Strona 1 - 14 Stacje Drogi Krzyżowej w oparciu o walory filatelistyczne (Walory są moją własnością i jak we wszystkich artykułach ich nie kopiuję, nie ściagam z internetu, pokazuję co posiadam).
Na Jasnej Górze powstała kolejna Droga Krzyżowa: „Golgota Jasnogórska” będąca dziełem i darem wybitnego malarza polskiego Jerzego Dudy Gracza.
Obrazy Jerzego Dudy Gracza umieszczone zostały w przestrzeni zamkniętej – na górnej kondygnacji wejściowej części kaplicy Matki Bożej, tzw. przybudówki. Tu znalazło swoją lokalizację osiemnaście dużych obrazów. Jerzy Duda Gracz przedstawia świat realnych ludzi: nieco zdeformowanych, brzydkich, gorszych, śmiesznych lub żałosnych. Na tle tego dziwacznego tłumu postaci współczesnych i historycznych, codziennych i świątecznych, typowych i wyjątkowych artysta ustawia cierpiącego, jakże ludzkiego Pana Chrystusa, pozbawionego powabu, upokorzonego i zwycięskiego zarazem: Pana Jezusa, do którego każdy z nas może zbliżyć się ze swoim cierpieniem bez obawy odrzucenia. Na stosunkowo małej przestrzeni osiemnastu tablic mnoży ilość wątków i postaci tak, jakby chciał na przekór tym wszystkim nowoczesnym tendencjom powrócić do średniowiecza. Sam o swoich obrazach mówi tak: „Zależy mi, aby <Golgota Jasnogórska> nie była historią obrazkową sprzed 2000 lat, którą z dobrym samopoczuciem (że to nie myśmy krzyżowali) sprawujemy w Wielki Piątek. Ta Golgota jest dzisiaj, teraz i tutaj, w katolickiej Polsce”.
I właśnie dlatego Jerzy Duda Gracz posługuje się współczesnymi wątkami; w obręb swoich kompozycji, w przestrzeń wypełnioną bohaterami Ewangelii wprowadza osoby współczesne, żyjące dziś, zarówno powszecnie znane postacie, jak i ludzi reprezentujących różne stany, profesje charaktery. Męka Pana Jezusa rozgrywa się tu i teraz, w każdym z nas, a jej świadkami, jeśli nie współsprawcami, jesteśmy my wszyscy.
Seria 18 kart wydanych przez Centrum Poczty OR w Katowicach w 2019 roku. Wykonano nadruk dodatkowego kwadratowego dużego stempla koloru czerwonego i złotego (po 18 szt) o treści: BEATYFIKACJA OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II. 01.05.2011 WATYKAN oraz o innym stemplu również w kolorze czerwonym i złotym (po 18 szt) o treści: BEATYFIKACJA OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II. 01.05.2011 WATYKAN. Klasztor OO. Paulinów Jasna Góra – PRO PATRIA.
Komplet składający się z czterech kartek przedstawiam w 14 stacjach Drogi Krzyżowej, chociaż podczas niektórych nabożeństw, pojawia się także 15. stacja: Zmartwychwstanie, która, według wielu wiernych, ma nadawać sens całej liturgii. Trzy komplety składające się z czterech kartek czyli Zmartwychwstanie, ukazania się Pana Jezusa w Galilei po Zmartwychwstaniu oraz Wniebowstąpienie pokazuję w artykule „Różaniec” w odpowiednich tajemnicach a jeden komplet składający się z czterech kartek „Niewierny Tomasz” pokazuję w artykule „Apokalipsa”.
Strona 15 - 19 Opis przebiegu Drogi Krzyżowej.
Strona 20 z walorami filatelistycznymi, które w swej treści zawierają wiecej niż jedna stacja, a których to z tej przyczyny nie można zapisać w określonej stacji Drogi Krzyżowej.
Strona 21 Rozważania do Drogi Krzyżowej.
Strona 22 Stygmaty.
Strona 23 Droga Krzyzowa po renowacji.
Stacja I: Pan Jezus na śmierć skazany.
Wobec Wysokiej Rady wg Mt 26,57-67
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Materiał - tombak patynowany w odcieniu brązowo-żółtym
Technika – odlewane ciśnieniowo
Wymiary – 110 mm x 78 mm
Grubość – 8,5 mm
Plakietę wydano w Portugalii
Sygnowana - Jorge Coelho
Materiał - tombak patynowany w odcieniu brązowo-żółtym
Technika – odlewane ciśnieniowo
Wymiary – 9,8 mm x 8,0 mm
Grubość – 7,0 - 8,0 mm w zależmości od rysunku
Plakietę wydano w Portugalii
Sygnowana - Jorge Coelho
Stacja II: Pan Jezus Przyjmuje krzyż na swoje ramiona.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Stacja III: Pan Jezus upada po raz pierwszy.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Stacja IV: Pan Jezus spotyka swoją Matkę.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Stacja V: Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Panu Jezusowi.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Stacja VI: Święta Weronika ociera twarz Panu Jezusowi.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Stacja VII: Pan Jezus upada po raz drugi.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Stacja VIII: Pan Jezus pociesza płaczące nad Nim Niewiasty.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Stacja IX: Pan Jezus upada po raz trzeci.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Materiał - tombak patynowany w odcieniu brązowo-żółtym
Technika – odlewane ciśnieniowo
Wymiary – 110 mm x 78 mmm
Grubość – ok. 6 - 7 mm
Autor - Jorge Coelho
Plakietę wydano w Portugalii
Stacja X: Pan Jezus z szat obnażony.
Obraz przedstawia Pana Chrystusa patrzącego w niebo z wyrazem spokoju; Jego wyidealizowana postać wydaje się być oddzielona od innych ludzi i otaczającej go przemocy. Postać ubrana na czarno w tle wskazuje oskarżycielsko na Pana Chrystusa, podczas gdy dwie inne osoby spierają się o to, kto otrzyma Jego szaty. Mężczyzna ubrany na zielono po lewej stronie Pana Chrystusa trzyma Go mocno sznurem i ma zamiar zerwać Jego szatę, przygotowując się do ukrzyżowania. W prawym dolnym rogu mężczyzna ubrany na żółto pochyla się nad krzyżem i wierci otwór, aby ułatwić wbicie gwoździa w stopy Pana Chrystusa. Promienna twarz Zbawiciela zostaje brutalnie zestawiona z grubymi postaciami katów, którzy gromadzą się wokół Niego. Na pierwszym planie po lewej trzy Maryi z rozpaczą kontemplują tę scenę.
Znaczek pochodzi z roku 1959 Republiki Federalnej Niemiec.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Materiał - tombak patynowany w odcieniu brązowo-żółtym
Technika – odlewane ciśnieniowo
Wymiary – 110 mm x 78 mm
Grubość – 4,5 mm
Plakietę wydano w Portugalii
Sygnowana - Jorge Coelho
Stacja XI: Pan Jezus przybity do Krzyża.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Materiał - tombak patynowany w odcieniu brązowo-żółtym
Technika – odlewane ciśnieniowo
Wymiary – 110 mm x 78 mmm
Grubość – ok. 6 - 7 mm
Autor - Jorge Coelho
Plakietę wydano w Portugalii
Stacja XII: Pan Jezus umiera na Krzyżu.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Materiał - tombak patynowany w odcieniu brązowo-żółtym
Technika – odlewane ciśnieniowo
Wymiary – 110 mm x 78 mm
Grubość – 4,5 mm
Plakietę wydano w Portugalii
Sygnowana - Jorge Coelho
Plakieta - Portugalia
Stacja XIII: Pan Jezus zdjęty z krzyża.
Medal – Pani Miłosierdzia, Pieta
Materiał – Brąz
Średnica – 90 mm
Waga – 300 g
Wydano – Portugalia
Pieta opisuje wizerunek Dziewicy jako „Mater Dolorosa” z Panem Jezusem Chrystusem zdjętym z krzyża.
Jednym z najbardziej znanych przedstawień jest dzieło Michała Anioła „La Pieta” z 1499 r., Które znajduje się obecnie w Bazylice św. Piotra w Watykanie.
Interpretacja Piety przez Michała Anioła bardzo różni się od interpretacji innych artystów, ponieważ po mistrzowsku łączy typowe cechy renesansu idealnego piękna z naturalizmem.
Michał Anioł postanowił także pójść nowymi drogami do przedstawienia Marii i stworzył ją jako smutną, ale opanowaną kobietę o młodzieńczych rysach.
Medal „La Pieta” Michała Anioła „Pieta Watykańska - Bazylika św Piotra"
Średnica 40 mm
Awers i rewers z pozłacanej i posrebrzanej miedzi
Grubość 3 mm
Waga 27,5 g
Naklad 10.000 szt.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Plakieta - Portugalia
Stacja XIV: Pan Jezus złożony do grobu.
Medal z 1988 roku
Nakład: 1200 sztuk prof. T. Tchórzewski
Materiał: tombak
Wydany przez Częstochowskie Zakłady Produkcyjne
Średnica: 61mm
Waga: 84 gram
Plakieta - Portugalia
Przebieg Drogi Krzyżowej
Annasz wszedł do swojej przestronnej komnaty audiencyjnej, usiadł na wielkim krześle i rozkazał, żeby mu przyprowadzono Jezusa. Annasz przyglądał się kilka chwil w milczeniu Mistrzowi a potem powiedział: „Ty zdajesz sobie sprawę, że coś trzeba zrobić w sprawie twojej nauki, skoro zakłócasz spokój i porządek naszego kraju”. Kiedy Annasz przyglądał się Jezusowi badawczo, Mistrz, patrząc mu prosto w oczy, nic nie odpowiedział. Annasz znowu się odezwał: „Jak się nazywają twoi uczniowie, oprócz Szymona Zeloty, agitatora?”. Znowu Jezus popatrzył na niego, ale nie odpowiedział.
Annasza bardzo poruszyło to, że Jezus nie odpowiada na jego pytania, tak bardzo, że powiedział: „Czy nie dbasz o to, czy jestem ci życzliwy, czy też nie? Czy nie interesuje cię wpływ, jaki mogę wywrzeć na decyzje w twojej bliskiej rozprawie”?
Kiedy Jezus to usłyszał, odpowiedział: „Annaszu, wiesz, że nie masz nade mną władzy, chyba, że będzie to dozwolone przez mego Ojca. Niektórzy chcą zgładzić Syna Człowieczego, ponieważ są ciemni, nie wiedzą co czynią, ale ty, przyjacielu, wiesz co robisz. Jak zatem możesz odrzucić światłość Bożą”?
Łagodny ton głosu Jezusa wprawił niemalże w zakłopotanie Annasza. Ale on już postanowił, że Jezus albo musi opuścić Palestynę albo zginąć; więc zebrał się w sobie i zapytał: „Właściwie, czego ty chcesz nauczać ludzi? Kim twierdzisz, że jesteś?” Jezus odpowiedział: „Dobrze wiesz, co otwarcie mówiłem światu. Nauczałem w synagogach i wiele razy w Świątyni, gdzie wszyscy Żydzi i wielu nie-Żydów mnie słyszało. Niczego nie mówiłem w tajemnicy; dlaczego więc pytasz mnie o moją naukę? Dlaczego nie wezwiesz tych, którzy mnie słyszeli i nie zapytasz ich? Oto cała Jerozolima słyszała, co mówiłem, nawet, jeśli sam nie słyszałeś tego nauczania”. Ale zanim Annasz zdążył odpowiedzieć, główny rządca pałacu, który stał blisko, uderzył Jezusa ręką w twarz i powiedział: „Jak śmiesz odzywać się w ten sposób do arcykapłana?”. Annasz nawet jednym słowem nie upomniał rządcy, ale Jezus zwrócił się do niego: „Mój przyjacielu, jeśli źle powiedziałem, zaświadcz przeciw złu, ale jeśli powiedziałem prawdę, dlaczego mnie uderzasz?”.
Chociaż Annasz żałował, że jego rządca uderzył Jezusa, był zbyt dumny aby to zauważyć. Zdezorientowany wyszedł do drugiego pokoju, zostawiając Jezusa prawie na godzinę ze służbą domową i strażnikami świątynnymi.
Kiedy wrócił, podszedł do Mistrza i powiedział: „Czy ty twierdzisz, że jesteś Mesjaszem, wybawicielem Izraela?”. Jezus rzekł: „Znasz mnie od czasów mojej młodości, Annaszu. Wiesz, że twierdzę, iż nie jestem nikim innym ponad to, do czego powołał mnie mój Ojciec i że zostałem posłany do wszystkich ludzi, tak samo nie-Żydów jak i Żydów”. Wtedy Annasz powiedział: „Mówiono mi, że twierdzisz, iż jesteś Mesjaszem; czy to prawda?” Jezus popatrzył na Annasza, ale rzekł tylko:
„To ty powiedziałeś”.
Annasz pomyślał, że najlepiej będzie posłać związanego Jezusa do Kajfasza, pod nadzorem strażników świątynnych. Sam wkrótce poszedł za nimi.Było prawie wpół do czwartej rano, w piątek, kiedy arcykapłan Kajfasz zwołał komisję śledczą Sanhedrynu i nakazał doprowadzenie Jezusa na formalny proces. W trzech poprzednich wypadkach Sanhedryn, znaczną większością głosów, skazał Jezusa na śmierć; uznano, że zasługuje on na śmierć na podstawie nieformalnych zarzutów łamania prawa, bluźnierstwa i wyszydzania tradycji ojców Izraela.
Nie było to zwyczajne posiedzenie Sanhedrynu i nie odbywało się w zwykłym miejscu, w komnacie z ciosanego kamienia w Świątyni. Była to specjalna rozprawa sądowa, w której uczestniczyło około trzydziestu członków Sanhedrynu i została zwołana w pałacu arcykapłana. Jan Zebedeusz pozostał z Jezusem podczas całej tej, tak zwanej rozprawy sądowej.
Jak sobie schlebiali ci wyżsi kapłani, uczeni w Piśmie, saduceusze i niektórzy z faryzeuszy, że Jezus, podważający ich pozycję i kwestionujący ich władzę, znajdował się teraz bezpiecznie w ich rękach! I postanowili, że nie może wyjść żywy z ich mściwych uścisków.
Normalnie, kiedy Żydzi sądzili człowieka, który mógł dostać najwyższy wymiar kary, postępowali bardzo ostrożnie i starali się zachować wszelką bezstronność w doborze świadków i w całym przebiegu rozprawy sądowej. W tym jednak wypadku Kajfasz był bardziej prokuratorem niż bezstronnym sędzią.
Jezus zjawił się przed sądem ubrany w swą zwykłą odzież, z rękoma związanymi za plecami. Cały sąd był przestraszony i w pewien sposób speszony jego majestatyczną postawą. Nigdy nie widzieli takiego więźnia, ani też nie byli świadkami takiego opanowania u człowieka podczas rozprawy o jego życie.
