Z Jogbehy poszedł Jezus przez Sukkot do Ainon. Droga od Sukkot, mniej więcej godzinę trwająca, była przyjemna i ożywiona obozowiskami karawan i ludźmi idącymi do chrztu. Po obu stronach stały szeregi kuczek, a ludzie zajęci byli gorliwie wykończeniem ich, bo Święta Kuczek zaczynały się zaraz po szabacie. Po drodze nauczał Jezus tu i ówdzie. Przed Ainon stał piękny namiot, w którym Maria Sufanitka przygotowała Jezusowi uroczyste przyjęcie; obecni byli najznakomitsi mieszkańcy, kapłani i Maria z dziećmi i przyjaciółkami. Mężczyźni umyli Jezusowi i uczniom nogi, po czym podali im wyborniejszą niż zwykle przekąskę i napoje; zajęły się tym dzieci Marii i inne. Przy powitaniu upadły niewiasty osłonione, na twarz przed Jezusem, a On witał wszystkich uprzejmie i błogosławił. Roniąc łzy radości i wdzięczności, zaprosiła Maria Jezusa, by wstąpił do jej domu. W pochodzie do miasta otaczały Jezusa w koło dzieci Marii, dwie dziewczynki i chłopczyk i inne dzieci, niosąc długie girlandy z kwiatów, z długimi wełnianymi wstążkami.


Jezus wszedł z kilkoma uczniami do altany, stojącej na podwórzu domu Marii. Tu upadła Maria jeszcze raz przed Nim na kolana, plącząc i dziękując Mu gorąco; to samo uczyniły dzieci, a Jezus popieścił je. Następnie opowiedziała Mu Maria, że była tu Samarytanka Dina i że człowiek, z którym żyła dotychczas dał się już ochrzcić. Maria znała tę niewiastę, gdyż mąż jej żył z jej trzema ślubnymi dziećmi także w Damaszku. Nie ustępowała też Samarytanka w pochwałach dla Jezusa. Obecnie przejęta radością na widok Jezusa, pokazywała Mu kosztowne suknie kapłańskie i także wysoką czapkę kapłańską, którą zrobiła dla świątyni; w robotach takich była nadzwyczaj biegła, a stać ją było na to, bo miała dosyć pieniędzy i mienia. Jezus był dla niej bardzo łaskawy. Mówiąc o jej mężu, radził jej udać się do niego i pojednać się z nim, bo będzie mieć tam sposobność być użyteczną. Nieślubne dzieci kazał jej umieścić gdzie indziej, a potem wyprawić posłańca do męża, by przybył tu do niej. Z domu Marii udał się Jezus na miejsce chrztu, a wstąpiwszy na mównicę, nauczał.


Przybyli tu także na szabat Łazarz, Józef z Arymatei, Weronika, synowie Symeona i inni jerozolimscy uczniowie. Andrzej, Jan i uczniowie Jana Chrzciciela byli tu już dawniej; nie było jednak Jakóba Młodszego. Chrzciciel polecił jeszcze raz powiedzieć Jezusowi, by udał się do Jerozolimy i wyznał otwarcie przed całym światem, kim jest. Jan niecierpliwił się i żądny był tego, bo nie mógł już sam głosić Imienia Jezusa, a przecież miał tak wielkie, gorące, wewnętrzne pragnienie tego.


Z nadejściem szabatu nauczał Jezus w synagodze o stworzeniu świata, o wodach, które okrywały ziemię i upadku grzechowym, najjaśniej zaś o Mesjaszu. Tłumaczył także wzruszająco Izajasza (42, 5 — 43), wskazując wyraźnie na Siebie i na lud. Po szabacie odbyła się uczta w publicznym domu godowym, przyrządzona przez Marię Sufanitkę. Dom cały i stół ozdobione były pięknie zielenią, kwiatami i lampami; gości było mnóstwo, między nimi i tacy, których Jezus uzdrowił. Niewiasty jadły osobno, oddzielone ścianką. Podczas uczty weszła Maria z dziećmi, postawiła przed Jezusem kosztowne korzenie i wylała Mu na głowę flaszkę wonnego olejku, a potem rzuciła się przed Nim na kolana. Nikt nie zganił za to niewiasty, bo lubiano ją powszechnie dla jej szczodrobliwości. Jezus, uprzejmy dla wszystkich, opowiadał podczas uczty przypowieści.


