Z Jogbehy poszedł Jezus przez Sukkot do Ainon. Droga od Sukkot, mniej więcej godzinę trwająca, była przyjemna i ożywiona obozowiskami karawan i ludźmi idącymi do chrztu. Po obu stronach stały szeregi kuczek, a ludzie zajęci byli gorliwie wykończeniem ich, bo Święta Kuczek zaczynały się zaraz po szabacie. Po drodze nauczał Jezus tu i ówdzie. Przed Ainon stał piękny namiot, w którym Maria Sufanitka przygotowała Jezusowi uroczyste przyjęcie; obecni byli najznakomitsi mieszkańcy, kapłani i Maria z dziećmi i przyjaciółkami. Mężczyźni umyli Jezusowi i uczniom nogi, po czym podali im wyborniejszą niż zwykle przekąskę i napoje; zajęły się tym dzieci Marii i inne. Przy powitaniu upadły niewiasty osłonione, na twarz przed Jezusem, a On witał wszystkich uprzejmie i błogosławił. Roniąc łzy radości i wdzięczności, zaprosiła Maria Jezusa, by wstąpił do jej domu. W pochodzie do miasta otaczały Jezusa w koło dzieci Marii, dwie dziewczynki i chłopczyk i inne dzieci, niosąc długie girlandy z kwiatów, z długimi wełnianymi wstążkami.


Jezus wszedł z kilkoma uczniami do altany, stojącej na podwórzu domu Marii. Tu upadła Maria jeszcze raz przed Nim na kolana, plącząc i dziękując Mu gorąco; to samo uczyniły dzieci, a Jezus popieścił je. Następnie opowiedziała Mu Maria, że była tu Samarytanka Dina i że człowiek, z którym żyła dotychczas dał się już ochrzcić. Maria znała tę niewiastę, gdyż mąż jej żył z jej trzema ślubnymi dziećmi także w Damaszku. Nie ustępowała też Samarytanka w pochwałach dla Jezusa. Obecnie przejęta radością na widok Jezusa, pokazywała Mu kosztowne suknie kapłańskie i także wysoką czapkę kapłańską, którą zrobiła dla świątyni; w robotach takich była nadzwyczaj biegła, a stać ją było na to, bo miała dosyć pieniędzy i mienia. Jezus był dla niej bardzo łaskawy. Mówiąc o jej mężu, radził jej udać się do niego i pojednać się z nim, bo będzie mieć tam sposobność być użyteczną. Nieślubne dzieci kazał jej umieścić gdzie indziej, a potem wyprawić posłańca do męża, by przybył tu do niej. Z domu Marii udał się Jezus na miejsce chrztu, a wstąpiwszy na mównicę, nauczał.


Przybyli tu także na szabat Łazarz, Józef z Arymatei, Weronika, synowie Symeona i inni jerozolimscy uczniowie. Andrzej, Jan i uczniowie Jana Chrzciciela byli tu już dawniej; nie było jednak Jakóba Młodszego. Chrzciciel polecił jeszcze raz powiedzieć Jezusowi, by udał się do Jerozolimy i wyznał otwarcie przed całym światem, kim jest. Jan niecierpliwił się i żądny był tego, bo nie mógł już sam głosić Imienia Jezusa, a przecież miał tak wielkie, gorące, wewnętrzne pragnienie tego.


Z nadejściem szabatu nauczał Jezus w synagodze o stworzeniu świata, o wodach, które okrywały ziemię i upadku grzechowym, najjaśniej zaś o Mesjaszu. Tłumaczył także wzruszająco Izajasza (42, 5 — 43), wskazując wyraźnie na Siebie i na lud. Po szabacie odbyła się uczta w publicznym domu godowym, przyrządzona przez Marię Sufanitkę. Dom cały i stół ozdobione były pięknie zielenią, kwiatami i lampami; gości było mnóstwo, między nimi i tacy, których Jezus uzdrowił. Niewiasty jadły osobno, oddzielone ścianką. Podczas uczty weszła Maria z dziećmi, postawiła przed Jezusem kosztowne korzenie i wylała Mu na głowę flaszkę wonnego olejku, a potem rzuciła się przed Nim na kolana. Nikt nie zganił za to niewiasty, bo lubiano ją powszechnie dla jej szczodrobliwości. Jezus, uprzejmy dla wszystkich, opowiadał podczas uczty przypowieści.