Prawo żydowskie wymagało, ażeby co najmniej dwóch świadków zgodziło się w jakimkolwiek punkcie, zanim uzna się więźnia winnym. Judasz nie mógł być świadkiem przeciw Jezusowi, ponieważ żydowskie Prawo wyraźnie nie dopuszczało świadectwa zdrajcy. Pod ręką było ponad dwudziestu fałszywych świadków, żeby świadczyć przeciw Jezusowi, jednak ich świadectwa były tak sprzeczne ze sobą i tak wyraźnie zmyślone, że samych członków Sanhedrynu bardzo zawstydziło to przedstawienie. Jezus tam stał, patrząc łagodnie na krzywoprzysięzców i samo jego oblicze wprawiało w zakłopotanie kłamiących świadków. Podczas składania tych wszystkich fałszywych oświadczeń, Mistrz nie odezwał się ani słowem; nie odpowiedział na wiele fałszywych oskarżeń.
Po raz pierwszy udało się jakimkolwiek dwóm świadkom osiągnąć pozór zgodności, kiedy dwóch ludzi oświadczyło, że słyszeli, jak Jezus mówił, w trakcie jednego ze swych świątynnych przemówień, iż może „zniszczyć Świątynię zrobioną rękami i w trzy dni zrobić inną Świątynię, bez użycia rąk”. To nie było dokładnie to, co Jezus powiedział, poza tym wskazał na swoje własne ciało, kiedy robił komentarz, na który się powoływano.
Jezus nie otworzył nawet ust, chociaż arcykapłan krzyczał na niego: „Czy nie odpowiesz na żadne z tych oskarżeń?”. Stał w milczeniu, kiedy wszyscy fałszywi świadkowie składali swoje zeznania. Nienawiść, fanatyzm i pozbawiona skrupułów przesada charakteryzowały słowa tych krzywoprzysięzców, tak, że ich zeznania wpadły we własne sidła. Najlepszym zaprzeczeniem ich fałszywych zarzutów był spokój Mistrza i jego majestatyczne milczenie.
Zaraz po tym, jak fałszywi świadkowie zaczęli składać zeznania, przyszedł Annasz i zajął miejsce obok Kajfasza. Annasz wstał teraz i przekonywał, że owa groźba Jezusa, dotycząca zniszczenia Świątyni, wystarcza, aby wnieść przeciw niemu trzy oskarżenia:
1. Jest niebezpiecznym zwodzicielem ludu. Naucza nieprawdopodobnych rzeczy i skądinąd oszukuje ludzi.
2. Jest fanatycznym rewolucjonistą, ponieważ zalecał zburzenie najświętszej Świątyni gwałtem; jakże inaczej mógłby ją zniszczyć?
3. Naucza magii, zważywszy, że obiecał zbudować nową Świątynię i to bez użycia rąk.
Sanhedryn w pełnym składzie już zadecydował, że Jezus zasługuje na karę śmierci za naruszanie prawa żydowskiego; teraz zajmowano się raczej sformułowaniem zarzutów dotyczących jego postępowania i nauki, na podstawie których Piłat mógłby skazać więźnia na śmierć. Wiedzieli, że muszą uzyskać zgodę rzymskiego gubernatora, zanim Jezus mógłby zostać prawnie zgładzony. I Annasz skłaniał się do przyjęcia tej linii, że Jezus jest zbyt niebezpiecznym nauczycielem, aby mógł pozostać wśród narodu.
Jednak Kajfasz nie mógł już znieść widoku Mistrza, stojącego przed nimi, doskonale opanowanego i wciąż milczącego. Sądził, że zna przynajmniej jeden sposób, aby skłonić więźnia do mówienia. Dlatego też podbiegł do Jezusa i wygrażając Mistrzowi przed twarzą swoim oskarżającym palcem, powiedział: „Zaklinam cię, w imię Boga żywego, abyś nam powiedział, czy jesteś Wybawicielem, Synem Bożym”. Jezus odrzekł Kajfaszowi: „Jestem. Niebawem pójdę do mojego Ojca i wkrótce Syn Człowieczy zostanie okryty mocą i jeszcze raz będzie panował nad zastępami niebiańskimi”.
Kiedy arcykapłan usłyszał te słowa, wypowiedziane przez Jezusa, wpadł w wielki gniew i drąc swą wierzchnią odzież, wykrzyknął: „Czy potrzebujemy dalszych świadków? Zauważcie, że teraz wszyscy słyszeliście bluźnierstwo tego człowieka. Jak myślicie, co należy zrobić z tym gwałcicielem prawa i bluźniercą”? I wszyscy zgodnie odparli: „Zasługuje na karę śmierci, ukrzyżować go”.
Jezus nie wykazywał zainteresowania żadnym pytaniem, zadawanym mu przez Annasza czy członków Sanhedrynu, za wyjątkiem pytania dotyczącego jego misji obdarzającej. Kiedy został zapytany, czy jest Synem Bożym, natychmiast odparł twierdząco.
Annasz chciał dalej kontynuować rozprawę, ażeby oskarżenia konkretnej natury, dotyczące stosunku Jezusa do rzymskiego prawa i rzymskich instytucji, zostały sformułowane dla ich późniejszego przedstawienia Piłatowi. Członkowie rady chcieli doprowadzić te sprawy do szybkiego końca nie tylko dlatego, że był to dzień przygotowań do Paschy i żadnej świeckiej pracy nie można było robić po południu, ale także dlatego, że się obawiali, iż Piłat w każdej chwili może wrócić do rzymskiej stolicy Judei, Cezarei, skoro przebywał w Jerozolimie tylko na czas obchodów Paschy.Jednak Annaszowi nie udało się utrzymać kontroli nad sądem. Po tym, jak Jezus tak niespodziewanie odpowiedział Kajfaszowi, ten arcykapłan podszedł bliżej i uderzył go ręką w twarz. Annasz naprawdę był zaszokowany tym, jak inni członkowie sądu, wychodząc z pomieszczenia, pluli Jezusowi w twarz i wielu z nich urągało mu i policzkowało go. I w takim nieładzie i niesłychanym zamieszaniu członkowie Sanhedrynu zakończyli o wpół do piątej pierwszą sesję rozprawy sądowej Jezusa.
Trzydziestu stronniczych i zaślepionych tradycją fałszywych sędziów, z fałszywymi świadkami, ośmiela się sądzić prawego Stwórcę wszechświata. I ci roznamiętnieni oskarżyciele zirytowani są majestatycznym milczeniem i znakomitą postawą tego Boga-człowieka. Jego milczenie jest nie do zniesienia; jego mowa jest nieustraszona i wyzywająca. Jest niewzruszony ich groźbami i nie lęka się ich ataków. Ludzie zasiedli, aby sądzić Boga, ale nawet wtedy on ich miłuje i chce ich ocalić, gdyby tylko mógł.
Żydowskie Prawo wymagało, że kiedy wyrokowano o karze śmierci, powinny się odbyć dwa posiedzenia sądu. Drugie posiedzenie odbywało się następnego dnia a czas pomiędzy posiedzeniami członkowie sądu powinni spędzić na postach i żałobie. Ale ci ludzie nie mogli doczekać następnego dnia, na zatwierdzenie swych decyzji, że Jezus musi umrzeć. Odczekali tylko godzinę. W międzyczasie Jezus pozostał w sali audiencyjnej pod opieką strażników świątynnych, którzy wraz ze służbą arcykapłana zabawiali się, zasypując Syna Człowieczego wszelkiego rodzaju obelgami. Kpili z niego, pluli na niego i okrutnie go poszturchiwali. Bili go po twarzy rózgą a potem mówili: „Prorokuj nam, ty Wybawicielu, kto ciebie uderzył”. I robili to przez całą godzinę, ubliżając mu i znęcając się nad tym, nie stawiającym oporu człowiekiem z Galilei.
Przez całą tę straszną godzinę Jezus nie wyrzekł słowa. Dla tej delikatnej i wrażliwej duszy człowieczej, połączonej w związku osobowości z Bogiem całego tego wszechświata, nie było bardziej gorzkiej porcji kielicha upokorzenia, niż ta okropna godzina na łasce ciemnych, okrutnych strażników i służących, których zachęcił do obrażania Mistrza przykład członków tak zwanego sądu Sanhedrynu.
O piątej trzydzieści sąd zebrał się znowu a Jezus został zaprowadzony do przyległej sali, gdzie oczekiwał Jan. Tam rzymski żołnierz i strażnicy świątynni pilnowali Jezusa, podczas gdy sąd zaczął formułować oskarżenia, które miały być przedstawione Piłatowi. Annasz wyjaśnił, że oskarżenie o bluźnierstwo będzie bez znaczenia w oczach Piłata. Judasz był na drugim posiedzeniu sądu, ale nie składał żadnych zeznań.
Ta sesja sądu trwała tylko pół godziny i kiedy ją zamknięto, żeby iść do Piłata, sformułowano trzy akty oskarżenia Jezusa, które podlegały trzem paragrafom, na podstawie których zasługiwał na śmierć.
1. Że jest demoralizatorem narodu żydowskiego, oszukuje ludzi i namawia do buntu.
2. Że naucza ludzi, aby nie płacili daniny cesarzowi.
3. Że poprzez twierdzenie, iż jest królem i założycielem nowego rodzaju królestwa, namawia do zdrady cesarza.
Całe to postępowanie było nieprawidłowe i zupełnie sprzeczne z prawem żydowskim. Nie było dwóch świadków, którzy zgodziliby się w jakiejkolwiek sprawie, za wyjątkiem tych, którzy składali zeznania o zniszczeniu Świątyni i jej odbudowaniu w trzy dni. Nawet w tym punkcie żaden ze świadków nie przemawiał w obronie, jak również Jezus nie został zapytany o wytłumaczenie, co miał na myśli.
Jezus nie został ponownie wezwany przed sąd Sanhedrynu. Nie chcieli znowu patrzeć mu w oczy, skoro wydali wyrok na jego niewinne życie. Jezus nie wiedział (jako człowiek) o ich formalnych oskarżeniach, do czasu, aż zostały mu przedstawione przez Piłata.
Zaraz po szóstej, w ten piątkowy ranek, 7 kwietnia, roku 30 n.e., Jezus został doprowadzony przed Piłata, rzymskiego prefekta, który rządził Judeą, Samarią i Idumeą pod bezpośrednim nadzorem legata Syrii. Związanego Mistrza straże świątynne doprowadziły przed oblicze rzymskiego gubernatora a towarzyszył mu Apostoł Jan oraz około pięćdziesięciu oskarżycieli, razem z członkami sądu Sanhedrynu (głównie saduceuszami), Judaszem Iskariotą i arcykapłanem Kajfaszem. Annasz nie zjawił się przed Piłatem.
Kiedy Jezus i jego oskarżyciele zebrali się przed salą sądową Piłata, rzymski namiestnik wyszedł i zwróciwszy się do zebranych, zapytał: „Jakie oskarżenie wnosicie przeciwko temu człowiekowi?”. Saduceusze i ci radcy, którzy chcieli za wszelką cenę usunąć Jezusa ze swej drogi, postanowili iść do Piłata i prosić o zatwierdzenie wydanego wyroku śmierci, bez przedstawienia jakichkolwiek konkretnych zarzutów. Dlatego też rzecznik sądu Sanhedrynu powiedział Piłatowi: „Gdyby ten człowiek nie był złoczyńcą, nie wydalibyśmy go tobie”.
Kiedy Piłat spostrzegł, że ociągają się z przedstawieniem zarzutów przeciw Jezusowi, choć wiedział, że całą noc zajmowali się rozważaniem jego winy, odpowiedział im: „Skoro nie ustaliliście żadnych konkretnych zarzutów, dlaczego nie zabierzecie tego człowieka i nie osądzicie go według swojego prawa?”. Wtedy urzędnik sądu Sanhedrynu odezwał się do Piłata: „Dla nas jest nielegalne zgładzenie kogokolwiek a ten mąciciel naszego narodu zasługuje na śmierć za rzeczy, które powiedział i zrobił. Dlatego też przyszliśmy do ciebie, abyś zatwierdził ten wyrok”.
Kilka godzin wcześniej, na krótko przed północą i po tym, jak Piłat wydał zezwolenie na użycie rzymskich żołnierzy dla potajemnego aresztowania Jezusa, usłyszał on dodatkowe informacje dotyczące Jezusa i jego nauk od swojej żony, Klaudii, która nawróciła się częściowo na judaizm i która później w pełni uwierzyła w ewangelię Jezusa.
Piłat chciał odłożyć rozprawę, ale spostrzegł, że przywódcy żydowscy są zdeterminowani kontynuować postępowanie. Wiedział, że jest to nie tylko przedpołudnie przygotowań do Paschy, ale że ten dzień, piątek, jest także dniem przygotowań do żydowskiego szabatowego odpoczynku i nabożeństwa.
Piłat, będąc wyjątkowo uczulony na lekceważący sposób traktowania go przez tych Żydów, nie chciał przychylić się do ich żądań, nie chciał wydać wyroku śmierci na Jezusa bez procesu. Dlatego też, kiedy odczekał kilka chwil na przedstawienie oskarżeń przeciw więźniowi, zwrócił się do nich i powiedział: „Nie wydam wyroku śmierci na tego człowieka bez procesu; nie zgodzę się również przesłuchiwać go tak długo, aż nie przedstawicie przeciw niemu swych oskarżeń na piśmie”.
Kiedy arcykapłan i inni usłyszeli, co Piłat powiedział, dali znak urzędnikowi sądu, który wręczył Piłatowi spisane oskarżenia przeciwko Jezusowi.
Jezus nie był ani przepisowo sądzony ani też legalnie skazany na podstawie jakiegokolwiek z tych oskarżeń. Nie słyszał nawet tych oskarżeń, kiedy po raz pierwszy zostały sprecyzowane, ale Piłat kazał go przyprowadzić z pretorium, gdzie go trzymano pod strażą i się upierał, aby te oskarżenia zostały powtórzone tak, aby je Jezus słyszał.
Kiedy Jezus usłyszał te obwinienia, dobrze wiedział, że nie był przesłuchiwany w tej sprawie przed sądem żydowskim i tak samo o tym wiedział Jan Zebedeusz, jak również oskarżyciele; jednak Jezus nie odpowiedział na ich fałszywe oskarżenia. Nawet, kiedy Piłat kazał mu odpowiedzieć oskarżycielom, nie otworzył ust. Piłat tak był zdumiony niesprawiedliwością całego tego postępowania i tak zafrapowany milczeniem Jezusa i jego władczą postawą, że postanowił wziąć więźnia do środka i tam go osobiście przesłuchać.
Piłat był zdezorientowany, w swoim sercu bał się Żydów a w duchu był mocno poruszony widokiem Jezusa, stojącego w majestacie przed krwiożerczymi oskarżycielami, spoglądającego na nich z cichą pogardą i z wyrazem prawdziwej litości i smutku.
