Po ich upadku widziałam na dole tarczę cienistą, jakoby ta tarcza była ich mieszkaniem; poznałam, że wpadły w formę niecierpliwą. Przestrzeń, którą odtąd zajmowały, była daleko mniejszą, od tej, którą będąc u góry zajmowały, dlatego też wydawały mi się daleko więcej ścieśnione.
Obraz Antoine'a Wiertza „Ostatni pistolet” 1855. Po katastrofie w Paryżu Wiertz coraz bardziej skręcał w stronę przesady. Śmierć matki w 1844 roku była dla artysty straszliwym ciosem. Jego dzieła od 1850 roku mają charakter zaburzenia świadomości połączone z halucynacjami.
Od chwili, kiedy, będąc dzieckiem widziałam, że owe chóry spadły, we dnie i w nocy bałam się ich działalności, mniemając zawsze, że światu wiele szkodzą. Zawsze wokół świata krążą; dobrze, że nie mają ciała, inaczej bowiem zaćmiłyby słońce i patrzelibyśmy na nie jako na ćmy słońca, a to byłoby strasznie.
Zaraz po upadku widziałam, że duchy, pozostałe wśród kół lśniących, korzyły się przed kołem Bożym, błagając, by to, co było upadło, znowu było naprawione. Potem widziałam poruszenie i działanie w całym kole światła Bożego, które dotąd stało spokojnie i, jak czułam, na tę prośbę czekało.
Po tej akcji chórów anielskich przekonałam się, że odtąd miały pozostać mocnymi i już więcej rozlecieć się nie miały. Poznałam też, że taki przeciwko nim zapadł wyrok odwieczny: walka miała trwać dopóty, dopóki miejsca upadłych chórów nie będą zapełnione. A ten czas wydawał się duszy mojej niezmiernie długim, prawie niemożliwym. Walka miała być na ziemi, zaś tam, u góry, żadnej nie miało być więcej walki, tak On postanowił.
Po takiej pewności nie mogłam już więcej mieć litości dla szatana, albowiem widziałam, że z własnej złej woli gwałtem upadł. Także na Adama nie mogłam się gniewać; zawsze też litowałam się nad nim, albowiem sądziłam, że to wszystko było przewidziane.
Uczmy się na własnych i cudzych błędach, że pycha i wyniosłość nie popłacają. Miłując, wywyższając i czcząc jedynego, prawdziwego Pana Boga, nasze uczynki będą odbiciem Jego sprawiedliwości, miłosierdzia i pokoju.