Maryja widziała ich z pewnością, lecz nic o tym nie mówiła, zachowywała się zupełnie spokojnie, będąc zajęta sobą.

 


 

 

 

 

 

 

 

Droga była uciążliwa, albowiem prowadziła przez góry i doliny. W dolinach była zimna mgła i rosa. Raz widziałam ich odpoczywających przy źródle pod krzewami balsamowymi nocujących w gospodzie u stóp góry.


Dwanaście godzin od Jerozolimy zeszli się w gospodzie z wysłaną naprzód trzodą ofiarną, kiedy ta właśnie w dalszą wyruszyła drogę. Joachim był tutaj dobrze znany i zupełnie jakby u siebie. Zawsze tutaj wstępował, gdy prowadził zwierzęta na ofiarę, a wracając z życia swego pokutniczego u pasterzy do Nazaretu, również tutaj się zatrzymywał.


Sześć godzin drogi od Jerozolimy widziałam ich w mieście Betoron. Przebywszy pewną rzeczkę, przechodzili koło Gofna i Ozensara i tylko kilka jeszcze godzin drogi mieli do miejsca, z którego Jerozolimę widzieć było można. Tutaj, w Betoron, wstąpili do pewnej szkoły lewitów, przybyli też tutaj jeszcze inni krewni Joachima i Anny wraz z córkami z Nazaretu, Zeforys, Zabulon i okolicy, tak że się odbyła z Maryją prawdziwa mała uroczystość. Zaprowadzono ją w towarzystwie licznych dzieci do sali, gdzie przysposobiono dla niej krzesło na podwyższonym miejscu, niejako tronie. Była wieńcem przyozdobiona. Nauczyciele stawiali jej pytania, a odpowiedzi jej wprowadzały ich w podziw. Mówiono także o mądrości pewnej innej dziewicy, która, ze Świątyni do ojczyzny swej Gofna wracając, krótko przedtem tutaj była. Zuzanna było jej imię, i zdaje mi się, że Maryja jej miejsce w Świątyni zajęła. Zuzanna miała lat piętnaście, a należała później do owych świętych niewiast, które szły za Jezusem.


Maryja pełna była radości, iż już tak blisko Świątyni się znajduje. Widziałam jak Joachim wśród łez, ściskając ją, mówił: „Już cię zapewne więcej nie ujrzę." Podczas uczty przechadzała się Maryja tu i tam, opierała się obok Anny o stół, stojąc za nią, obejmowała ją za szyję.


Nazajutrz wyjechali bardzo wcześnie do Jerozolimy w towarzystwie nauczyciela szkoły lewitów i jego rodziny. Młode dziewczęta niosły dary, składające się z pięknych owoców i szat dla dziecięcia. Zdawało mi się, jakoby w Jerozolimie zanosiło się na prawdziwą uroczystość. Im więcej zbliżali się do świętego miasta, tym żywsze pragnienie ożywiało Maryję. Zwykle biegła przed rodzicami.


Widziałam jak pochód przybył do Jerozolimy, a także wszystkie drogi i ścieżki i budynki Jerozolimy tak dokładnie, jak już dawno nie oglądałam. Jerozolima jest bardzo dziwnym miastem. Nie trzeba jej sobie tak wyobrażać, jakoby po ulicach jej takie tłumy ludzi chodziły, jak to w naszych dzisiejszych wielkich miastach. Mnóstwo nisko położonych i stromo wznoszących się ulic prowadzi naokoło poza murami miasta, nie mających żadnych drzwi. Wysoko za murami miasta położone domy są frontem ku drugiej stronie zwrócone; w miarę bowiem, jak powstawały nowe części miasta, zawsze nowe okoliczne góry zabudowywano, nie burząc starych murów miasta. Często nad głębokimi dolinami są zbudowane wysokie i mocne sklepienia z kamieni. Domy mają podwórza i pokoje od strony wewnętrznej; na ulice prowadzą tylko drzwi lub też tarasy u góry na murze. Zresztą domy są szczelnie zamknięte. Gdy mieszkańcy nic nie mają do czynienia na rynkach miasta lub nie idą do Świątyni, znajdują się po większej części we wnętrzu swych domów i podwórzy. W ogóle jest na ulicach dosyć spokojnie, z wyjątkiem okolicy rynków i pałacy, gdzie panuje większy ruch z powodu żołnierzy i podróżnych. W czasie gdy wszyscy są w Świątyni, panuje w wielu okolicach grobowa cisza.