Piłat zaprowadził Jezusa i Jana Zebedeusza na prywatne pokoje, pozostawiwszy straże na zewnątrz w holu i poprosił więźnia, aby usiadł, sam usiadł obok więźnia i zadał mu kilka pytań. Piłat zaczął rozmowę z Jezusem od zapewnienia, że nie wierzy w pierwsze oskarżenie przeciwko niemu, że miałby być deprawatorem swojego narodu i podżegaczem do buntu. Potem zapytał: „Czy kiedykolwiek nauczałeś, żeby nie płacić daniny cesarzowi?”. Jezus, wskazując na Jana, powiedział: „Zapytaj jego lub kogokolwiek innego, kto słyszał moją naukę”. Wtedy Piłat zapytał Jana w sprawie daniny a Jan złożył zeznania dotyczące nauk Mistrza i wytłumaczył, że Jezus i jego apostołowie płacili podatki zarówno cesarzowi jak i Świątyni. Kiedy Piłat skończył przesłuchiwać Jana, powiedział: „Pamiętaj, abyś nikomu nie mówił, że z tobą rozmawiałem”. I Jan nigdy tego nie wyjawił.
Potem Piłat wrócił do przesłuchiwania Jezusa: „A teraz trzecie oskarżenie przeciw tobie, czy jesteś królem Żydów?”. Ponieważ w głosie Piłata było słychać ton ewentualnie szczerego zapytania, Jezus uśmiechnął się do prefekta i powiedział: „Piłacie, czy pytasz sam dla siebie, czy zadajesz to pytanie od innych, moich oskarżycieli?”. Na co namiestnik odpowiedział, nieco oburzonym tonem: „Czy jestem Żydem. Twoi rodacy i wyżsi kapłani przyprowadzili cię tutaj i prosili, abym cię skazał na śmierć. Ja badam słuszność ich oskarżeń i sam staram się tylko dowiedzieć dla siebie, co zrobiłeś. Powiedz mi, czy mówiłeś, że jesteś królem Żydów i czy chciałeś założyć nowe królestwo?”.
Wtedy Jezus powiedział Piłatowi: „Czy nie zauważyłeś, że moje królestwo nie jest z tego świata. Gdyby moje królestwo było z tego świata, moi uczniowie z pewnością walczyliby, abym nie został wydany w ręce Żydów. Moja obecność tutaj, przed tobą w tych więzach, wystarcza, aby wykazać wszystkim ludziom, że moje królestwo jest panowaniem duchowym, nawet braterstwem wszystkich ludzi, którzy przez wiarę i przez miłość stali się synami Bożymi. I to zbawienie tak samo jest dla nie-Żydów jak i dla Żydów”.
„A więc jednak jesteś królem?”, powiedział Piłat. Jezus odpowiedział: „Tak, jestem takim królem a moje królestwo jest rodziną wiernych synów mojego Ojca, który jest w niebie. Dlatego właśnie urodziłem się na tym świecie, żeby ukazać mojego Ojca wszystkim ludziom i nieść świadectwo prawdy o Bogu. I nawet teraz oświadczam tobie, że każdy, kto kocha prawdę, słyszy mój głos”.
Wtedy Piłat, wpół ironizując, wpół szczerze, powiedział: „Prawda, co to jest prawda – kto to wie?”.
Piłat nie potrafił pojąć słów Jezusa, ani też nie był w stanie zrozumieć natury jego duchowego królestwa, był jednak teraz przekonany, że więzień nie zrobił niczego takiego, że zasługiwałby na śmierć. Jedno spojrzenie na Jezusa, prosto w oczy, wystarczało aby przekonać nawet Piłata, że ten łagodny i zmęczony, ale majestatyczny i zacny człowiek nie jest dzikim i niebezpiecznym rewolucjonistą, z aspiracjami osadzenia się na doczesnym tronie Izraela. Piłat sądził, że rozumiał co nieco z tego, co miał na myśli Jezus, kiedy nazywał siebie królem, gdyż orientował się w naukach stoików, którzy twierdzili, że „mądry człowiek jest królem”. Piłat był dogłębnie przekonany, że Jezus nie jest niebezpiecznym wywrotowcem, ale zwykłym nieszkodliwym marzycielem, niewinnym fanatykiem.
Po przesłuchaniu Mistrza, Piłat wrócił do wyższych kapłanów i oskarżycieli Jezusa i powiedział: „Przesłuchałem tego człowieka i nie znajduję w nim winy. Myślę, że nie jest winny oskarżeń przeciw niemu postawionych; myślę, że należy go uwolnić”. Kiedy Żydzi to usłyszeli, obruszyli się w wielkim gniewie, tak bardzo, że dziko krzyczeli, iż Jezus powinien zginąć; a jeden z członków Sanhedrynu śmiało przystąpił do Piłata i powiedział: „Ten człowiek podburza ludzi, poczynając od Galilei poprzez całą Judeę. Jest intrygantem i złoczyńcą. Długo będziesz żałował, jeżeli pozwolisz temu nikczemnikowi odejść wolno”.
Piłat był mocno naciskany, żeby podjął decyzję w sprawie Jezusa, dlatego też, kiedy usłyszał jak mówią, że Jezus zaczął swoją działalność w Galilei, chcąc uniknąć odpowiedzialności za decyzję w tej sprawie, albo co najmniej zyskać trochę czasu na przemyślenie, posłał Jezusa aby stanął przed Herodem; Herod był wtedy w mieście i uczestniczył w Passze. Piłat myślał również, że taki gest pomoże mu nieco załagodzić antagonizmy, jakie istniały od jakiegoś czasu pomiędzy nim a Herodem z powodu licznych nieporozumień w sprawach jurysdykcji.
Piłat, przywołując straże, powiedział: „Ten człowiek jest Galilejczykiem. Zaprowadźcie go do Heroda i kiedy on go przesłucha, przekażcie mi jego orzeczenie”. I zaprowadzili Jezusa do Heroda.
Kiedy Jezusa doprowadzono do Heroda, tetrarcha był zaskoczony jego dostojną postawą i opanowaniem na twarzy. Jakieś piętnaście minut Herod zadawał Jezusowi pytania, ale Mistrz nie chciał odpowiadać. Herod wyśmiewał się i prowokował go do wykonania cudu, ale Jezus nie odpowiadał na jego liczne pytania i nie reagował na jego złośliwości.
Potem Herod zwrócił się do wyższych kapłanów i saduceuszy a słuchając ich oskarżeń usłyszał wszystko a nawet więcej niż Piłat w sprawie rzekomych złych uczynków Syna Człowieczego. W końcu, gdy Herod się przekonał, że Jezus ani nie będzie mówił ani nie zrobi dla niego żadnego cudu, naśmiewał się z niego jeszcze jakiś czas, po czym ustroił go w stary, purpurowy płaszcz i odesłał z powrotem do Piłata. Herod wiedział, że nie ma jurysdykcji nad Jezusem w Judei. Chociaż się cieszył, ponieważ wierzył, że w końcu pozbędzie się Jezusa z Galilei, dziękował losowi za to, że to Piłat będzie odpowiedzialny za skazanie go na śmierć. Herod nigdy w pełni nie wyzbył się strachu, który go prześladował z powodu zabicia Jana Chrzciciela. Czasami Herod obawiał się nawet, że Jezus jest zmartwychwstałym Janem. Teraz ten strach go opuścił, kiedy zauważył, że Jezus jest zupełnie innym człowiekiem niż weredyczny i ognisty prorok, który ośmielił się demaskować i potępiać jego prywatne życie.
Kiedy strażnicy znowu przyprowadzili Jezusa do Piłata, namiestnik wyszedł na frontowe schody pretorium, gdzie znajdowało się jego krzesło sędziowskie i zwracając się jednocześnie do wyższych kapłanów oraz członków Sanhedrynu, powiedział: „Przyprowadziliście do mnie tego człowieka pod zarzutem, że podburza lud, zakazuje płacić daniny i twierdzi, że jest królem Żydów. Przesłuchałem go i nie stwierdziłem, aby był winny postawionych mu zarzutów. Faktycznie nie znalazłem w nim żadnej winy. Posłałem go zatem do Heroda i tetrarcha musiał dojść do tego samego wniosku, skoro przysłał go do nas z powrotem. Na pewno ten człowiek nie zrobił niczego, czym zasługiwałby na śmierć. Jeśli wciąż uważacie, że musi zostać ukarany, mogę go wychłostać zanim go wypuszczę”.
Kiedy Żydzi mieli właśnie głośno protestować przeciw uwolnieniu Jezusa, wielki tłum zbliżył się do pretorium, aby prosić Piłata o uwolnienie więźnia z okazji święta Paschy. Przez jakiś czas było w zwyczaju namiestników rzymskich, aby w okresie Paschy pozwolić pospólstwu na wyznaczenie jakiegoś więźnia lub skazanego do ułaskawienia. I teraz ten tłum zjawił się przed Piłatem, aby go prosić o uwolnienie więźnia a ponieważ Jezus tak niedawno miał wielkie poważanie u ludzi, przyszło namiestnikowi na myśl, że skoro Jezus jest więźniem stojącym teraz przed jego krzesłem sędziowskim, ewentualnie mógłby wyplątać się z tego kłopotliwego położenia, proponując tej grupie uwolnienie im człowieka z Galilei, na znak dobrej woli z okazji Paschy.
Kiedy tłum falował na schodach budynku, Piłat usłyszał, jak wołają imię Barabasza. Barabasz był znanym politycznym wichrzycielem i morderczym rozbójnikiem, synem kapłana i niedawno został aresztowany podczas rozboju i morderstwa na drodze do Jerycha. Tego człowieka skazano na śmierć i miał umrzeć wkrótce po uroczystościach Paschy.
Piłat wstał i tłumaczył tłumowi, że Jezus został doprowadzony do niego przez wyższych kapłanów, którzy na podstawie pewnych zarzutów żądają kary śmierci dla niego, a on myśli, że człowiek ten nie zasługuje na śmierć. Piłat powiedział: „Którego zatem chcecie, abym wam uwolnił, Barabasza – mordercę – czy Jezusa z Galilei?”. Kiedy Piłat to powiedział, wyżsi kapłani i członkowie Sanhedrynu zaczęli krzyczeć, najgłośniej jak potrafili: „Barabasza, Barabasza!”. I kiedy ludzie zobaczyli, że wyżsi kapłani postanowili zgładzić Jezusa, szybko przyłączyli się do nich, nastając na jego życie i głośno wołali o uwolnienie Barabasza.
Kilka dni wcześniej ten sam tłum stał pełen podziwu przed Jezusem, ale motłoch nie zważał na tego, który twierdził, że jest Synem Człowieczym a teraz znalazł się w areszcie wyższych kapłanów i władców, na rozprawie sądowej o swoje życie przed Piłatem. Jezus mógł być bohaterem w oczach pospólstwa, kiedy wyrzucał właścicieli kantorów i kupców ze Świątyni, ale nie był nim jako nie stawiający oporu więzień, pozostający w rękach swych wrogów, na rozprawie sądowej o swoje życie.
Piłat rozgniewał się widząc wyższych kapłanów domagających się amnestii dla notorycznego mordercy, wołających krwi Jezusa. Zobaczył ich złośliwość i nienawiść oraz spostrzegł ich stronniczość i zawiść. Dlatego też rzekł do nich: „Jak możecie wybierać życie mordercy ponad życie tego człowieka, którego najgorszym przestępstwem jest to, że symbolicznie zwie się królem Żydów?”. Jednak to, co Piłat powiedział, nie było mądre. Żydzi byli dumnym narodem, obecnie poddanym rzymskiemu jarzmu politycznemu, ale mieli nadzieję, że przyjście Mesjasza wyzwoli ich z niewoli innowierców w wielkim spektaklu potęgi i chwały. Byli oburzeni tym oświadczeniem, bardziej niż Piłat mógł to zrozumieć, że ten łagodny nauczyciel dziwnych doktryn, obecnie będący w areszcie i oskarżany o przestępstwa zasługujące na karę śmierci, może być zwany „królem Żydów”. Uznali jego słowa za znieważenie wszystkiego tego, co uważali za najświętsze i godne szacunku w swym istnieniu narodowym i dlatego też wszyscy głośno zaczęli wołać o uwolnienie Barabasza i o śmierć Jezusa.
Piłat wiedział, że Jezus jest niewinny stawianych mu zarzutów i gdyby był odważnym sędzią, uniewinniłby go i puścił wolno. Ale bał się przeciwstawić rozgniewanym Żydom a kiedy wahał się spełnić swój obowiązek, przybył posłaniec i doręczył mu zapieczętowaną wiadomość od jego żony, Klaudii.
Piłat dał do zrozumienia zebranym, że pragnie przeczytać wiadomość, którą właśnie otrzymał zanim będzie kontynuował sprawę. Kiedy Piłat otworzył list od swojej żony, przeczytał: „Błagam cię, abyś nie miał nic do czynienia z tym niewinnym i sprawiedliwym człowiekiem, którego zwą Jezusem. Tej nocy, we śnie, wiele wycierpiałam z jego powodu”. Ten list od Klaudii nie tylko bardzo zaniepokoił Piłata i tym samym opóźnił wydanie wyroku w sprawie, ale również, niestety, dał sporo czasu władcom żydowskim, kiedy to swobodnie krążyli pośród tłumu i namawiali ludzi aby wołali o uwolnienie Barabasza a domagali się ukrzyżowania Jezusa.W końcu Piłat raz jeszcze próbował rozwiązać problem, przed którym stanął, pytając mieszane zgromadzenie żydowskich władców i domagającego się amnestii tłumu: „Co mam uczynić z tym, który zwany jest królem Żydów?”. I wszyscy krzyknęli jednym głosem: „Ukrzyżuj go! Ukrzyżuj go!”. Jednomyślność tego żądania, pochodzącego od zróżnicowanego tłumu, zaskoczyła i zatrwożyła Piłata, sędziego niesprawiedliwego i zdjętego strachem.
Wtedy raz jeszcze Piłat powiedział: „Dlaczego chcecie ukrzyżować tego człowieka? Co on zrobił złego? Kto wyjdzie świadczyć przeciwko niemu?”. Gdy usłyszeli, że Piłat przemawia w obronie Jezusa, wszyscy krzyczeli jeszcze głośniej:
„Ukrzyżuj go! Ukrzyżuj go!”.
Wtedy Piłat znowu zwrócił się do tłumu w sprawie uwolnienia więźnia z okazji Paschy, mówiąc: „Raz jeszcze was pytam, którego więźnia mam wam uwolnić, podczas tej waszej Paschy?” I znowu tłum krzyczał: „Daj nam Barabasza!”.
Wtedy rzekł Piłat: „Jeśli uwolnię mordercę Barabasza, co mam zrobić z Jezusem?”. I raz jeszcze tłum zawołał jednym głosem: „Ukrzyżuj go! Ukrzyżuj go!”.
Piłat był sterroryzowany natarczywym wołaniem pospólstwa, działającego pod bezpośrednim przywództwem wyższych kapłanów i radców Sanhedrynu; tym niemniej postanowił raz jeszcze spróbować zaspokoić tłum i uratować Jezusa.
