Najpierw widziałam przestrzeń pełen światłości; a w tej przestrzeni kulę jeszcze bardziej lśniącą, podobną do słońca i leżącą w słońcu, widziałam — tak mi się zdawało — jedność w Trójcy. Nazwałam to wszystko zgodą, a widziałam z niej jakoby skutek; wtem powstały pod ową kulą jakoby w sobie leżące jasne koła, pierścienie i chóry aniołów, niezmiernie jaśniejących, potężnych i pięknych. To morze światłości leżało jakoby słońce pod owym wyższym słońcem.
Z początku wszystkie te chóry wychodziły z owego wyższego słońca jakoby w zgodzie i miłości. Naraz spostrzegłam, że jedna część tych wszystkich kół się zatrzymała, zatapiając się we własną piękność. Czuły własną rozkosz, widziały całą swą piękność, zastanawiały się, tylko sobą były zajęte.
Ten obraz przedstawia walkę dobra ze złem, anioły światłości i złe anioły. W centrum widzimy Świętego Michała, wodza dobrych aniołów, walczącego przeciwko Lucyferowi, przywódcy złych aniołów. Ten miał wraz ze swoimi zwolennikami podnieść okrzyk buntu i sprzeciwił się temu że on Anioł jako wyższa istota (za taką się uważał) miał służyć Panu Bogu, Człowiekowi i Jego Matce Maryi, która swoją świętością z woli Najwyższego Pana Boga przewyższała wszystkich Aniołów. Zbuntował on przeciw Panu Bogu część Aniołów którzy również nie chcieli służyć. Natychmiast Lucyfer upadł z szybkością błyskawicy, ciągnąc za sobą na dno piekła wszystkich tych, którzy poszli za nim.
Najpierw wszystkie, przejęte uwielbieniem dla Boga, nie posiadały się od rozkoszy i radości; nagle jedna część, nie myśląc o Bogu, zapatrzyła się we własną istotę. W tej chwili widziałam, jak owa cała część chórów jaśniejących upadła na dół i zaćmiła się, widziałam, jak inne chóry ich miejsca zajęły; nie widziałam jednakże, czy ich ścigały, wychodząc z formy obrazu. Tamte stały spokojnie, zajęte sobą i spadły na dół, zaś te, które się nie zatrzymały, wstąpiły w ich miejsce, a to wszystko nastąpiło od razu.
Po ich upadku widziałam na dole tarczę cienistą, jakoby ta tarcza była ich mieszkaniem; poznałam, że wpadły w formę niecierpliwą. Przestrzeń, którą odtąd zajmowały, była daleko mniejszą, od tej, którą będąc u góry zajmowały, dlatego też wydawały mi się daleko więcej ścieśnione.
Obraz Antoine'a Wiertza „Ostatni pistolet” 1855. Po katastrofie w Paryżu Wiertz coraz bardziej skręcał w stronę przesady. Śmierć matki w 1844 roku była dla artysty straszliwym ciosem. Jego dzieła od 1850 roku mają charakter zaburzenia świadomości połączone z halucynacjami.
Od chwili, kiedy, będąc dzieckiem widziałam, że owe chóry spadły, we dnie i w nocy bałam się ich działalności, mniemając zawsze, że światu wiele szkodzą. Zawsze wokół świata krążą; dobrze, że nie mają ciała, inaczej bowiem zaćmiłyby słońce i patrzelibyśmy na nie jako na ćmy słońca, a to byłoby strasznie.
Zaraz po upadku widziałam, że duchy, pozostałe wśród kół lśniących, korzyły się przed kołem Bożym, błagając, by to, co było upadło, znowu było naprawione. Potem widziałam poruszenie i działanie w całym kole światła Bożego, które dotąd stało spokojnie i, jak czułam, na tę prośbę czekało.
Po tej akcji chórów anielskich przekonałam się, że odtąd miały pozostać mocnymi i już więcej rozlecieć się nie miały. Poznałam też, że taki przeciwko nim zapadł wyrok odwieczny: walka miała trwać dopóty, dopóki miejsca upadłych chórów nie będą zapełnione. A ten czas wydawał się duszy mojej niezmiernie długim, prawie niemożliwym. Walka miała być na ziemi, zaś tam, u góry, żadnej nie miało być więcej walki, tak On postanowił.
Po takiej pewności nie mogłam już więcej mieć litości dla szatana, albowiem widziałam, że z własnej złej woli gwałtem upadł. Także na Adama nie mogłam się gniewać; zawsze też litowałam się nad nim, albowiem sądziłam, że to wszystko było przewidziane.
Uczmy się na własnych i cudzych błędach, że pycha i wyniosłość nie popłacają. Miłując, wywyższając i czcząc jedynego, prawdziwego Pana Boga, nasze uczynki będą odbiciem Jego sprawiedliwości, miłosierdzia i pokoju.