Następnego ranka uzdrowił Jezus wielu chorych, potem nauczał w synagodze, a także i pod gołem niebem, by i poganie, ochrzczeni już, lub oczekujący chrztu, mogli się przysłuchać. Mówiąc w publicznej nauce o marnotrawnym, synu, przedstawiał rzecz tak barwnie i naturalnie, iż zdawało się, jakoby On był tym ojcem, odnajdującym syna. Wyciągnąwszy ramiona, zawołał: „Patrzcie! Oto powraca zaginiony, przyrządźmy mu ucztę!” Było to tak naturalne, że ludzie tu i ówdzie oglądali się za tym, do kogo Jezus mówił, jakby to było rzeczywistością. Wspominając o cielcu, którego ojciec kazał zabić dla odnalezionego syna, mówił znów inaczej, bardziej tajemniczo. Wydawało się, jak gdyby mówił: „Co za ogrom miłości, jeśli Ojciec Niebieski składa w ofierze Swego własnego Syna, by uratować Swe zagubione dzieci". Nauka ta tyczyła się głównie pokutujących, ochrzczonych i pogan, przedwyobrażonych przez owego zaginionego i odnalezionego syna. Wszyscy obecni przejęci byli radością i miłością wzajemną. Nauka ta ten odniosła skutek podczas Święta Kuczek, że poganie doznawali wszędzie gościnnego przyjęcia. Po południu przechadzał się Jezus z uczniami i tłumem ludzi z Ainon, po kwiecistych łąkach między Ainon a Jordanem, gdzie stały namioty pogan. Wszyscy rozmawiali o zgubionym synu, a wszyscy byli weseli, szczęśliwi, przejęci ku sobie wzajemną miłością.

 

1


Szabat kończył się dziś wcześniej, niż zwykle. Uzdrowiwszy kilku chorych, nauczał Jezus po raz wtóry. Potem udali się wszyscy na plac, leżący przed miastem, ale właściwie jeszcze w obrębie tegoż; mury bowiem miasta tworzą różne załomy, a domy przegrodzone są obszernymi placami i ogrodami. Tu stały trzy rzędy kuczek, ozdobione kwiatami, drzewkami, wstęgami, figurami z owoców i mnóstwem lamp. W środkowym rzędzie zasiedli do uczty Jezus, uczniowie, kapłani i obywatele miasta, podzieleni na różne grupy. W jednym z bocznych rzędów siedziały niewiasty, w drugim dzieci szkolne, osobno chłopcy i dziewczęta; szkoła tu podzielona była na trzy klasy, a uczęszczały do niej dzieci z całej okolicy. Przy dzieciach siedzieli nauczyciele, każda zaś klasa miała swych śpiewaków. Dzieci z wieńcami na głowach obchodziły od czasu do czasu stoły, śpiewając i grając na fletach, harfach i cymbałkach. Mężczyźni znowu trzymali w ręku gałązki palmowe z brzękadłami, wierzbowe o wąskich liściach i gałązki z drzewka, hodowanego u nas w wazonikach. Był to mirt. W drugiej zaś ręce trzymali piękne, żółte jabłka z Esrog. Na początku, w środku i przy końcu uczty śpiewali, potrząsając przy tym gałązkami. Owoce, które trzymali w rękach, nie pochodziły z Palestyny, lecz z jakiegoś cieplejszego kraju, a otrzymywali je za pośrednictwem karawan. Rosną wprawdzie i w Palestynie w miejscach bardziej słonecznych, nie dochodzą jednak nigdy do tej wielkości i nie dojrzewają zupełnie. Owoc to żółty, wielkości małego melona, nieco płaski, żyłkowany, a w nim tkwi w kupce pięć małych ziaren, lecz bez nasiennika; szypułka jest nieco skrzywiona. Kwiat biały, wyrasta w wielki pęk, jak u nas bez. Gałęzie o wielkich liściach obwisają ku ziemi i zapuszczają znowu korzenie, z których nowe drzewo wyrasta; w ten sposób tworzą się naturalne altany. Owoce kryją się między liśćmi.