Piłat raz jeszcze chciał się odwołać do ich litości. Bojąc się przeciwstawić wrzaskom wprowadzonego w błąd pospólstwa, wołającego o krew Jezusa, rozkazał żydowskim strażnikom i rzymskim żołnierzom zabrać Jezusa i ubiczować. Już to, samo w sobie, było niesprawiedliwe i nielegalne, ponieważ rzymskie prawo stanowiło, że tylko ci, którzy są skazani na śmierć na krzyżu, mogą być w ten sposób biczowani. Strażnicy zabrali Jezusa na otwarty dziedziniec pretorium, aby wykonać rozkaz. Chociaż wrogowie Jezusa nie widzieli biczowania, widział je Piłat i zanim skończyli to nikczemne znęcanie się, kazał biczującym zaprzestać i polecił im przyprowadzić Jezusa do siebie. Zanim biczujący zaczęli smagać związanymi w węzły biczami Jezusa, przywiązanego do pręgierza, założyli mu znowu purpurowy płaszcz i upletli z cierni koronę i włożyli mu na skronie. A kiedy włożyli mu w rękę trzcinę, imitującą berło, klękali przed nim i kpili z niego, mówiąc: „Witamy króla Żydów!”. Potem pluli na niego i bili go rękami po twarzy. A zanim odprowadzili go do Piłata, jeden z nich wziął z jego rąk trzcinę i uderzył go nią po głowie.
Potem Piłat wyprowadził krwawiącego i pokaleczonego więźnia i pokazując go mieszanemu tłumowi, powiedział: „Oto człowiek! Ponownie wam oświadczam, że nie znajduję w nim żadnej winy i po biczowaniu wypuściłbym go”.
Oto Jezus z Nazaretu stał tam, ubrany w stary purpurowy płaszcz z koroną z cierni wbijającą się w jego łagodne czoło. Twarz miał pokrwawioną a jego postać pochylona była w cierpieniu i smutku. Ale nic nie mogło przemówić do bezdusznych serc tych, którzy padli ofiarą głęboko zakorzenionej nienawiści i byli niewolnikami religijnych uprzedzeń. Widok ten przeszył na wskroś potężnym dreszczem domeny rozległego wszechświata, ale nie poruszył serc tych, którzy postanowili, że Jezus ma być zabity.
Kiedy ludzie pozbierali się z pierwszego szoku na widok położenia Mistrza, zaczęli jeszcze głośniej i dłużej krzyczeć: „Ukrzyżuj go! Ukrzyżuj go! Ukrzyżuj go!”.
Teraz Piłat zrozumiał, że daremne jest odwoływanie się do ich domniemanych uczuć litości. Wystąpił i powiedział: „Widzę, że postanowiliście, iż ten człowiek musi umrzeć, ale co on zrobił, żeby go karać śmiercią? Kto obwieści jego zbrodnię”?
Wtedy wystąpił sam arcykapłan i podchodząc do Piłata ze złością oświadczył: „My mamy święte Prawo i na podstawie tego Prawa człowiek ten musi umrzeć, ponieważ mianował się Synem Bożym”. Kiedy Piłat to usłyszał, jeszcze bardziej się przestraszył, nie tylko Żydów, ale przypomniawszy sobie list żony i grecką mitologię o bogach schodzących na ziemię, drżał teraz na myśl, że Jezus może być boską osobą. Skinął na tłum, aby się uspokoił, a sam wziął Jezusa za ramię i znowu zaprowadził do wnętrza budynku, aby go jeszcze raz przesłuchać. Teraz Piłat był zdjęty strachem, zdezorientowany przesądami i zaniepokojony uporem tłumu.
Kiedy Piłat, drżąc z przerażenia, usiadł obok Jezusa, zaczął dociekać: „Skąd przyszedłeś? Kim ty właściwie jesteś? Dlaczego mówią o tobie, że jesteś Synem Bożym”?
Ale Jezus nie mógł odpowiedzieć na takie pytania, kiedy zadawał je człowiek bojaźliwy, słaby i chwiejny sędzia, który był tak niesprawiedliwy, że poddał go chłoście, kiedy sam oświadczył, że nie jest winien żadnego przestępstwa i zanim został skazany na śmierć. Jezus patrzył prosto w oczy Piłatowi, ale nic nie odpowiedział. Wtedy Piłat odezwał się: „Czy nie chcesz mówić ze mną? Czy nie rozumiesz, że wciąż mam władzę aby ciebie uwolnić lub ukrzyżować”? Wtedy Jezus rzekł: „Nie masz władzy nade mną, za wyjątkiem tego, co jest dozwolone z góry. Nie możesz sprawować żadnej władzy nad Synem Człowieczym, chyba, że Ojciec w niebie zezwoli ci na to. Jednak twoja wina nie jest tak wielka, ponieważ nie znasz ewangelii. Ten, który mnie zdradził i ten, który doprowadził mnie do ciebie, większy mają grzech”.
Ostatnia rozmowa z Jezusem przestraszyła Piłata do głębi. Ten moralny tchórz i słabego charakteru sędzia działał teraz pod podwójnym ciężarem – zabobonnej trwogi przed Jezusem i śmiertelnego strachu przed władcami żydowskimi.
Znowu Piłat zjawił się przed tłumem i powiedział: „Jestem pewien, że ten człowiek jest tylko religijnym grzesznikiem. Powinniście go wziąć i osądzić według własnego prawa. Dlaczego uważacie, że się zgodzę na wyrok śmierci, ponieważ on wszedł w konflikt z waszymi tradycjami”?
Już miał Piłat wypuścić Jezusa, kiedy Kajfasz, arcykapłan, podszedł do tchórzliwego rzymskiego sędziego i potrząsając mściwie palcem przed twarzą Piłata, wypowiedział gniewne słowa, które cały tłum mógł słyszeć: „Jeśli wypuścisz tego człowieka, nie jesteś przyjacielem cesarza i zobaczysz, że imperator dowie się o wszystkim”. Ta publiczna groźba, to było za wiele dla Piłata. Strach o własny los przesłonił teraz wszystkie inne okoliczności i ten tchórzliwy namiestnik rozkazał, aby Jezus został doprowadzony przed sąd. Kiedy Mistrz stanął przed nimi, Piłat, wskazując na niego, szyderczo powiedział: „Oto wasz król”. I Żydzi odpowiedzieli: „Precz z nim. Ukrzyżuj go! I wtedy Piłat rzekł z wielką ironią i sarkazmem: „Czy mam ukrzyżować waszego króla?” I Żydzi odpowiedzieli: „Tak, ukrzyżuj go! My nie mamy króla, ale cesarza”. I wtedy Piłat zrozumiał, że nie ma nadziei na uratowanie Jezusa, skoro nie chciał rzucać wyzwania Żydom.
Oto stał tam Syn Boży, wcielony jako Syn Człowieczy. Aresztowany bez oskarżenia; oskarżony bez dowodów; osądzony bez świadków; ukarany bez wyroku; i teraz ma zostać skazany na śmierć przez niesprawiedliwego sędziego, który oświadczył, że nie znalazł w nim winy. Jeśli Piłat chciał apelować do patriotyzmu żydowskiego, nazywając Jezusa „królem Żydów”, poniósł zupełną klęskę. Nie takiego króla oczekiwali Żydzi. Oświadczenie wyższych kapłanów i saduceuszy: „My nie mamy króla, ale cesarza”, było szokiem nawet dla bezmyślnego pospólstwa, ale było już za późno, aby uratować Jezusa, nawet, gdyby tłum odważył się poprzeć sprawę Mistrza.
Piłat bał się rozruchów i buntu. Nie mógł sobie pozwolić na takie zamieszki w Jerozolimie w czasie Paschy. Niedawno otrzymał od cesarza reprymendę i nie chciał ryzykować następnej. Pospólstwo się cieszyło, kiedy kazał uwolnić Barabasza.
Polecił zatem, aby mu przyniesiono miskę i trochę wody i tam, przed całym tłumem, umył ręce i powiedział: „Jestem niewinny krwi tego człowieka. Wy postanowiliście, że musi umrzeć, ale ja nie znalazłem w nim w żadnej winy. Zajmujcie się tym sami. Żołnierze wyprowadzą go wam”. Wtedy pospólstwo wiwatowało i odpowiedziało: „Krew jego na nas i na dzieci nasze”.
Gdy Jezus i jego oskarżyciele szli do Heroda, Mistrz zwrócił się do Apostoła Jana i powiedział: „Janie, nic już nie możesz dla mnie zrobić. Idź do mojej matki i przyprowadź ją, aby mnie ujrzała zanim umrę”. Kiedy Jan usłyszał prośbę Mistrza, chociaż nie bardzo chciał go zostawić samego między wrogami, pośpieszył do Betanii, gdzie się zebrała cała rodzina Jezusa w domu Marty i Marii, sióstr Łazarza, którego Jezus wskrzesił.
Tego ranka posłańcy wielokrotnie przynosili Marii i Marcie wieści, dotyczące przebiegu procesu Jezusa. Rodzina Jezusa dotarła jednak do Betanii dopiero na kilka minut przed przybyciem Jana, który przyniósł prośbę Jezusa, aby mógł się zobaczyć z matką zanim go zabiją. Po tym, jak Jan Zebedeusz opowiedział im wszystko, co się zdarzyło od czasu aresztowania Jezusa o północy, Maria, matka Jezusa, bezzwłocznie poszła wraz z Janem zobaczyć się ze swoim najstarszym synem. W tym czasie, kiedy Maria i Jan dotarli do miasta, Jezus był już na Golgocie, prowadzony przez rzymskich żołnierzy, którzy go mieli ukrzyżować.
Tego, piątkowego ranka, około wpół do dziewiątej, zakończyło się przesłuchanie Jezusa przed Piłatem i Mistrza oddano pod straż żołnierzom rzymskim, którzy go mieli ukrzyżować. Jak tylko rzymscy żołnierze przejęli Jezusa, kapitan strażników żydowskich odszedł ze swoimi ludźmi do swej świątynnej kwatery. Wyżsi kapłani i towarzyszący im członkowie Sanhedrynu szli tuż za strażnikami, wprost do swego zwyczajowego miejsca spotkań – sali z ociosanego kamienia w Świątyni. Tam zastali wielu innych członków Sanhedrynu, którzy oczekiwali wieści, co zrobiono z Jezusem. Kiedy Kajfasz zdawał Sanhedrynowi sprawozdanie z procesu i skazania Jezusa, zjawił się Judasz i zażądał nagrody za swoją rolę, jaką odegrał w aresztowaniu Mistrza i skazaniu go na śmierć.
Wszyscy obecni tam Żydzi czuli wstręt do Judasza; patrzyli na zdrajcę z uczuciem głębokiej pogardy. Podczas całego procesu Jezusa przed Kajfaszem i potem, kiedy Jezus stanął przed Piłatem, Judasz miał wyrzuty sumienia z powodu swego zdradzieckiego uczynku. Zaczynał też być w jakiś sposób rozczarowany co do swojej nagrody, którą miał dostać, jako zapłatę za zdradę Jezusa. Nie podobał mu się chłód i powściągliwość władz żydowskich; niemniej jednak oczekiwał, że będzie hojnie wynagrodzony za swoje tchórzliwie postępowanie. Spodziewał się, że zostanie wezwany na pełne posiedzenie Sanhedrynu i tam wysłucha pochwał na swój temat i wtedy nadadzą mu odpowiednie zaszczyty w uznaniu wielkiej zasługi, którą jak sobie schlebiał, oddał swojemu narodowi. Zatem wyobraźcie sobie wielkie zaskoczenie tego egotycznego zdrajcy, kiedy służący arcykapłana, klepiąc go po ramieniu, wywołał go z sali i powiedział: „Judaszu, kazano mi, żebym ci zapłacił za zdradę Jezusa. Tutaj jest twoja nagroda”. To mówiąc, służący Kajfasza podał Judaszowi sakiewkę, w której było trzydzieści srebrników – aktualna cena dobrego, zdrowego niewolnika.
Judasz był oszołomiony i osłupiały. Pognał z powrotem ku wejściu do sali, ale odźwierny go odprawił. Chciał apelować do Sanhedrynu, ale nie chcieli go wpuścić. Judasz nie mógł w to uwierzyć, że władcy Żydów mogliby pozwolić mu zdradzić przyjaciół i Mistrza a potem w nagrodę zaoferować trzydzieści srebrników. Był upokorzony, rozczarowany i zupełnie zdruzgotany. Wyszedł jak w transie ze Świątyni. Machinalnie włożył sakiewkę do swej głębokiej kieszeni, tej samej kieszeni, w której tak niedawno nosił torbę z funduszami apostolskimi. I włóczył się po mieście pośród tłumu, który szedł przyglądać się ukrzyżowaniom.
Judasz dostrzegł z oddali, jak podnoszą część krzyża z przybitym do niego Jezusem i na ten widok pognał z powrotem do Świątyni i odepchnąwszy odźwiernego, znalazł się przed Sanhedrynem, który wciąż jeszcze obradował. Zdrajca był prawie bez tchu i oszalały z rozpaczy, jednak udało mu się wyjąkać te słowa: „Zgrzeszyłem tym, że zdradziłem krew niewinną. Obraziliście mnie. Zaofiarowaliście mi jako nagrodę za moją usługę pieniądze – cenę niewolnika. Żałuję, że to zrobiłem; tutaj są wasze pieniądze. Nie chcę być winny tego czynu”.Kiedy władcy żydowscy wysłuchali Judasza, szydzili z niego. Jeden z nich, siedzący niedaleko miejsca gdzie stał Judasz, dał znak, że Judasz ma opuścić salę i powiedział: „Twój Mistrz został już zabity przez Rzymian a jeśli idzie o twoją winę, co to nas obchodzi? To twoja sprawa – odejdź!”.
Gdy Judasz wychodził z sali Sanhedrynu, wyjął trzydzieści srebrników z sakiewki i rozrzucił je po podłodze Świątyni. Kiedy zdrajca opuszczał Świątynię, tracił niemalże zmysły. Teraz Judasz zaczął uprzytamniać sobie prawdziwą naturę swojego grzechu. Znikł cały czar, fascynacja i odurzenie złym uczynkiem. Teraz złoczyńca był samotny, twarzą w twarz z osądzającym wyrokiem swojej otrzeźwionej i rozczarowanej duszy. Grzech był czarujący i pachniał przygodą, gdy się go dokonywało, ale teraz trzeba stanąć w obliczu żniwa nagich, prozaicznych faktów.
Ten były ambasador królestwa nieba na Ziemi szedł teraz ulicami Jerozolimy, opuszczony i samotny. Jego rozpacz była desperacka i prawie absolutna. Wędrował przez miasto i wyszedł za mury, idąc w dół do okropnej samotni doliny Hinnom, gdzie wspiął się na strome skały i wziął pas od swojego płaszcza, przymocował jeden koniec do małego drzewa, drugi zawiązał wokół szyi i rzucił się w przepaść. Zanim umarł, węzeł zrobiony nerwowymi rękami puścił i ciało zdrajcy rozdarło się na kawałki, spadłszy na wyszczerbione kamienie na dole.