 


 

 

 

 

 

 

 

Z powodu niezwykłej budowy ulic, głębokich bezludnych dróg i dolin i zwyczaju Żydów zamykania się w domach, mógł Jezus tak często z Uczniami Swoimi bez przeszkód się przechadzać. Wody także nie ma wiele w mieście, a często widzieć można bardzo wysokie budynki, do których wodę sprowadzają, i stamtąd znowu ją rozdzielają; są także wieże, na które wodę pompują. Przy Świątyni, gdzie bardzo wiele wody do umywania i czyszczenia naczyń potrzeba, bardzo jej oszczędzają. Istnieją wielkie pompy, za pomocą których do góry ją pompują. Są w mieście liczni kramarze i kupcy, zajmujący gromadnie, najczęściej na rynkach i miejscach publicznych, lekko zbudowane chaty. Tak np. niedaleko Bramy Owczej stoją liczni ludzie, handlujący rozmaitymi klejnotami, złotem i lśniącymi kamieniami. Zajmują oni lekkie, okrągłe domki, zupełnie brunatne, jakoby były czymś pociągnięte, smołą lub żywicą. Są one lekkie, a mimo to bardzo mocne. W nich to mają swoje gospodarstwa, a od jednego do drugiego domku rozłożone są namioty, pod którymi towary swe wykładają. Są też okolice w mieście, np. przy pałacach, gdzie więcej widać życia na ulicach i gdzie większy panuje ruch.


Położenie starożytnego Rzymu jest właściwie o wiele dla oka przyjemniejsze; ulice jego nie są tak strome, a więcej ożywione. Po mniej spadzistych stronach góry, na której stoi Świątynia, są ulice, zbudowane na tarasach, otoczonych grubymi murami, zamieszkałe częściowo przez kapłanów, częściowo przez służbę, należącą do świątyni, oraz przez ludność biedniejszą, spełniającą służbę podrzędną, np. czyszczenie rowów, do których spływają wszelkie nieczystości z zabitych w Świątyni zwierząt. Po jednej stronie (ma na myśli stronę północną), gdzie góra jest bardzo spadzista, jest ów rów zupełnie czarny. Znajduje się też jeszcze naokoło góry zielony pas ziemi, gdzie kapłani mają wszelakie ogródki. Nawet za czasów Chrystusa budowano zawsze jeszcze na pewnych miejscach przy Świątyni, to nigdy nie ustawało.


Góra ta zawiera bardzo wiele kruszcu, którego podczas budowy sporo wydobyto i do Świątyni zużyto. Są też pod nią liczne rudnie i sklepienia. Nigdy nie było mi przyjemnie w Świątyni, nie znajdowałam w niej żadnego odpowiedniego miejsca do modlitwy. Wszystko jest straszliwie mocne, grube i wysokie, a mimo to liczne podwórza są znowu wąskie i ciemne i licznymi rusztowaniami zabudowane, i zapełnione stołkami; a gdy ludźmi się zapełnią, doznaje się między tymi kolosalnymi murami i filarami uczucia strachu a nawet wrażenia ciasności. Również bezustanne zarzynanie bydła i owa krew strumieniami płynąca bardzo nieprzyjemnie oddziaływała na mnie, jakkolwiek nie da się wypowiedzieć, jaki nadzwyczajny porządek i jaka czystość wśród wszystkich tych robót były zachowane.

 

Okazją do ujrzenia zadziwiających rzeczy jest dla nas, na przykład , każde uczestnictwo we Mszy świętej. Możemy zobaczyć Syna Bożego na Jego tronie. Możemy zobaczyć jak nasze grzechy toną w morzu Jego przebaczenia. Możemy zobaczyć miłość i moc Pana Boga, który działa wszystko. Możemy oglądać zmartwychwstałego Pana w całej Jego chwale za każdym razem, gdy kapłan podnosi w górę konsekrowaną hostię. Możemy przyjmować Go do naszych serc nawet codziennie. Kto wie, co On pragnie uczynić w dzisiejszym dniu? Kto wie, jakie skarby pragnie nam ofiarowywać każdej niedzieli, kiedy zbieramy się jako Kościół, by śpiewać Jego chwałę i karmić się Jego miłością? Jest tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać: „chodź i zobacz”!