 


 

 

 

 

 

 


Poganie mieli także udział w tej uroczystości. Kuczki ich stały niedaleko, i to kuczki ochrzczonych — tuż koło żydowskich. Żydzi ugaszczali ich przyjaźnie. Wszyscy przejęci byli jeszcze nauką o zaginionym synu. Uczta przeciągła się aż późno w noc. Jezus chodził wzdłuż stołów i nauczał, a gdzie spostrzegł brak czego, rozkazywał uczniom tego dostarczyć. Wszędzie panował dziwnie radosny ruch, przerywany tylko modlitwami i śpiewem; wszędzie jaśniały światła. Na dachach w Ainon stały także chatki i altanki, w których mieszkańcy noc spędzali. Po uczcie, gdy wszyscy udali się na spoczynek, pozostali w kuczkach na noc tylko ubożsi i słudzy jako dozorcy.


Z Ainon powrócił Jezus do pobliskiego Sukkot w otoczeniu uczniów i tłumu ludzi. Większa część drogi zastawiona była kuczkami i namiotami; wielu bowiem okolicznych mieszkańców spędzało tu święta, a i karawany wędrowne zatrzymywały się tu na czas świąt. Cała droga wyglądała jak spacerowa promenada. Za domkami zgromadzono w namiotach zapasy żywności i niejedno można było dostać za pieniądze. Droga zabrała Jezusowi wiele czasu; wszędzie witano Go radośnie, a On zatrzymywał się często i nauczał, tak że dopiero przed wieczorem stanął w synagodze w Sukkot, które położone nad północnym brzegiem Jaboku, było pięknym miastem i miało bardzo ładną synagogę. Obchodzono tu dziś oprócz Święta Kuczek jeszcze dzień pamiątkowy pojednania się Jakuba z Ezawem. Według podań Żydów odbyło się owo pojednanie rzeczywiście w dniu dzisiejszym. Zabrało to cały dzień czasu. Ludzie zgromadzili się licznie z całej okolicy. W Ainon było między dziećmi szkolnymi wiele sierot ze szkoły w Abelmehola, i te przybyły na dziś do Sukkot.


Synagoga, jedna z najpiękniejszych, jakie widziałam, wyglądała dziś jeszcze wspanialej, gdyż przystrojona była świątecznie w mnóstwo wieńców, girland i pięknych błyszczących lamp. Wysoki ten budynek ma przy wejściu osiem kolumn. Po bokach biegną krużganki, prowadzące do długich budynków, mieszczących szkoły i mieszkania lewitów. Wewnątrz synagogi na podwyższeniu stoi z przodu od środka pięknie przyozdobiony słup, opatrzony balustradami i półkami, na których przechowuje się księgi Zakonu. Za nim stoi stół i tu znajduje się ruchoma zasłona, którą spuszczając można tę przestrzeń oddzielić od reszty świątyni. Kilka kroków dalej stoją rzędem siedzenia dla kapłanów, w środku zaś na podwyższeniu katedra dla nauczającego. Za siedzeniami stoi ołtarz kadzielny, nad którym jest otwór w powale, za ołtarzem zaś w końcu budynku stoją stoły, przeznaczone na składanie darów. W środku synagogi najniżej stoją według klas mężczyźni, na lewo jest okratowane podwyższenie dla niewiast, na prawo zaś takież miejsce dla dzieci szkolnych, ustawionych według klas i płci.