Po tym, jak Piłat umył ręce przed tłumem, chcąc w ten sposób uniknąć winy za wydanie niewinnego człowieka na ukrzyżowanie, tylko dlatego, że bał się przeciwstawić naciskom władców żydowskich, rozkazał, że Mistrz ma zostać wydany rzymskim żołnierzom i dał polecenie ich kapitanowi, żeby go zaraz ukrzyżowano. Kiedy żołnierze zajęli się Jezusem, zaprowadzili go z powrotem na dziedziniec pretorium i po tym, jak zdjęli z niego płaszcz, który mu Herod nałożył, ubrali go w jego własną odzież. Żołnierze drwili i wyśmiewali się z niego, ale nie zadali mu dodatkowej kary fizycznej. Teraz Jezus został sam z żołnierzami rzymskimi. Jego przyjaciele byli w ukryciu; jego wrogowie odeszli.
Piłat wydał Jezusa żołnierzom zaraz po ósmej a tuż przed dziewiątą wyszli na miejsce ukrzyżowania. W tym czasie, przez ponad pół godziny, Jezus nie wyrzekł ani słowa.
Wyjście z Jezusem na miejsce ukrzyżowania trochę się opóźniło z powodu decyzji kapitana, podjętej w ostatniej chwili, aby wziąć także dwóch złodziei, którzy byli skazani na śmierć; skoro Jezus miał być ukrzyżowany tego ranka, rzymski kapitan uznał, że tych dwóch także mogłoby z nim umrzeć, nie czekając na koniec uroczystości Paschy.
Jak tylko złodzieje byli gotowi, zostali doprowadzeni na dziedziniec, gdzie przypatrywali się Jezusowi, jeden z nich widział go po raz pierwszy, ale drugi często go słyszał jak przemawiał, zarówno w Świątyni jak i wiele miesięcy wcześniej w obozie w Pelli.
Kiedy dwaj rozbójnicy byli gotowi, żołnierze pod dowództwem setnika poszli na miejsce ukrzyżowania. Setnikiem, dowodzącym tą dwunastką żołnierzy, był ten sam kapitan, który poprzedniej nocy prowadził rzymskich żołnierzy aby aresztowali Jezusa w Getsemane. Było rzymskim zwyczajem, żeby do każdej krzyżowanej osoby wyznaczyć czterech żołnierzy. Dwóch zbójów zostało należycie wysmaganych zanim zostali doprowadzeni na ukrzyżowanie, ale Jezusowi nie zadano dodatkowej kary fizycznej; kapitan uważał zapewne, że był on już wystarczająco biczowany, nawet zanim jeszcze został skazany.
Dwóch złodziei, krzyżowanych razem z Jezusem, było wspólnikami Barabasza i mieli zostać ukrzyżowani później razem ze swym przywódcą, gdyby nie został on uwolniony przez Piłata z okazji amnestii paschalnej. W ten sposób Jezus został ukrzyżowany zamiast Barabasza.
Tego ranka, tuż przed dziewiątą, żołnierze prowadzili Jezusa z pretorium na Golgotę. Za nimi szło wiele osób, którzy potajemnie byli życzliwi Jezusowi, ale większość tej grupy, liczącej dwieście czy więcej osób, stanowili w mniejszym czy większym stopniu wrogowie Jezusa lub ciekawscy próżniacy, którzy po prostu szukali wrażeń przyglądając się ukrzyżowaniu. Tylko kilku żydowskich przywódców poszło się przyglądać jak Jezus umiera na krzyżu. Wiedząc o tym, że został on wydany przez Piłata żołnierzom rzymskim i że został skazany na śmierć, zaczęli naradę w Świątyni, podczas której dyskutowali, co zrobić ze zwolennikami Jezusa.
Przed wyjściem z dziedzińca pretorium, żołnierze włożyli Jezusowi na ramiona poprzeczną belkę. Było w zwyczaju zmuszać skazanego, żeby niósł poprzeczną belkę na miejsce krzyżowania. Skazaniec nie niósł całego krzyża, tylko krótsze drewno. Dłuższe, pionowe drewna na trzy krzyże były już dostarczone na Golgotę i do czasu przyjścia żołnierzy oraz ich więźniów mocno osadzone w ziemi.
Zgodnie ze zwyczajem kapitan prowadził cały orszak, niosąc małe białe tablice, na których węglem były wypisane imiona złoczyńców oraz rodzaj przestępstwa, za które zostali skazani. Dla dwóch złodziei setnik miał napisane na tablicach ich imiona a poniżej napisane było jedno słowo, „bandyta”. Było zwyczajem przybić ten napis na szczycie krzyża, tuż nad głową przestępcy, kiedy ofiara została przybita do poprzecznej belki i podniesiona na swoje miejsce na pionowym drewnie, tak, aby wszyscy świadkowie wiedzieli, za jakie przestępstwo potępiony człowiek został ukrzyżowany. Informacja, którą niósł centurion żeby ją przybić na krzyżu Jezusa, została napisana przez samego Piłata po łacinie, grecku i aramejsku, a brzmiała ona: „Jezus z Nazaretu – król Żydów”.
Niektórzy przywódcy żydowscy, którzy byli przy tym jak Piłat to pisał, energicznie protestowali przeciw nazywaniu Jezusa „królem Żydów”. Ale Piłat im przypomniał, że ten zarzut był częścią oskarżenia, które doprowadziło do jego skazania. Kiedy Żydzi spostrzegli, że nie są w stanie nakłonić Piłata aby zmienił zdanie, prosili, żeby chociaż przekształcił napis na „On powiedział, «Ja jestem królem Żydów»”. Ale Piłat był niewzruszony, nie chciał zmienić napisu. Na wszelkie dalsze nalegania odpowiadał tylko: „Co napisałem, to napisałem”.Było zwyczajem iść na Golgotę najdłuższą drogą, tak, aby jak największa ilość ludzi mogła widzieć potępionego kryminalistę, jednak tego dnia obrano najprostszą drogę do Bramy Damasceńskiej, którą wychodziło się z miasta na północ; idąc tą drogą szybko dotarli na Golgotę, oficjalne miejsce krzyżowania w Jerozolimie. Za Golgotą znajdowały się wille bogaczy a po drugiej stronie drogi były grobowce wielu zamożnych Żydów.
Ukrzyżowanie nie było żydowskim sposobem karania. Zarówno Grecy jak i Rzymianie nauczyli się tej metody egzekucji od Fenicjan. Nawet Herod, przy całym swym okrucieństwie, nie uciekał się do krzyżowania. Rzymianie nigdy nie krzyżowali rzymskich obywateli; tylko niewolników i narody podbite poddawano tej haniebnej śmierci. Podczas oblężenia Jerozolimy, zaledwie czterdzieści lat po ukrzyżowaniu Jezusa, cała Golgota pokryła się tysiącami krzyży, na których dzień po dniu ginął kwiat narodu żydowskiego. Zaprawdę, straszne żniwo nasienia posianego w tym dniu.
Kiedy procesja śmierci szła wąskimi ulicami Jerozolimy, wiele kobiet żydowskich o czułym sercu, które słyszały słowa otuchy i współczucia od Jezusa i które wiedziały o jego działalności przepełnionej miłością, nie mogło się powstrzymać od płaczu, widząc, jak go prowadzą na tak haniebną śmierć. Kiedy przechodził obok nich, wiele kobiet płakało i lamentowało. I kiedy niektóre odważyły się nawet iść obok niego, Mistrz zwracając ku nim głowę, powiedział: „Córki Jerozolimy, nie płaczcie nade mną, płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi. Moje dzieło jest prawie skończone – wkrótce idę do mojego Ojca – ale dla Jerozolimy zaczną się teraz czasy okropnej udręki. Oto bowiem nadchodzą dni, kiedy będziecie mówić: szczęśliwe niepłodne łona i te, których piersi nigdy nie karmiły. W tych dniach prosić będziecie kamienie z gór, aby na was spadły i tym samym uwolniły was od grozy waszej udręki”.
Te kobiety jerozolimskie naprawdę były odważne, gdy okazywały swoją sympatię Jezusowi, gdyż przejawianie przyjacielskich uczuć w stosunku do tego, który był prowadzony na ukrzyżowanie, było surowo zakazane prawem. Dozwolone było szydzenie, drwienie, kpiny i wyśmiewanie się ze skazanego, ale nie można mu było okazywać żadnej sympatii. Choć podczas tej czarnej godziny, gdy przyjaciele przebywali w ukryciu, Jezus doceniał te wyrazy sympatii, nie chciał, żeby te dobrotliwe kobiety narażały się na gniew władz za śmiałość okazywania mu współczucia. Nawet w takiej chwili jak ta Jezus niewiele myślał o sobie, myślał o strasznych dniach tragedii, które czekały Jerozolimę i cały naród żydowski.
Kiedy Mistrz szedł mozolnie na ukrzyżowanie, był bardzo zmęczony, bliski wyczerpania. Od czasu Ostatniej Wieczerzy w domu Eliasza Marka nie dostał ani jedzenia ani wody; nie dano mu także skorzystać z chwili snu. Poza tym, jedno przesłuchanie następowało zaraz po drugim, aż do godziny skazania, nie wspominając już o okrutnym biczowaniu i związanym z nim fizycznym cierpieniu, połączonym z utratą krwi. Na to wszystko nałożyła się skrajna udręka umysłowa, wyjątkowe napięcie duchowe i straszne uczucie ludzkiego osamotnienia.
Zaraz po przejściu bramy miasta, gdy Jezus słaniał się pod ciężarem poprzecznej belki, siły fizyczne chwilowo go opuściły i upadł pod ciężarem brzemienia. Żołnierze krzyczeli na niego i go kopali, ale on nie mógł wstać. Kiedy kapitan to zobaczył, a wiedział co Jezus już przeszedł, rozkazał żołnierzom, aby zaprzestali. Potem kazał przechodzącemu obok Szymonowi z Cyreny wziąć poprzeczną belkę z ramion Jezusa i zmusił go do niesienia jej przez resztę drogi na Golgotę.
Było tuż po dziewiątej, kiedy cały ten orszak śmierci dotarł na Golgotę a rzymscy żołnierze szykowali się przybić gwoździami dwóch bandytów i Syna Człowieczego do odpowiednich krzyży.
Najpierw żołnierze przywiązali powrozami ramiona Mistrza do poprzecznej belki a potem przybili mu dłonie gwoździami do drewna. Kiedy podnieśli poprzeczną belkę na słup i po tym, jak ją mocno przybili gwoździami do pionowego drewna krzyża, związali i przybili do drewna jego stopy, używając jednego długiego gwoździa, przechodzącego przez obie stopy. Pionowe drewno miało duży kołek, przytwierdzony na odpowiedniej wysokości, służący za rodzaj siodełka do podtrzymywania ciężaru ciała. Krzyż nie był wysoki, stopy Mistrza znajdowały się około metra nad ziemią. Dlatego też mógł on słyszeć wszystko, co z drwiną do niego mówiono i mógł wyraźnie widzieć wyraz twarzy wszystkich tych, którzy bezmyślnie z niego kpili. Ci, którzy tam byli, mogli również z łatwością słyszeć wszystko, co Jezus mówił w czasie tych długich godzin tortur i powolnej śmierci.
Było w zwyczaju zdejmować całą odzież z tych, którzy mieli być krzyżowani, ale ponieważ Żydzi bardzo protestowali przeciw publicznemu pokazywaniu nagiego, ludzkiego ciała, Rzymianie zawsze dostarczali stosownych przepasek dla wszystkich krzyżowanych w Jerozolimie. Dlatego też po tym, jak zdjęto z Jezusa całą odzież, został on tak ubrany zanim go położono na krzyżu.
Uciekano się do ukrzyżowania aby zadać okrutną i długotrwałą karę, ofiary nieraz nie umierały przez kilka dni. W Jerozolimie panowały silne nastroje przeciw krzyżowaniu i istniało tam stowarzyszenie żydowskich kobiet, które zawsze wysyłały swe przedstawicielki na krzyżowanie, aby podały narkotyzowane wino ofiarom w celu zmniejszenia ich cierpień. Ale kiedy Jezus spróbował narkotyzowanego wina, choć bardzo był spragniony, nie ch ciał go wypić. Mistrz chciał zachować ludzką świadomość do samego końca. Pragnął poznać śmierć, nawet w tej okrutnej i nieludzkiej formie i odnieść nad nią zwycięstwo, przez dobrowolne podporządkowanie się pełni ludzkiego doświadczenia.
Zanim Jezus znalazł się na krzyżu, dwóch bandytów było już na swoich krzyżach, cały czas przeklinając i plując na swoich katów. Jedyne słowa, jakie Jezus wyrzekł, gdy przybijali go do poprzecznej belki, były: „Ojcze wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Nie mógł bardziej miłosiernie i z większą miłością wstawić się za swoimi katami, ponieważ takie myśli kochającego poświęcenia były zasadniczym motywem bezinteresownej służby całego jego życia. Idee, motywy i pragnienia całego życia ujawniają się wyraźnie w chwili kryzysu.Kiedy Mistrz został podniesiony na krzyżu, kapitan przybił nad jego głową napis w trzech językach: „Jezus z Nazaretu – król Żydów”. Żydzi byli rozwścieczeni tą domniemaną zniewagą. Jednak Piłat był rozdrażniony ich lekceważącym zachowaniem; czuł, że został zastraszony i upokorzony i w ten małostkowy sposób chciał się im zrewanżować. Mógł napisać: „Jezus buntownik”. Dobrze jednak wiedział, jak bardzo Żydzi z Jerozolimy nie cierpieli nawet samej nazwy Nazaret i postanowił w ten sposób ich upokorzyć. Wiedział też, że będą dotknięci do żywego, gdy zobaczą skazanego Galilejczyka nazywanego „królem Żydów”.
Wielu żydowskich przywódców, kiedy się dowiedzieli, że Piłat chciał z nich zadrwić umieszczając taki napis na krzyżu Jezusa, pośpieszyło na Golgotę, ale nie odważyli się usunąć napisu ponieważ rzymscy żołnierze stali na straży. Nie mogąc usunąć tego tytułu, przywódcy ci zmieszali się z tłumem i robili co tylko mogli, aby sprowokować drwiny i wyśmiewanie się, tak, żeby nikt nie traktował tego napisu poważnie.
Apostoł Jan wraz z Marią, matką Jezusa, Ruth i Juda zjawili się wkrótce po tym, jak Jezus został podniesiony na jego miejsce na krzyżu, dokładnie wtedy, kiedy kapitan przybijał napis nad głową Mistrza. Jan był jedynym z jedenastu apostołów, który był świadkiem ukrzyżowania, ale nawet jego nie było cały czas, gdyż wkrótce po tym, jak przyprowadził matkę Jezusa, pobiegł z powrotem do Jerozolimy żeby przyprowadzić swoją matkę i jej przyjaciół.
Gdy Jezus zobaczył swoją matkę z Janem i swego brata i siostrę, uśmiechnął się, ale nic nie powiedział. W międzyczasie czterech żołnierzy przydzielonych do ukrzyżowania Mistrza, tak jak to było w zwyczaju, podzieliło między sobą jego odzież, jeden wziął sandały, inny turban, jeszcze inny pas a czwarty wziął płaszcz. Pozostała tunika, szata bez szwu, sięgająca prawie kolan i miała być pocięta na cztery części, ale kiedy żołnierze spostrzegli, jak nietuzinkowa była ta część garderoby, postanowili rzucić o nią losy. Jezus patrzył na nich z góry, kiedy dzielili jego odzież a bezmyślny tłum drwił z niego.
