Następnie ujrzałam wzruszające widowisko. Mężczyźni wyznawali wciąż grzechy i składali ofiary. Tuż przy miejscu pokutnym stał otoczony wkoło kratą stołek, a na nim siedziała jakaś dostojna niewiasta, zdradzająca po sobie wzruszenie i niepokój. Przy niej stała służąca, postawiwszy kosz z ofiarami na podnóżku. Niewiasta owa z niecierpliwością oczekiwała, kiedy przyjdzie na nią kolej. Wreszcie nie mogąc opanować smutku i wzrastającego pragnienia pojednania się z Bogiem, wyszła z zasłoną na twarzy z okratowania i mając przed sobą służebną z ofiarami, przeszła przez kraty ku miejscu, gdzie stali kapłani, a gdzie nie wolno było wchodzić niewiastom. Dozorcy usiłowali je powstrzymać, lecz służebna, przeciskając się przemocą, wołała: „Miejsca! miejsca dla mojej pani, która chce złożyć ofiarę i pokutować. Miejsca dla niej, bo ona chce swą duszę oczyścić!" Z sercem wzruszonym i skruchą przejętym stanęła niewiasta przed kapłanami, którzy zwabieni hałasem zbliżyli się ku przodowi, i upadłszy na kolana błagała o pojednanie jej z Bogiem. Kapłani odprawili ją z niczym, mówiąc że nie tu jej miejsce; ale jeden z nich, młody jakiś kapłan, ujął ją za rękę i rzekł: „Ja cię wysłucham. Wprawdzie nie należysz tu ciałem, lecz należysz duszą, bo pragniesz pokuty!" — To rzekłszy, zwrócił się z nią ku Jezusowi i rzekł: „Nauczycielu, rozsądź Ty!" Niewiasta upadła na twarz przed Jezusem, który rzekł: „Tak, jej dusza należy tu, dozwól córce człowieczej czynić pokutę". Wtedy kapłan wszedł z nią do namiotu, a gdy po chwili wyszli stamtąd, rzuciła się niewiasta płacząc na ziemię i zawołała: „Otrzyjcie o mnie wasze nogi, gdyż jestem cudzołożnicą." Każdy z kapłanów dotknął się jej nogami. Przywołano jej męża, nie wiedzącego o niczym, a ten wzruszony do łez mową Jezusa, który wszedł tymczasem na mównicę, przebaczył jej; niewiasta zaś, leżąc przed nim na ziemi z twarzą zasłoniętą, wyznała głośno z płaczem swą winę. W tym stanie podobna była raczej do konającej niż do zdrowej osoby. Po chwili rzekł Jezus do niej: „Grzechy twoje są ci odpuszczone. Wstań dziecię Boże!" Niewiasta powstała, a mąż, głęboko wzruszony, podał jej rękę. Wtedy związano ich ręce zasłoną niewiasty i wąskim długim szalem jej męża, a pobłogosławiwszy ich, rozwiązano. Były to więc niejako powtórne zaślubiny. Niewiasta była po przejednaniu jakby upojona radością. Przedtem już, gdy oddała ofiary, wołała: „Módlcie się, módlcie, palcie kadzidła, składajcie ofiary, bym otrzymała odpuszczenie grzechów;" teraz zaś, jąkając się, wypowiadała różne zdania z psalmów, wielbiąc Boga, po czym odprowadził ją jeden z kapłanów ku jej okratowanemu siedzeniu.


Na ofiarę złożyła wiele kosztownych owoców, jakich używano w Święta Kuczek, były one ułożone w sztuczną piramidę, tak że nie gniotły się wzajemnie. Prócz tego ofiarowała różne wyszywania, frędzle i wisiorki do ubiorów kapłańskich. Wiele zaś własnych pięknych jedwabnych sukien kazała spalić, a mianowicie te, w których starała się przypodobać swemu kochankowi. Była to słusznego wzrostu, smukła, piękna niewiasta, usposobienia żywego, ognistego. Dla jej szczerej skruchy i dobrowolnego, publicznego wyznania grzechu, odpuszczono jej winę, a mąż jej pojednał się z nią zupełnie. Z nieprawego związku nie miała żadnych dzieci. Stosunek miłosny sama zerwała i kochanka swego nakłoniła również do pokuty. Imienia jego nie potrzebowała wyjawiać kapłanowi, a i mąż nie miał go wiedzieć; zakazano mu nawet dowiadywać się o to, a jej wyjawiać komukolwiek to imię. Pobożny jej mąż nie żądał jednak tego wcale, zapomniał o wszystkim i przebaczył jej z całego serca. Ludzie zebrani w synagodze nie widzieli wprawdzie bliższych szczegółów, spostrzegli jednak zamieszanie, słyszeli wołanie niewiasty o modlitwę i ofiarę i wnosili z tego, że coś niezwykłego zaszło. Modlili się też wszyscy gorąco i radowali ze szczerej pokuty niewiasty. Dobrzy to byli ludzie, jak w ogóle po całej wschodniej stronie Jordanu. Zachowali wiernie wiele z dawnych zwyczajów i obyczajów patriarchów.


Jezus miał potem bardzo piękną, wzruszającą naukę. Przypominam sobie wyraźnie, że mówił o grzechach przodków i o naszym udziale w nich, prostując niektóre ich błędne co do tego pojęcia. Raz wyraził się przy tym tak: „Wasi ojcowie jedli winogrona, u wam ścierpły zęby od tego."


Wypytywano potem nauczycieli o przekroczenia dzieci szkolnych i upominano je. Jeśli przyznały się do winy i żałowały, przebaczano im.