Przez cały dzień dzisiejszy obchodzono Święto Pojednania się z Bogiem i ludźmi; wyznawano też ogólnie grzechy, publicznie, lub też i prywatnie, jak kto chciał. Wszyscy obchodzili ołtarz kadzielny i składali dary przebłagalne, przyjmowali naznaczoną pokutę i czynili dobrowolne śluby. Wiele w tym było podobieństwa do naszej spowiedzi. Jeden z kapłanów nauczał z katedry o Jakubie i Ezawie, którzy w dniu dzisiejszym pojednali się ze sobą i z Bogiem, mówił także o pojednaniu, się Labana z Jakubem, o ofierze złożonej przez nich i napominał do pokuty. Serca wielu obecnych poruszone już były poprzednimi naukami i niedawną nauką Jezusa, i ci czekali tylko tego dnia świątecznego. Mężczyźni, poczuwający się do grzechów, szli przez kraty obok katedry poza ołtarz i składali na stole ofiary, odbierane przez kapłana. Następnie szli ku kapłanom poza ów słup z księgami Zakonu i albo publicznie wyznawali swe grzechy, albo prosili o kapłana którego chcieli. Ten szedł wtedy z nimi do stołu za zasłonę, przyjmował cicho wyznanie grzechów i naznaczał pokutę. Podczas tego palono na ołtarzu kadzidła, a dym musiał się wznosić kłębami w pewien oznaczony sposób i wychodzić przez otwór na zewnątrz po czym według ich mniemania poznawano, czy szczerą jest skrucha grzesznika i czy zyskał odpuszczenie grzechów. Inni śpiewali podczas tego i modlili się. Grzesznicy składali pewnego rodzaju wyznanie wiary, tyczące się prawa, wiernego trwania przy Izraelu i „Miejscu Najświętszym". Potem rzucali się na ziemię i wyznawali nieraz ze łzami swe błędy. Niewiasty, żądne pokuty, spowiadały się po mężczyznach; kapłan odbierał ich ofiary, one zaś wzywały kapłana poza okratowanie i tam wyznawały grzechy.

 

2


Wyznając grzechy, oskarżali się Żydzi o różne przekroczenia przeciw przyjętym zwyczajom i o grzechy przeciw dziesięciu przykazaniom. W wyznaniach tych uderzył mnie jeden osobliwy szczegół, którego nawet nie potrafię dobrze powtórzyć. Wyznawali mianowicie grzechy swoich przodków, wspominali coś o grzesznej duszy, otrzymanej od nich, i o drugiej, świętej, pochodzącej od Boga: zdawało się zupełnie, jak gdyby mieli na myśli dwie dusze. Wspominali coś o tym i nauczyciele. Znaczenie ich mowy zdawało się być takie: „Niech ich grzeszna dusza odejdzie od nas, a pozostanie przy nas święta dusza". Było to więc jakieś dziwne łączenie, przemienianie i oddzielanie grzesznej i świętej duszy, czego nie umiem już sobie wytłumaczyć. Jezus jednakże nauczał później inaczej o tym, mówiąc iż nadal nie pozostanie to tak i grzeszne dusze przodków nie będą więcej w nas. Była to wzruszająca nauka, okazująca, iż Jezus własną Osobą za wszystkie dusze złoży zadosyćuczynienie. Oskarżając się o grzechy swych rodziców, zdawali się Żydzi przeczuwać, że przez przodków muszą znosić wiele zła; wierzyli zapewne, że z winy ich muszą pozostawać w stanie grzechu i w skłonności do złego.


Jezus przybył do synagogi dopiero później, około piątej godziny, gdy już obrzęd pokutny był w pełnym toku. Przywitano Go przed synagogą i wprowadzono do środka, gdzie stanął w górze obok nauczycieli, podczas gdy jeden z nich nauczał. Ofiary pokutników składały się z różnych owoców, monet, sukien dla kapłanów, materii, jedwabnych frędzli o i węzłów, pasów itd.; głównie zaś ofiarowano kadzidło, z którego zaraz część palono.