Dobrze się stało, że żołnierze rzymscy wzięli odzież Mistrza. W innym wypadku, gdyby jego wyznawcy weszli w posiadanie tego odzienia, mogliby się pokusić aby je używać do celów czczenia, jako zabobonną relikwię. Mistrz życzył sobie, żeby jego wyznawcy nie posiadali niczego materialnego, co miałoby związek z jego życiem na Ziemi. Chciał ludzkości pozostawić tylko pamięć swego ludzkiego życia, oddanego wysokiemu, duchowemu ideałowi poświęcenia się wykonywaniu woli Ojca.
Żołnierze szykowali się teraz do zjedzenia obiadu i wypicia swojego taniego, kwaśnego wina, gdy zaczynali długie czuwanie przy skazańcach. Kiedy dzielili się swoim winem, szyderczo zaproponowali toast Jezusowi, mówiąc: „Pozdrawiamy cię i życzymy szczęścia. Za króla Żydów!”. I byli zdziwieni, że Mistrz pobłażliwie traktuje ich wyśmiewanie się i kpiny.
Kiedy Jezus zobaczył, jak jedzą i piją, patrząc na nich z góry, powiedział: „Jestem spragniony”. Kiedy kapitan straży usłyszał, że Jezus mówi, „jestem spragniony”, wziął trochę wina ze swej butelki i przytwierdzając do końca oszczepu nasyconą zatyczkę z gąbki podniósł ją do Jezusa, aby ten mógł zwilżyć swoje spieczone usta.
Jezus chciał żyć bez używania swojej nadludzkiej mocy i tak samo postanowił umrzeć, jak zwykły śmiertelnik, na krzyżu. Żył jako człowiek i chciał umrzeć jako człowiek – wykonując wolę Ojca.
Jeden z bandytów szydził z Jezusa i mówił: „Jeśli jesteś Synem Bożym, dlaczego nie uratujesz siebie i nas?”. Ale kiedy robił wyrzuty Jezusowi, drugi złodziej, który wiele razy słyszał nauki Mistrza, powiedział: „Czy ty nawet Boga się nie boisz? Czy nie widzisz, że my sprawiedliwie cierpimy za nasze czyny, ale ten człowiek cierpi niesprawiedliwie? Lepiej byśmy prosili o przebaczenie za nasze grzechy i zbawienie naszych dusz”. Kiedy Jezus usłyszał, co mówi złodziej, odwrócił ku niemu swą twarz i uśmiechnął się z aprobatą. Kiedy złoczyńca ujrzał zwróconą ku sobie twarz Jezusa, zebrał odwagę, rozniecił migoczący płomyk swej wiary i powiedział: „Panie, pamiętaj mnie, kiedy przyjdziesz do swego królestwa”. I wtedy Jezus rzekł: „Zaprawdę, zaprawdę, mówię ci dzisiaj, kiedyś będziesz ze mną w Raju”.
Pośród męczarni ludzkiej śmierci, Mistrz miał czas wysłuchać wyznania wiary wierzącego bandyty. Kiedy złodziej szukał zbawienia, znalazł wybawienie. Przedtem, wiele razy opanowywała go chęć uwierzenia w Jezusa, ale w tych ostatnich godzinach swej świadomości zwrócił się całym sercem w kierunku nauki Mistrza. Kiedy złodziej ujrzał, w jaki sposób Jezus przyjmuje śmierć na krzyżu, nie mógł dłużej się oprzeć przekonaniu, że ten Syn Człowieczy naprawdę jest Synem Bożym.
Zaraz po tym, jak skruszony złodziej usłyszał obietnicę Mistrza, że kiedyś spotkają się w Raju, Jan wrócił z miasta, prowadząc swoją matkę w towarzystwie niemalże tuzina wierzących kobiet. Jan zajął miejsce przy matce Jezusa i podtrzymywał ją. Z drugiej strony stał jej syn, Juda. Było prawie południe, gdy Jezus spojrzał w dół na to wszystko i powiedział swojej matce: „Niewiasto, oto twój syn!”. I zwracając się do Jana, powiedział: „Mój synu, oto twoja matka!”. Potem zwrócił się do nich dwojga: „Chciałbym, żebyście odeszli z tego miejsca”. I Jan i Juda zabrali Marię z Golgoty. Jan zaprowadził matkę Jezusa tam, gdzie się zatrzymał w Jerozolimie i pośpiesznie wrócił na miejsce ukrzyżowania. Po Passze Maria wróciła do Betsaidy, gdzie zamieszkała w domu Jana na resztę swego ziemskiego życia. Po śmierci Jezusa Maria nie przeżyła nawet roku.
Gdy Maria odeszła, inne kobiety oddaliły się nieco i pozostały przy Jezusie do czasu, gdy zgasł na krzyżu i stały tam nadal, gdy zdejmowano ciało Mistrza aby je pochować.Chociaż było za wcześnie na takie zjawisko, zaraz po dwunastej pociemniało niebo, gdyż w powietrzu pojawił się delikatny piasek. Ludzie z Jerozolimy wiedzieli, że nadchodzi burza piaskowa z gorącym wiatrem z pustyni arabskiej. Przed trzynastą niebo tak pociemniało, że słońce się skryło a reszta tłumu pośpieszyła z powrotem do miasta. Gdy Mistrz oddał swe życie, niedługo po tej godzinie, zostało przy nim niecałe trzydzieści osób, trzynastu żołnierzy rzymskich i grupa około piętnastu wierzących. Większość tej grupy wierzących stanowiły kobiety, oprócz Judy, brata Jezusa i Jana Zebedeusza, który wrócił tuż przed śmiercią Mistrza.
Wkrótce po trzynastej, pośród narastających ciemności gwałtownej burzy piaskowej, Jezus zaczął tracić ludzką świadomość. Wypowiedziane zostały ostatnie słowa miłosierdzia, przebaczenia i przestrogi. Wyrażone zostało ostatnie życzenie, dotyczące opieki nad matką. W tej właśnie godzinie nadchodzącej śmierci, ludzki umysł Jezusa zwrócił się ku powtarzaniu wielu wersetów z hebrajskiego Pisma Świętego, zwłaszcza Psalmów. Ostatnia świadoma myśl Jezusa skoncentrowała się na powtarzaniu części Księgi Psalmów, znanych dziś jako Psalm dwudziesty, dwudziesty pierwszy i dwudziesty drugi. Wielokrotnie Jezus poruszał wargami, był jednak zbyt słaby, aby wymówić słowa wersetów, które tak dobrze znał w swym sercu, aczkolwiek przepływały w jego myślach. Zaledwie kilka razy ci, którzy tam stali, zdołali zrozumieć niektóre wyrażenia, takie jak: „wiem, że Pan wybawi swego pomazańca”, „twoja ręka spadnie na wszystkich moich wrogów” i „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”. Jezus nawet przed jedną chwilę nie żywił najmniejszych
wątpliwości, że żył zgodnie z wolą Ojca i nigdy w to nie zwątpił, że teraz oddaje swe życie w ciele zgodnie z wolą Ojca. Nie czuł, że Ojciec go opuścił; po prostu w swojej zanikającej świadomości recytował wiele Pism, pośród nich Psalm dwudziesty drugi, który zaczyna się od słów, „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”. I tak się zdarzyło, że był to jeden z trzech wersetów, które wypowiedział dostatecznie wyraźnie, aby ci, którzy stali blisko, mogli je słyszeć.
Ostatnia prośba, z którą śmiertelnik Jezus zwrócił się do swoich współbraci, nastąpiła o trzynastej trzydzieści, kiedy to drugi raz powiedział: „Jestem spragniony”. I ten sam kapitan straży znowu zwilżył mu usta tą samą gąbką, nasączoną kwaśnym winem, w tamtych czasach nazywanym zazwyczaj octem.
Burza piaskowa przybierała na sile i niebo coraz bardziej ciemniało. Tym niemniej na miejscu krzyżowania pozostali żołnierze i niewielka grupa wiernych. Żołnierze skulili się wokół krzyża i stłoczyli razem, chroniąc się przed tnącym piaskiem. Matka Jana wraz z innymi patrzyli z pewnej odległości, gdzie byli nieco osłonięci przez nawis skalny. Kiedy Mistrz wydał swój ostatni oddech, u stóp krzyża stał Jan Zebedeusz, brat Jezusa Juda, jego siostra Ruth, Maria Magdalena i Rebeka, pochodząca z Seforis.
Dochodziła piętnasta, kiedy Jezus donośnym głosem krzyknął: „Wypełniło się! Ojcze, w twoje ręce powierzam mego ducha”. I kiedy to powiedział, schylił głowę i oddał swe życie. Kiedy rzymski setnik zobaczył, jak Jezus umarł, uderzył się w piersi i powiedział: „Naprawdę, to był sprawiedliwy człowiek; prawdziwie musiał być Synem Bożym”. I od tej godziny zaczął wierzyć w Jezusa.
Kiedy Pan Jezus umarł, jeszcze ponad godzinę wisiał na krzyżu. Byłby zdjęty wcześniej, ale pewne opóźnienie nastąpiło z powodu egzekucji dwóch bandytów.
Władcy żydowscy chcieli wrzucić ciało Jezusa do otwartych dołów grzebalnych Gehenny, na południe od miasta; było zwyczajem pozbywać się w ten sposób ofiar ukrzyżowania. Gdyby zrealizowano ten plan, ciało Mistrza byłoby rzucone dzikim zwierzętom.
W międzyczasie Józef z Arymatei oraz Nikodem poszli do Piłata i poprosili o wydanie ciała Jezusa, aby go odpowiednio pochować. Nierzadko się zdarzało, że przyjaciele ukrzyżowanych oferowali władzom rzymskim łapówkę za przywilej wejścia w posiadanie ciała. Józef poszedł do Piłata z dużą sumę pieniędzy, na wypadek, gdyby przyszło zapłacić za pozwolenie zabrania ciała Jezusa, aby je pogrzebać w prywatnym grobowcu. Ale Piłat nie chciał wziąć pieniędzy. Kiedy usłyszał prośbę, szybko podpisał rozkaz upoważniający Józefa aby poszedł na Golgotę i natychmiast dostał ciało Mistrza. W międzyczasie burza piaskowa znacznie przycichła i grupa Żydów, reprezentująca Sanhedryn, poszła na Golgotę aby się upewnić, że ciało Jezusa zostanie wrzucone do otwartych, publicznych dołów grzebalnych, razem z ciałami dwóch bandytów.
Kiedy Józef i Nikodem przybyli na Golgotę, zastali żołnierzy zdejmujących Jezusa z krzyża i stojących obok przedstawicieli Sanhedrynu, pilnujących, żeby żaden ze zwolenników Jezusa nie przeszkodził we wrzuceniu jego ciała do dołów grzebalnych dla przestępców. Kiedy Józef pokazał setnikowi rozkaz Piłata dotyczący ciała Mistrza, Żydzi podnieśli wielki wrzask i domagali się ciała. W tym szaleństwie chcieli odebrać ciało gwałtem i kiedy przystąpili do działania, setnik wezwał czterech żołnierzy do siebie a oni, z dobytymi mieczami, stanęli okrakiem nad ciałem Mistrza, które leżało na ziemi. Pozostałym żołnierzom setnik rozkazał, aby zostawili dwóch złodziei i odpędzili tę gniewną hałastrę rozwścieczonych Żydów. Kiedy przywrócono porządek, setnik przeczytał Żydom zezwolenie Piłata a odchodząc na bok, powiedział Józefowi: „To ciało należy do ciebie i czyń z nim, co uważasz za stosowne. Ja i moi żołnierze będziemy stać w pogotowiu i dopilnujemy, żeby nikt ci nie przeszkodził”.
Człowiek ukrzyżowany nie mógł być pochowany na cmentarzu żydowskim; Prawo wyraźnie tego zabraniało. Józef i Nikodem znali Prawo a wracając z Golgoty postanowili, że pogrzebią Jezusa w nowym, rodzinnym grobowcu Józefa, wyciosanym w litej skale, znajdującym się nieco na północ od Golgoty, po drugiej stronie drogi prowadzącej do Samarii. Nikt dotąd nie leżał w tym grobowcu i pomyśleli, że jest to odpowiednie miejsce dla złożenia Mistrza. Józef naprawdę wierzył, że Jezus może zmartwychwstać, ale Nikodem miał poważne wątpliwości w tej sprawie. Ci byli członkowie Sanhedrynu zachowywali swoją wiarę w Jezusa w większej czy mniejszej tajemnicy, chociaż koledzy z Sanhedrynu podejrzewali ich o to, nawet przed ich odejściem z rady; po czym byli najbardziej oddanymi uczniami Jezusa w całej Jerozolimie.Około szesnastej trzydzieści kondukt pogrzebowy Jezusa z Nazaretu wyruszył z Golgoty do grobowca Józefa, znajdującego się po drugiej stronie drogi. Ciało zawinięto w lniane płótno a nieśli je czterej mężczyźni, za którymi szły wierne kobiety z Galilei, które przyglądały się śmierci Jezusa. Śmiertelnikami, którzy dźwigali materialne ciało Jezusa do grobowca byli: Józef, Nikodem, Jan i rzymski setnik.
Zanieśli ciało do grobowca, komory mniej więcej trzy na trzy metry, gdzie w pośpiechu przygotowywali je do pogrzebu. Faktycznie Żydzi nie grzebali swoich zmarłych, ale ich balsamowali. Józef i Nikodem przynieśli ze sobą dużo mirry i aloesu i teraz owinęli ciało bandażami, nasyconymi w tym roztworze. Kiedy balsamowanie było skończone, obwiązali twarz kawałkiem materiału, owinęli ciało lnianym płótnem i z szacunkiem złożyli na półce grobowca.
Po złożeniu ciała do grobowca, setnik dał znak swoim żołnierzom, aby pomogli zatoczyć olbrzymi kamień przed wejście grobowca. Potem żołnierze poszli do Gehenny z ciałami złodziei, podczas gdy pozostali wrócili w żalu do Jerozolimy aby obchodzić święto Paschy zgodnie z prawem mojżeszowym.
PASCHA
Pan Bóg przed wiekami dał Izraelowi Paschę zapowiadając jednocześnie przez proroków, że kiedyś, w inną noc, pośle innego Baranka, który w ofierze zostanie złożony Pierworodny, sam Pan Bóg już na zawsze zamieszka ze swoim Ludem. W czasach narodzin Kościoła, Pascha była największym i najważniejszym żydowskim świętem pielgrzymkowym.
Medal wprowadzajacy w cykl stacji Drogi Krzyżowej na Jasnej Górze przedstawionych na medalach. Poszczególne medale podpięte do odpowiednich stacji.