Przed synagogą, czekało już na Jezusa wielu chorych; wprawdzie nie było zwyczaju dopuszczać chorych podczas samych Świąt Kuczek, Jezus jednak kazał uczniom wprowadzić ich do krużganków między synagogą a mieszkaniami nauczycieli. Przy końcu uroczystości, gdy już w całej synagodze zajaśniały światła, poszedł tam i uzdrowił wielu chorych. Nim Jezus wszedł do chorych, przysłała do Niego owa wyżej wspomniana niewiasta, prosząc Go o chwilę rozmowy. Jezus podszedł do niej i stanął z nią na osobności. Wtedy ona rzuciła się przed Nim na ziemię, mówiąc: „Mistrzu! człowiek, z którym zgrzeszyłam, błaga Cię, byś i jego także rozgrzeszył." Jezus przyrzekł jej, że po uczcie rozmówi się z nim, żeby więc czekał na Niego na tym miejscu.


Po uzdrowieniu chorych udał się Jezus na ucztę świąteczną, urządzoną na jednym z obszernych placów miejskich. Jezus, uczniowie, lewici i przedniejsi miasta siedzieli w pięknej obszernej altanie, otoczonej wkoło innymi. Niewiasty siedziały oddzielnie od mężczyzn. Ubodzy byli także obecni, a każdy udzielał im najlepszej cząstki ze swego stołu. Podczas uczty chodził Jezus od stołu do stołu, był także i u niewiast. Owa nawrócona niewiasta pełna była radości, a radość tę podzielały wszystkie jej przyjaciółki, życząc jej ze szczerego serca szczęścia na nowej drodze. Podczas gdy Jezus chodził wkoło, spoglądała za Nim owa niewiasta niespokojnie, myśląc o tym, czy też nie omieszka Jezus pójść do jej wspólnika, czekającego na Niego, przyjąć od niego wyznanie grzechów i w ten sposób ułatwić mu pokutę. Była pewna, że on tam już czeka na Jezusa. Jezus, przeczuwając jej myśli, podszedł do niej i uspokoił ją, że wszystko stanie się w odpowiednim czasie, niech więc nie troszczy się o to zbytecznie. Po rozejściu się gości, udał się Jezus do swego mieszkania przy synagodze. Mąż ów czekał już rzeczywiście w krużganku synagogi, a ujrzawszy Go, rzucił się na ziemię i wyznał swą winę. Jezus upomniał go, jak ma postępować, by znowu nie popaść w grzech i nałożył mu pokutę. Pokuta ta polegała na tym, że miał przez jakiś czas uiszczać co tydzień kapłanom pewną kwotę na cele dobroczynne. Publicznej ofiary nie złożył więc ten człowiek, ale w ukryciu łzami oblał swą winę, żałując szczerze za grzechy.


Wróciwszy z Sukkot do Ainon, nauczał Jezus na placu chrztu, uzdrawiał chorych, a nawet odwiedził pogan. Kilka nielicznych gromadek ochrzczono. Urządzenie było tu jeszcze to samo, jakie miał Jan; zaczynając chrzcić nad Jordanem koło On, a mianowicie pojedynczy namiot i kamień chrztu. Przy chrzcie opierali się ludzie o poręcz, schylając głowę nad chrzcielnicą. Zgłosiło się wiele grzeszników, a Jezus przyjął od nich wyznanie grzechów i rozgrzeszył ich. Takąż władzę dał kilku starszym uczniom np. Andrzejowi. Jan Ewangelista nie chrzcił teraz; służył tylko jako świadek i ojciec chrzestny.


Przed odejściem z Ainon był Jezus jeszcze u Marii Sufanitki, rozmawiał z nią i dawał jej różne rady. Niewiasta ta zmieniła się teraz całkiem wewnętrznie; jest pełna miłości, gorliwości, pokory i wdzięczności, zajęta jest wciąż pielęgnowaniem chorych i ubogich. Weronika, Joanna Chusa i Marta były przez ten czas u niej: Jezus bowiem zaraz po uzdrowieniu jej, idąc przez Ramot do Baszanu, wysłał jednego ucznia do Betanii, aby uwiadomił święte niewiasty o jej uzdrowieniu i nawróceniu się.


Przed odejściem stąd otrzymał Jezus hojne podarunki od Marii i wielu innych mieszkańców. Wszystko złożono razem i rozdzielono zaraz między ubogich. Przy wyjściu z miasta poustawiano na drodze, którą Jezus przechodził, bramy tryumfalne z zielonych gałęzi. Wszyscy żegnali Go ze czcią i wysławiali, a przed miastem wręczyły Mu kobiety i dzieci wieńce z kwiatów; zwyczaj ten zachowywano zawsze w Święto Kuczek. Wraz z Jezusem wyszło z Ainon wiele ludzi. Droga wiodła dwie godziny doliną Jordanu z lewego brzegu ku południowi, potem za Jordanem zwracała się ku zachodowi; idąc tak przez pół godziny, szło się znowu na południe aż do miasta Akabris, leżącego na grzbiecie łańcucha gór.

 

Aby doświadczyć Pana Jezusa, musimy być gotowi na dokonanie zmian w swoim życiu. Trzeba będzie znaleźć czas, który poświęcimy wyłącznie Jemu. Trzeba będzie porzucić nałogi i przyzwyczajenia, które nas od Niego oddalają. Nie zawsze wystarcza nam determinacji do zmierzenie się z tym wezwaniem. Dobra nowina polega na tym, że Pan Jezus nie tylko pomaga nam na każdym kroku, lecz także przyjmuje nasze choćby najmniejsze wysiłki przemiany i pomnaża je stokrotnie. Pan Jezus chce nam pomagać, ale czeka, aż my sami również tego zapragniemy. Czeka na najmniejszy nawet wysiłek z naszej strony.