 


 

 

 

 

 

 


Następnie ujrzałam wzruszające widowisko. Mężczyźni wyznawali wciąż grzechy i składali ofiary. Tuż przy miejscu pokutnym stał otoczony wkoło kratą stołek, a na nim siedziała jakaś dostojna niewiasta, zdradzająca po sobie wzruszenie i niepokój. Przy niej stała służąca, postawiwszy kosz z ofiarami na podnóżku. Niewiasta owa z niecierpliwością oczekiwała, kiedy przyjdzie na nią kolej. Wreszcie nie mogąc opanować smutku i wzrastającego pragnienia pojednania się z Bogiem, wyszła z zasłoną na twarzy z okratowania i mając przed sobą służebną z ofiarami, przeszła przez kraty ku miejscu, gdzie stali kapłani, a gdzie nie wolno było wchodzić niewiastom. Dozorcy usiłowali je powstrzymać, lecz służebna, przeciskając się przemocą, wołała: „Miejsca! miejsca dla mojej pani, która chce złożyć ofiarę i pokutować. Miejsca dla niej, bo ona chce swą duszę oczyścić!" Z sercem wzruszonym i skruchą przejętym stanęła niewiasta przed kapłanami, którzy zwabieni hałasem zbliżyli się ku przodowi, i upadłszy na kolana błagała o pojednanie jej z Bogiem. Kapłani odprawili ją z niczym, mówiąc że nie tu jej miejsce; ale jeden z nich, młody jakiś kapłan, ujął ją za rękę i rzekł: „Ja cię wysłucham. Wprawdzie nie należysz tu ciałem, lecz należysz duszą, bo pragniesz pokuty!" — To rzekłszy, zwrócił się z nią ku Jezusowi i rzekł: „Nauczycielu, rozsądź Ty!" Niewiasta upadła na twarz przed Jezusem, który rzekł: „Tak, jej dusza należy tu, dozwól córce człowieczej czynić pokutę". Wtedy kapłan wszedł z nią do namiotu, a gdy po chwili wyszli stamtąd, rzuciła się niewiasta płacząc na ziemię i zawołała: „Otrzyjcie o mnie wasze nogi, gdyż jestem cudzołożnicą." Każdy z kapłanów dotknął się jej nogami. Przywołano jej męża, nie wiedzącego o niczym, a ten wzruszony do łez mową Jezusa, który wszedł tymczasem na mównicę, przebaczył jej; niewiasta zaś, leżąc przed nim na ziemi z twarzą zasłoniętą, wyznała głośno z płaczem swą winę. W tym stanie podobna była raczej do konającej niż do zdrowej osoby. Po chwili rzekł Jezus do niej: „Grzechy twoje są ci odpuszczone. Wstań dziecię Boże!" Niewiasta powstała, a mąż, głęboko wzruszony, podał jej rękę. Wtedy związano ich ręce zasłoną niewiasty i wąskim długim szalem jej męża, a pobłogosławiwszy ich, rozwiązano. Były to więc niejako powtórne zaślubiny. Niewiasta była po przejednaniu jakby upojona radością. Przedtem już, gdy oddała ofiary, wołała: „Módlcie się, módlcie, palcie kadzidła, składajcie ofiary, bym otrzymała odpuszczenie grzechów;" teraz zaś, jąkając się, wypowiadała różne zdania z psalmów, wielbiąc Boga, po czym odprowadził ją jeden z kapłanów ku jej okratowanemu siedzeniu.