* seria medali ''Jasnogórska Droga Krzyżowa'', sygnowana TT (Tadeusz Tchórzewski), przedstawiająca 14 stacji Drogi Krzyżowej oraz jeden medal z widokiem Klasztoru na Jasnej Górze;
* projektant: Tadeusz Tchórzewski;
* emitent: Częstochowskie Zakłady Produkcyjne "Zjednoczone Zespoły Gospodarcze Sp. z o.o." przekształcone w "Inco-Veritas Sp. z o.o";
* nakład: 1200 kompletów;
* tombak patynowany, średnica 61 mm;
Rozważania do Drogi Krzyżowej
Nie ma żadnego bezpośredniego związku pomiędzy śmiercią Pana Jezusa a żydowską Paschą. Prawda, że Mistrz oddał swe życie cielesne w tym dniu, w dniu przygotowań do żydowskiej Paschy i mniej więcej w czasie ofiarowania jagniąt w Świątyni. Jednak ten przypadkowy zbieg okoliczności w żadnej mierze nie oznacza, że śmierć Syna Człowieczego na Ziemi ma jakikolwiek związek z żydowskim zwyczajem składania ofiar. Pan Jezus był Żydem, ale jako Syn Człowieczy był śmiertelnikiem tej domeny. Śmierć była sprawą czysto naturalną i zorganizowaną przez ludzi.
To człowiek a nie Pan Bóg zaplanował i zadał Jezusowi śmierć na krzyżu. Prawda, że Ojciec nie chciał ingerować w bieg ludzkich wypadków na Ziemi, ale Ojciec w Raju nie zarządził, ani nie zażądał, ani też nie wymagał śmierci swego Syna tak jak to zostało przeprowadzone na Ziemi. Faktycznie, wcześniej czy później Pan Jezus miał w jakiś sposób pozbyć się swego śmiertelnego ciała, swojej inkarnacji cielesnej, ale mógł to zrobić na nieprzebraną ilość sposobów bez umierania na krzyżu między dwoma złodziejami. Wszystko to było dziełem ludzkim, nie Boskim.
To, co Jezus uczynił, poddając się śmierci na krzyżu, czyni z własnej wolnej woli. Przepowiadając to doświadczenie, Jezus powiedział: „Ojciec mój mnie miłuje i wspiera, ponieważ jestem gotów oddać moje życie. Ale ja je potem odzyskam. Nikt nie zabiera mi mego życia – sam je oddaję. Mam władzę sam je oddać i mam władzę je odzyskać. Takie przykazanie otrzymałem od mojego Ojca”.
Jakże znamienny jest fakt, że Pan Bóg mogąc odkupić nas w inny sposób, wybrał jednak krzyż, którego dramatyzm tak mocno uzmysławia nam całą głębię Jego miłości. Jedynie oczyma wiary da się zobaczyć w krzyżu wypełnienie doskonałego planu Pana Boga. Jedynie przy pomocy Pana Ducha Świętego można spojrzeć na Pasję, jako na bitwę pomiędzy światłem i ciemnością – i ujrzeć zwycięstwo Pana Jezusa, które jest również naszym zwycięstwem.
Medytując nad męką Pana Jezusa, zaczynamy widzieć, jak wiele On dla nas poświęcił – zarówno w sensie fizycznym, jak i duchowym. Patrząc jedynie na zewnętrzną stronę wydarzeń, odnosimy wrażenie, że to garstka mężczyzn uknuła przeciwko Panu Jezusowi zbrodniczy plan. I jest to do pewnego stopnia prawda. Kiedy jednak spojrzymy głębiej, z perspektywy wiary, zobaczymy, że to szatan wstąpił w Judasza i skłonił go do wydania Pana Jezusa w ręce przywódców. Rozważając kolejne sceny Pasji, takie jak zaparcie się Piotra czy chorobliwą wręcz nienawiść wrogów Pana Jezusa, dostrzeżemy za ludzkimi czynami i decyzjami ukryte działania szatana. Celem tego działania było pozbawienia Pana Jezusa wszelkiego ludzkiego wsparcia i doprowadzenie Go do takiego stanu, aby załamany, zaniechał wypełnienia Bożego planu. Szatan wiedział, że jeżeli uda mu się skłonić Pana Jezusa do choćby jednorazowego zaparcia się Ojca, nasze zbawienia znajdzie się w śmiertelnym zagrożeniu i nic już nie zdoła przeciwstawić się jego władzy nad człowiekiem.
Tamtej nocy Pan Jezus ofiarował nam najcenniejszy dar – swoje życie. Dając nam swoje ciało i krew pokazał co to znaczy być sługą. Wyjaśnił też, że ilekroć celebrujemy ucztę paschalną, mamy odnawiać w sobie postanowienie służenia innym na Jego wzór.
Nie ma większego błędu ponad to oszukiwanie samego siebie, które wiedzie inteligentne istoty do prób wykorzystania władzy nad innymi istotami, dla pozbawienia tych osób ich naturalnych wolności. Złota zasada ludzkiej uczciwości sprzeciwia się głośno wszelkim takim oszustwom, nieuczciwościom, samolubstwom i nieprawościom. Jedyna prawdziwa i autentyczna wolność porównywalna jest z rządami miłości i ze służbą miłosierdzia.
Żadna istota, w całym wszechświecie, nie ma prawa pozbawiać jakiejkolwiek innej istoty prawdziwej wolności, prawa do kochania i bycia kochanym, przywileju czczenia Pana Boga i służenia swoim braciom.
Pan Jezus uczynił wtedy dokładnie to, czego nas uczył. Będąc z nami, wielokrotnie powtarzał, że mamy przebaczać siedemdziesiąt siedem razy. Jego przebaczenie sięga bardzo daleko. Piotrowi przebaczył zdradę. Tomaszowi brak wiary. Nam wszystkim sromotną ucieczkę. Nikt nie jest poza zasięgiem Bożego miłosierdzia. Pan Jezus dowiódł tego, przebaczając żołnierzom, którzy z Niego szydzili, kapłanom, którzy Go potępili, nawet Judaszowi, który Go wydał. A miłość i pokora przemieniły łotra na krzyżu, który broił Pana Jezusa, kiedy drugi z łotrów zaczął Go obrażać. Wyciągnąć można tylko jeden wniosek, każdy kto przychodzi do Pana Jezusa, będzie wraz z nim w Raju.
Okrzyk, który wydarł się z zakrwawionych warg Pana Jezusa "Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił", był świadectwem toczonej walki z bezlitosnymi atakami Złego. Był to decydujący moment zmagań z szatanem. Jeśli miał jeszcze jakąś szansę skłonienia Pana Jezusa do zaparcia się Ojca i wyrzeczenia się planu naszego zbawienia, to tylko i wyłącznie w tej chwili.Ten duchowy atak był tak potężny, ze Pan Jezus poczuł się oddzielony od Ojca. Jednocześnie jednak wiedział, ze Pan Bóg nie może Go opuścić. Okrzyk ten był też zapewnieniem, ze nawet jeśli wydaje Mu się, ze Pan Bóg Go opuścił, to On nie opuści Pana Boga.
Nabożeństwo Drogi Krzyżowej wywodzi się z pobożnej praktyki pielgrzymów z Ziemi Świętej, którzy nawiedzali miejsca związane z życiem, męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Pana Jezusa. Wśród tych miejsc była Golgota i grób Pański, nad którym wzniesiono wkrótce Bazylikę Grobu Pańskiego. Pielgrzymi ci odkryli, jak niezwykłą łaską jest dotykanie miejsc, gdzie umarł i zmartwychwstał nasz Pan. Praktyka rozpamiętywania śmierci Pana Jezusa była tak ceniona, że przy kościołach i klasztorach europejskich zaczęły powstawać repliki świętych miejsc. Ci więc, którzy nie mogli sobie pozwolić na kosztowną i wyczerpującą podróż do Ziemi Świętej, mieli szansę nawiedzić duchowo ojczyznę Pana Jezusa i doświadczyć błogosławionych owoców tej pielgrzymki.
Praktyka ta zyskał sobie popularność głównie dzięki dwóm wydarzeniom historycznym. Pierwszym z nich były krucjaty. Słuchając opowieści tych, którzy powracali z Ziemi Świętej, wielu pragnęło przeżyć to, co oni opisują, choćby tylko w symboliczny sposób. Drugim faktem sprzyjającym tego rodzaju pobożności było powierzenie w 1342 roku opieki nad miejscami świętymi franciszkanom. Starali się oni o zapewnienie pielgrzymom odpowiednich warunków bytowych oraz uzyskiwali dla nich specjalne odpusty aby umożliwić im odniesienie jak największych korzyści duchowych. Franciszkanie też rozpowszechniali w świecie chrześcijańskim nabożeństwo do Męki Pańskiej.
Stygmaty, mimo towarzyszących im cierpień, są uznawane za szczególny wyraz łaski Bożej i Pan Bóg udziela ich osobom bardzo zaangażowanym w życie duchowe. Są one doświadczeniem przede wszystkim mistyków, zwłaszcza tych, którzy żywili szczególne nabożeństwo ku Męce Chrystusowej i utożsamiali się z Jego cierpieniem.
Święta Małgorzata Maria Alacoque (ur. 22 lipca 1647 w Lauthecourt we Francji, zm. 17 października 1690 w Paray-le-Monial) – francuska wizytka i mistyczka, znana przede wszystkim z propagowania nabożeństwa ku czci Najświętszego Serca Jezusowego, objawionego jej w widzeniach przez Pana Jezusa Chrystusa.
Już w początkowym okresie swego życia zakonnego doświadczała osobistych spotkań z Panem Jezusem Chrystusem, który przekazał jej zadanie niesienia ludziom posłannictwa o Jego Najświętszym Sercu.
Kiedy Pan Jezus objawił jej się po raz pierwszy otworzył swoją pierś i powiedział: „Moje Boskie Serce płonie tak silną miłością ku ludziom, że nie może dłużej utrzymać tych gorących płomieni, zamkniętych w moim łonie. Ono pragnie je rozlać za twoim pośrednictwem i pragnie wzbogacić ludzi swoimi skarbami”. Podczas tego objawienia Jezus wziął serce Małgorzaty i umieścił je symbolicznie w swoim Sercu, a następnie oddał jej serce gorące.
Pewnego dnia, gdy Małgorzata modliła się przed Najświętszym Sakramentem po raz trzeci ukazał jej się Pan Jezus "jaśniejący chwałą, ze stygmatami pięciu ran, błyszczącymi jak słońce (...). Z Jego świętej postaci biły promienie, a z piersi płomienie jakby z ogniska gorejącego. Pan Jezus rozwarł swoją pierś i ukazał swe miłujące i najbardziej uwielbienia godne Serce, które było źródłem tych promieni". Chrystus powiedział do swej wybranki: "Oto Serce, które tak bardzo umiłowało ludzi, a w zamian za to otrzymuje wzgardę i zapomnienie. Ty przynajmniej staraj się mi zadość-uczynić, o ile to będzie w twojej mocy, za ich niewdzięczność".
Szczególny rodzaj stygmatów otrzymała św. Teresa z Avila (1515-1582). Na jej ciele nie było żadnych widocznych stygmatów, natomiast prawdziwe rany nosiła na sercu. O fakcie tym napisała w jednym ze swoich mistycznych dzieł. Po śmierci św. Teresy jej ciało zostało poddane autopsji. Po wyjęciu serca okazało się, że rzeczywiście znajduje się na nim pięć ran, w tym jedna wielkości pięciu centymetrów. Lekarze stwierdzili, że każda z nich spowodowałaby natychmiastową śmierć, a przecież św. Teresa żyła z tymi ranami serca przez 23 lata. Co więcej, w sposób dla nauki niewytłumaczalny, serce św. Teresy zachowało się do naszych dni. Jest przechowywane w specjalnym relikwiarzu w kaplicy klasztornej Sióstr Karmelitanek w Alba de Torres w Hiszpanii i można oglądać na nim pięć świeżych ran.
23 września 1982 r. Watykan wydał trzy znaczki upamiętniające 400. rocznicę śmierci św. Teresy z Avili.
200-lirowy znaczek przedstawia ubrania Madonny i św. Józefa. Św. Teresy w olśniewającej białej sukni.
Znaczek z 600 lirów przedstawia obraz św. Teresy w ekstazie. Anioł przeszywa jej serce włócznią boskiej łaski. Pod nimi pojawiają się mury miasta Avila.
Znaczek o wartości 1000 lirów przedstawia św. Teresę jako pisarkę. W tle widać Zamek Wewnętrzny i siedem rezydencji, temat jej najsłynniejszej pracy religijnej.
Nazywała się Katarzyna Benincasa, urodzona 25 marca 1347 roku w Sienie we Włoszech.
1 kwietnia 1376 roku otrzymała stygmaty - rany Jezusa, które wyglądały niczym krwawe promienie. Miała pięć ran: na dłoniach, stopach i w okolicy serca. Żaliła się, że w tych miejscach cierpi ból jakby spowodowany przebiciem sztyletu. Pierwsze stygmaty pojawiły się u niej w 26 roku życia. Trawiła ją niezidentyfikowana choroba, nie mogła nic jeść, piła troszkę wody i żuła suche zioła. Cierpiała na bezsenność. W czasie modlitwy często lewitowała. Zdarzało się, że podczas przyjmowania Komunii Świętej odfruwała. Któregoś dnia miało miejsce zdarzenie podczas kiedy kapłan podawał jej komunię ona nagle odfrunęła i ku jego zdziwieniu komunia, którą trzymał w ręku uwolniła się i popłynęła za nią do jej ust. Cierpiała na silne bóle żołądka, wymiotowała. Nie pomagały żadne sposoby leczenia.
W jej ciele była tak wysoka temperatura, że w ostatnich miesiącach życia krew jaką wymiotowała gotowała się. Cierpiała na dziwną chorobę prawie 8 lat aż do jej śmierci w dniu 29 kwietnia 1380 roku, miała wówczas 33 lata.
Pan Bóg obdarzył ją nadzwyczajnymi darami mistycznymi i przenikliwością umysłu. Z wielką troską dostrzegała choroby Kościoła: pogoń za zaszczytami i bogactwem, szukanie ziemskich przyjemności zamiast słodyczy Jezusowego krzyża. Nic nie mogło jej powstrzymać od napominania kapłanów, hierarchów, a nawet papieży, by przestrzegali Bożych przykazań i byli wiarygodnymi pasterzami dla ludu powierzonego ich duchowej opiece.
Stanęła nawet przed sądem inkwizycji, ale nie dopatrzono się w jej słowach herezji.
Dołączona kartka pokazuje św. Katarzynę ze Sieny, która mdleje ze stygmatów, a które to szczególnie wystąpiły w czasie działałania na rzecz zlikwidowania nowo powstałej w Kościele schizmy, Wielkiej Zachodniej Schizmy. Obraz został namalowany w 1526 roku przez Giovanniego Antonio Bazziego (1477-1549) jako fresk w kaplicy św. Katarzyny w Bazylice św. Dominika w Sienie.