Następnego ranka uzdrowił Jezus wielu chorych, potem nauczał w synagodze, a także i pod gołem niebem, by i poganie, ochrzczeni już, lub oczekujący chrztu, mogli się przysłuchać. Mówiąc w publicznej nauce o marnotrawnym, synu, przedstawiał rzecz tak barwnie i naturalnie, iż zdawało się, jakoby On był tym ojcem, odnajdującym syna. Wyciągnąwszy ramiona, zawołał: „Patrzcie! Oto powraca zaginiony, przyrządźmy mu ucztę!” Było to tak naturalne, że ludzie tu i ówdzie oglądali się za tym, do kogo Jezus mówił, jakby to było rzeczywistością. Wspominając o cielcu, którego ojciec kazał zabić dla odnalezionego syna, mówił znów inaczej, bardziej tajemniczo. Wydawało się, jak gdyby mówił: „Co za ogrom miłości, jeśli Ojciec Niebieski składa w ofierze Swego własnego Syna, by uratować Swe zagubione dzieci". Nauka ta tyczyła się głównie pokutujących, ochrzczonych i pogan, przedwyobrażonych przez owego zaginionego i odnalezionego syna. Wszyscy obecni przejęci byli radością i miłością wzajemną. Nauka ta ten odniosła skutek podczas Święta Kuczek, że poganie doznawali wszędzie gościnnego przyjęcia. Po południu przechadzał się Jezus z uczniami i tłumem ludzi z Ainon, po kwiecistych łąkach między Ainon a Jordanem, gdzie stały namioty pogan. Wszyscy rozmawiali o zgubionym synu, a wszyscy byli weseli, szczęśliwi, przejęci ku sobie wzajemną miłością.

 

1


Szabat kończył się dziś wcześniej, niż zwykle. Uzdrowiwszy kilku chorych, nauczał Jezus po raz wtóry. Potem udali się wszyscy na plac, leżący przed miastem, ale właściwie jeszcze w obrębie tegoż; mury bowiem miasta tworzą różne załomy, a domy przegrodzone są obszernymi placami i ogrodami. Tu stały trzy rzędy kuczek, ozdobione kwiatami, drzewkami, wstęgami, figurami z owoców i mnóstwem lamp. W środkowym rzędzie zasiedli do uczty Jezus, uczniowie, kapłani i obywatele miasta, podzieleni na różne grupy. W jednym z bocznych rzędów siedziały niewiasty, w drugim dzieci szkolne, osobno chłopcy i dziewczęta; szkoła tu podzielona była na trzy klasy, a uczęszczały do niej dzieci z całej okolicy. Przy dzieciach siedzieli nauczyciele, każda zaś klasa miała swych śpiewaków. Dzieci z wieńcami na głowach obchodziły od czasu do czasu stoły, śpiewając i grając na fletach, harfach i cymbałkach. Mężczyźni znowu trzymali w ręku gałązki palmowe z brzękadłami, wierzbowe o wąskich liściach i gałązki z drzewka, hodowanego u nas w wazonikach. Był to mirt. W drugiej zaś ręce trzymali piękne, żółte jabłka z Esrog. Na początku, w środku i przy końcu uczty śpiewali, potrząsając przy tym gałązkami. Owoce, które trzymali w rękach, nie pochodziły z Palestyny, lecz z jakiegoś cieplejszego kraju, a otrzymywali je za pośrednictwem karawan. Rosną wprawdzie i w Palestynie w miejscach bardziej słonecznych, nie dochodzą jednak nigdy do tej wielkości i nie dojrzewają zupełnie. Owoc to żółty, wielkości małego melona, nieco płaski, żyłkowany, a w nim tkwi w kupce pięć małych ziaren, lecz bez nasiennika; szypułka jest nieco skrzywiona. Kwiat biały, wyrasta w wielki pęk, jak u nas bez. Gałęzie o wielkich liściach obwisają ku ziemi i zapuszczają znowu korzenie, z których nowe drzewo wyrasta; w ten sposób tworzą się naturalne altany. Owoce kryją się między liśćmi.