Na ofiarę złożyła wiele kosztownych owoców, jakich używano w Święta Kuczek, były one ułożone w sztuczną piramidę, tak że nie gniotły się wzajemnie. Prócz tego ofiarowała różne wyszywania, frędzle i wisiorki do ubiorów kapłańskich. Wiele zaś własnych pięknych jedwabnych sukien kazała spalić, a mianowicie te, w których starała się przypodobać swemu kochankowi. Była to słusznego wzrostu, smukła, piękna niewiasta, usposobienia żywego, ognistego. Dla jej szczerej skruchy i dobrowolnego, publicznego wyznania grzechu, odpuszczono jej winę, a mąż jej pojednał się z nią zupełnie. Z nieprawego związku nie miała żadnych dzieci. Stosunek miłosny sama zerwała i kochanka swego nakłoniła również do pokuty. Imienia jego nie potrzebowała wyjawiać kapłanowi, a i mąż nie miał go wiedzieć; zakazano mu nawet dowiadywać się o to, a jej wyjawiać komukolwiek to imię. Pobożny jej mąż nie żądał jednak tego wcale, zapomniał o wszystkim i przebaczył jej z całego serca. Ludzie zebrani w synagodze nie widzieli wprawdzie bliższych szczegółów, spostrzegli jednak zamieszanie, słyszeli wołanie niewiasty o modlitwę i ofiarę i wnosili z tego, że coś niezwykłego zaszło. Modlili się też wszyscy gorąco i radowali ze szczerej pokuty niewiasty. Dobrzy to byli ludzie, jak w ogóle po całej wschodniej stronie Jordanu. Zachowali wiernie wiele z dawnych zwyczajów i obyczajów patriarchów.


Jezus miał potem bardzo piękną, wzruszającą naukę. Przypominam sobie wyraźnie, że mówił o grzechach przodków i o naszym udziale w nich, prostując niektóre ich błędne co do tego pojęcia. Raz wyraził się przy tym tak: „Wasi ojcowie jedli winogrona, u wam ścierpły zęby od tego."


Wypytywano potem nauczycieli o przekroczenia dzieci szkolnych i upominano je. Jeśli przyznały się do winy i żałowały, przebaczano im.


Przed synagogą, czekało już na Jezusa wielu chorych; wprawdzie nie było zwyczaju dopuszczać chorych podczas samych Świąt Kuczek, Jezus jednak kazał uczniom wprowadzić ich do krużganków między synagogą a mieszkaniami nauczycieli. Przy końcu uroczystości, gdy już w całej synagodze zajaśniały światła, poszedł tam i uzdrowił wielu chorych. Nim Jezus wszedł do chorych, przysłała do Niego owa wyżej wspomniana niewiasta, prosząc Go o chwilę rozmowy. Jezus podszedł do niej i stanął z nią na osobności. Wtedy ona rzuciła się przed Nim na ziemię, mówiąc: „Mistrzu! człowiek, z którym zgrzeszyłam, błaga Cię, byś i jego także rozgrzeszył." Jezus przyrzekł jej, że po uczcie rozmówi się z nim, żeby więc czekał na Niego na tym miejscu.


Po uzdrowieniu chorych udał się Jezus na ucztę świąteczną, urządzoną na jednym z obszernych placów miejskich. Jezus, uczniowie, lewici i przedniejsi miasta siedzieli w pięknej obszernej altanie, otoczonej wkoło innymi. Niewiasty siedziały oddzielnie od mężczyzn. Ubodzy byli także obecni, a każdy udzielał im najlepszej cząstki ze swego stołu. Podczas uczty chodził Jezus od stołu do stołu, był także i u niewiast. Owa nawrócona niewiasta pełna była radości, a radość tę podzielały wszystkie jej przyjaciółki, życząc jej ze szczerego serca szczęścia na nowej drodze. Podczas gdy Jezus chodził wkoło, spoglądała za Nim owa niewiasta niespokojnie, myśląc o tym, czy też nie omieszka Jezus pójść do jej wspólnika, czekającego na Niego, przyjąć od niego wyznanie grzechów i w ten sposób ułatwić mu pokutę. Była pewna, że on tam już czeka na Jezusa. Jezus, przeczuwając jej myśli, podszedł do niej i uspokoił ją, że wszystko stanie się w odpowiednim czasie, niech więc nie troszczy się o to zbytecznie. Po rozejściu się gości, udał się Jezus do swego mieszkania przy synagodze. Mąż ów czekał już rzeczywiście w krużganku synagogi, a ujrzawszy Go, rzucił się na ziemię i wyznał swą winę. Jezus upomniał go, jak ma postępować, by znowu nie popaść w grzech i nałożył mu pokutę. Pokuta ta polegała na tym, że miał przez jakiś czas uiszczać co tydzień kapłanom pewną kwotę na cele dobroczynne. Publicznej ofiary nie złożył więc ten człowiek, ale w ukryciu łzami oblał swą winę, żałując szczerze za grzechy.


Wróciwszy z Sukkot do Ainon, nauczał Jezus na placu chrztu, uzdrawiał chorych, a nawet odwiedził pogan. Kilka nielicznych gromadek ochrzczono. Urządzenie było tu jeszcze to samo, jakie miał Jan; zaczynając chrzcić nad Jordanem koło On, a mianowicie pojedynczy namiot i kamień chrztu. Przy chrzcie opierali się ludzie o poręcz, schylając głowę nad chrzcielnicą. Zgłosiło się wiele grzeszników, a Jezus przyjął od nich wyznanie grzechów i rozgrzeszył ich. Takąż władzę dał kilku starszym uczniom np. Andrzejowi. Jan Ewangelista nie chrzcił teraz; służył tylko jako świadek i ojciec chrzestny.


Przed odejściem z Ainon był Jezus jeszcze u Marii Sufanitki, rozmawiał z nią i dawał jej różne rady. Niewiasta ta zmieniła się teraz całkiem wewnętrznie; jest pełna miłości, gorliwości, pokory i wdzięczności, zajęta jest wciąż pielęgnowaniem chorych i ubogich. Weronika, Joanna Chusa i Marta były przez ten czas u niej: Jezus bowiem zaraz po uzdrowieniu jej, idąc przez Ramot do Baszanu, wysłał jednego ucznia do Betanii, aby uwiadomił święte niewiasty o jej uzdrowieniu i nawróceniu się.


Przed odejściem stąd otrzymał Jezus hojne podarunki od Marii i wielu innych mieszkańców. Wszystko złożono razem i rozdzielono zaraz między ubogich. Przy wyjściu z miasta poustawiano na drodze, którą Jezus przechodził, bramy tryumfalne z zielonych gałęzi. Wszyscy żegnali Go ze czcią i wysławiali, a przed miastem wręczyły Mu kobiety i dzieci wieńce z kwiatów; zwyczaj ten zachowywano zawsze w Święto Kuczek. Wraz z Jezusem wyszło z Ainon wiele ludzi. Droga wiodła dwie godziny doliną Jordanu z lewego brzegu ku południowi, potem za Jordanem zwracała się ku zachodowi; idąc tak przez pół godziny, szło się znowu na południe aż do miasta Akabris, leżącego na grzbiecie łańcucha gór.

 

Aby doświadczyć Pana Jezusa, musimy być gotowi na dokonanie zmian w swoim życiu. Trzeba będzie znaleźć czas, który poświęcimy wyłącznie Jemu. Trzeba będzie porzucić nałogi i przyzwyczajenia, które nas od Niego oddalają. Nie zawsze wystarcza nam determinacji do zmierzenie się z tym wezwaniem. Dobra nowina polega na tym, że Pan Jezus nie tylko pomaga nam na każdym kroku, lecz także przyjmuje nasze choćby najmniejsze wysiłki przemiany i pomnaża je stokrotnie. Pan Jezus chce nam pomagać, ale czeka, aż my sami również tego zapragniemy. Czeka na najmniejszy nawet wysiłek z naszej strony.