W dniu 20 maja 1977 r. Watykańska Administracja Pocztowa wydała dwa znaczki z okazji szóstej rocznicy powrotu papieża Grzegorza XI do Rzymu z Awinionu. Tematem wydania był fresk wybitnego włoskiego malarza i architekta Giorgio Vasariego (1511–1574). Fresk znajduje się w Watykańskiej Sali Regia Pałacu Apostolskiego. Wartość 170 lirów przedstawia świętych Piotra i Pawła. Wartość 350 lirów pokazuje, że papież jest niesiony przez kobiety na przenośnym tronie, a obok idzie św. Katarzyna ze Sieny.
Było siedmiu papieży, którzy rządzili z Awinionu, od Klemensa V do Grzegorza XI. Klemens VI kupił Awinion w 1348 roku od Joanny I z Neapolu. Pozostał własnością Stolicy Apostolskiej do 1791 r., Kiedy to został zajęty przez Francuskie Zgromadzenie Narodowe.
Powrót Stolicy Apostolskiej do Rzymu przypisuje się św. Brygidy Szwedzkiej i św. Katarzynie ze Sieny. W 1377 r. Papiestwo wróciło do Rzymu po prawie siedemdziesięciu latach w Awinionie. Po powrocie do Rzymu w Awinionie mieszkało dwóch antypapieży - Klemens VII (1378–1394) i Benedykt XIII (1394–1423).
Znaczki, zaprojektowane i grawerowane przez Francesco Tulli.
12 czerwca 1962 r. Watykan upamiętnił pięćsetną rocznicę kanonizacji świętej Katarzyny ze Sieny, wydając trzy znaczki. Projekt przedstawiający św. Katarzynę modlącą się za duszę straconego przestępcy jest identyczny na każdym znaczku. Obraz Giovanniego Antonio de 'Bazzi Sodoma (1477-1549), który wisi w kościele św. Dominika w Sienie, zainspirował malarza. Nazwisko malarza pojawia się na każdym znaczku w prawym dolnym marginesie. Corrado Mezzana zaprojektował znaczki.
Święta Katarzyna, najmłodsza z dwudziestu pięciu dzieci w swojej rodzinie, urodziła się 29 marca 1347 r. Zmarła w wieku trzydziestu trzech lat po poświęceniu i służbie. Chociaż nie mogła pisać, pozostawiła prawie czterysta podyktowanych listów, które stały się skarbem literatury włoskiej. W 1377 r. Podyktowała swoje najważniejsze dzieło, „Dialogo” („Księgę Boskiej doktryny”). Papież Pius XII (1876–1958) ogłosił ją Patronką Włoch w 1939 r.
Święty Ojciec Pio z Petrelciny nosił na sobie widzialne znaki Męki Pana Jezusa przez 50 lat. Były to stałe krwawiace rany, dłoni, stóp oraz boku, które zniknęły dopiero po śmierci Ojca Pio.
Wizje – Ojciec Pio doświadczał wizji aniołów, świętych, Pana Jezusa i Maryi, którą szczególnie czcił. Nad drzwiam do jego celi w Klasztorze w San Giovanni Rotondo widniała maksyma św. Bernarda: „Maryja jest całą moją nadzieją”.
Bilokacja – Ojciec Pio otrzymał dar bilokacji, czyli przebywania równocześnie w dwóch różnych miejscach. Potrafił wtedy przenikać przez zamknięte drzwi.
Walka z Szatanem – Ojciec Pio często nocami toczył walkę z Szatanem, także fizyczną. Demony ukazywały się Ojcu Pio jako przerażające istoty, dręczące go, bijące łańcuchami, znaczące go sińcami i krwią.
48,5°C – Taką temperaturę notowano podczas choroby Ojca Pio. Zwykle termometry pękały podczas jego gorączek. To ewenement, nigdy wcześniej nienotowany przez lekarzy.
Cudowna woń – Wokół Ojca Pio unosił się specyficzny, bardzo przyjemny zapach – woń świętości, o której wspomina św. Paweł: „Jesteśmy bowiem miłą Bogu wonnością Chrystusa” (2 Kor 2,15).
Siostra Elena Aiello była mistyczką. W wieku 38 lat zaczęła doświadczać stygmatów i objawień. Siostra Elena Aiello miała objawienia Matki Boskiej, Pana Jezusa Chrystusa, św. Franciszka z Paoli, św. Rity i wielu innych świętych. Od 1925 roku w każdy Wielki Piątek na jej rękach, boku i stopach pojawiały się stygmaty. Gdy pojawiły się po raz pierwszy, wtedy siostrze Elenie objawił się Pan Jezus Chrystus, który ostrzegł ją, że będzie cierpiała za wielu grzeszników.
Zmarła 19 czerwca 1961 w drodze do Rzymu, gdzie miała otworzyć nowy dom swego zgromadzenia. Jej doczesne szczątki spoczęły w domu generalnym jej instytutu w Cosenzy.
Święty Franciszek otrzymuje stygmaty. Tryptyk namalowany przez Giovannim Francesco Barbierim, zwanym Guercino. W roku 1224 św. Franciszek z Asyżu otrzymał dar stygmatów. W jego życiu od dawna szczególne miejsce zajmowała kontemplacja wcielenia Pana Jezusa. Najprawdopodobniej 14 września 1224 roku, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego, kiedy na górze La Verna Franciszek modlił się i kontemplował mękę Chrystusa, doświadczył nadprzyrodzonego spotkania z Nim, który ukazał mu się jako serafin, okryty sześcioma skrzydłami i przybity do krzyża. Z jego ciała wychodziły promienie, które przeszyły stopy, dłonie i bok św. Franciszka.
Krzyż Franciszkański stanowi relikwię zakonu franciszkańskiego, ponieważ Chrystus przemówił z niego do św. Franciszka, objawiając mu swoją wolę: „Idź, napraw mój dom, który jak widzisz, cały idzie w ruinę”. I co jest dla mnie bardzo ciekawe, inspirujące i dające dużo do myślenia, że to Pan Jezus pochyla się nad świętym Franciszkiem.
Kościół i klasztor San Damiano znajdują się niedaleko historycznego centrum Asyżu. Kościół, wybudowany między VIII a IX wiekiem na cześć świętego doktora Damiano, w 1030 r. Był ważnym klasztorem benedyktyńskim. Później stopniowo go porzucano.
W tym właśnie miejscu św. Franciszek po raz pierwszy usłyszał głos Pana Jezusa. Krucyfiks, obecnie przechowywany w Bazylice Santa Chiara w Neapolu, powiedział do świętego: „Franciszku, idź i napraw mój dom, który, jak widać, jest w ruinie” (nawiązując do kryzysu Kościoła). Święty otrzymał siłę i potwierdzenie w swoim powołaniu od tych słów.
Cimabue, własc. Cenni di Pepo (ur. ok. 1240, zm. przed 1303 w Pizie) – włoski malarz. Święty Franciszek z Asyżu, fragment fresku z dolnego kościoła Św. Franciszka w Asyżu, koniec XIII w. Stworzył pierwszy od prawie tysiąca lat portret realistyczny - postać św. Franciszka z Asyżu, ubogo odzianego, o twarzy starego człowieka, dobrej, pooranej zmarszczkami, zniszczonej wiekiem z widocznymi stygmatami.
Zestaw sześciu znaczków został wydany 10 marca 1977 r. z okazji 750. rocznicy śmierci św. Franciszka z Asyżu. Na znaczkach znajduje się sześć tematów wykonanych ze zdjęć artysty Duilio Cambellottiego, który został zainspirowany wierszami z „Pieśni brata Słońca” św. Franciszka.
Św. Małgorzata urodziła się w 1247 r. w Laviano we Włoszech. Była córką ubogich, lecz bardzo pobożnych ziemian w Toskanii, dlatego też od dziecka wiodła życie bardzo pobożne. W siódmym roku życia Małgorzata straciła matkę. Ojciec jej powtórnie się ożenił, ale macocha nie lubiła swojej pasierbicy i traktowała ją bardzo źle. Może dlatego Małgorzata powoli odwróciła się od praktyk religijnych, których nauczyła ją matka i zaczęła stroić się, dbać o swoją urodę, wreszcie wieść coraz bardziej świeckie i – co tu ukrywać – puste życie.
Małgorzata wyróżniała się urzekającą urodą. Wielu okolicznych kawalerów ubiegało się o jej rękę, ale Małgorzatę zauroczył bogaty właściciel majątku w Montepulciano, Arseniusz. Nie powiódł jej jednak do ołtarza: Małgorzata opuściła dom ojca i została konkubiną młodzieńca, któremu w niedługim czasie urodziła syna. Żyła z nim tak 9 lat, ku zgorszeniu całej okolicy. I kiedy wydawało się, że nic już nie zmusi Małgorzaty do naprawy swojego życia, zdarzył się straszny wypadek. Arseniusz podczas podróży został potajemnie zamordowany. Małgorzata przypadkowo znalazła jego zwłoki, do których doprowadził ją piesek Arseniusza.
To dramatyczne zdarzenie stało się punktem zwrotnym w życiu Małgorzaty. Zobaczyła, jak marne jest życie człowieka i co się z jego ciałem staje po śmierci. Nie było już piękne, młode i pożądane. Było dotknięte rozkładem i zapachem śmierci.
Małgorzata tak bardzo pragnęła naprawić swoje grzechy, tak ciężko pokutowała i nawoływała innych do pokuty, że ściągali do niej grzesznicy pragnący nawrócenia nie tylko z Włoch, ale także z Francji, Hiszpanii i z wielu innych państw europejskich.
Małgorzata otrzymała od Pana Boga nie tylko dar pokuty. Otrzymała także dar życia mistycznego: kontemplacji a nawet ekstaz i proroctw.
Chociaż pokutowała tak ciężko, chociaż tak bardzo pomagała innym, chociaż była mistyczką i miała objawienia, jednak poprzednie jej życie zawsze wracało do niej plotką i oszczerstwem. Źli ludzie do końca nie dali jej zapomnieć, kim była jako młoda dziewczyna. Ona jednak zawsze traktowała to jako jeszcze jeden element pokuty.
Św. Małgorzata, przedwcześnie wyniszczona ciężką pokutą, zmarła w Kortonie 22 lutego 1297 r., w wieku 50 lat, tak jak to wcześniej wyprorokowała.
Kiedy z okazji beatyfikacji otwarto trumnę ze szczątkami św. Małgorzaty, ciało jej okazało się nietknięte.
Rita była mistyczką i stygmatyczką. Jest jedyną świętą na świecie, która miała stygmat na czole – ranę od kolca z korony cierniowej Pana Jezusa konającego na krzyżu. Znak heroicznego stawiania przez nią czoła przeciwnościom losu. Św Rita z Cascii była zakonnicą, obecnie przez chrześcijan uważana jest za patronkę spraw trudnych, beznadziejnych oraz z ludzkiego punktu widzenia niemożliwych do realizacji. Patronka w szczególności opiekuje się kobietami spodziewającymi się potomstwa oraz tymi, które pragną zajść w ciążę, jak również młodymi mężatkami. W zakonie Rita prowadziła surowe życie pokutne. Ciągle rozważała mękę Pańską, a na znak, że bezpośrednio uczestniczy w tej męce, utkwił jej w czole cierń. Ten znak nosiła od 1432 r. przez 15 lat aż do śmierci. Żyła w XV w. Lecz szeroko znaną stała się dopiero po wyniesieniu na ołtarze w 1900 r. Historycznie pewne daty z jej życia zapisane są w dokumentach procesu kanonizacyjnego z 1626 r.
Stygmaty wewnętrzne otrzymała na pewno apostołka Bożego Miłosierdzia św. Siostra Faustyna Kowalska. W jej Dzienniczku czytamy m.in.: Ujrzałam wielką jasność, a z tej jasności wyszły promienie, które mnie ogarnęły i w tym uczułam straszny ból w rękach, nogach i boku i ciernie korony cierniowej. Było to więc doznanie bólu w miejscach ran Pana Jezusa. Doświadczenia te powtarzały się w jej życiu wiele razy, zwłaszcza w piątki.
Wizerunek Pana Jezusa Miłosiernego to jeden z najważniejszych symboli polskiego Kościoła katolickiego, zasłynął wieloma łaskami i stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych przedstawień Pana Chrystusa w całym katolickim świecie. Jego kopie, opatrzone słowami „Jezu Ufam Tobie” można spotkać w kościołach i mieszkaniach na wszystkich kontynentach świata. Poniżej został on przeniesiony na okazałą sztabkę w kształcie medalionu, platerowaną czystym, 24-karatowym złotem, w technologii tampondruku z wykorzystaniem efektu 3D.
O Janie Bożym pisałem już na ostatniej stronicy artykułu „Przez krzyż do zbawienia”. Wówczas nie podjąłem tematu jego stygmatów. A jest on jednym z najbardziej znanych stygmatyków.
W czasie gdy Jan zajmował się handlem książkami, przydarzyła mu się znamienna historia. Wędrując z koszem książek na plecach, napotkał utrudzonego drogą małego chłopca. Dziecko było bose i biednie ubrane. Jan dał chłopcu własne obuwie, które jednak okazało się za duże na dziecięce nóżki. W tej sytuacji Jan, chcąc ulżyć zmęczonemu dziecku, posadził je na koszu i poniósł dalej. Tak dotarli do źródła, przy którym zatrzymali się na odpoczynek. Wtedy Jan zauważył, że chłopiec trzyma w ręce otwarty do połowy owoc granatu, z którego wystaje krzyż. Jakież było jego zdziwienie, gdy dziecko odezwało się do niego: „Janie Boży, Granada będzie dla ciebie krzyżem!” Po chwili chłopiec zniknął.
Granat był symbolem miłości Bożej, jego czerwień wskazywała na żar tej miłości, pełnia ziaren oznaczała pełnię cnót, korona przypomina koronę nagrody wiecznej.
Owoc granatu z krzyżem jest godłem zakonu bonifratrów (Zakon Szpitalny św. Jana Bożego), znajduje się na dokumentach, chorągwiach i pieczęciach zakonu.
Jan Boży miał zwyczaj myć nogi każdemu choremu trafiającemu do szpitala. Jakże się zdziwił, gdy podczas tej czynności u jednego z biedaków dostrzegł na stopach stygmaty Chrystusa. Zobaczył również poświatę wokół głowy mężczyzny i usłyszał słowa: „Janie cokolwiek dobrego czynisz ubogim i chorym, Mnie samemu czynisz”. Zaraz potem widzenie znikło.
Kiedy trzeba było, na własnych plecach zanosił do szpitala ludzi, którzy nie mogli tam dojść. Zdarzyło się jednak, że w tej pracy nie starczyło mu sił. Kiedyś upadł pod ciężarem dźwiganego człowieka i nie mógł ponownie ruszyć w drogę. Tradycja głosi, że wówczas objawił mu się Rafał Archanioł, który go wspomógł. Po paru dniach Archanioł zjawił się znowu. Tym razem przybył do szpitala z koszem chleba, gdy Jan nie miał czym nakarmić swoich chorych.
Chorzy wydarci płomieniom
Dowód wyjątkowego oddania chorym dał Jan Boży w połowie 1549 r., kiedy w Szpitalu Królewskim w Grenadzie wybuchł groźny pożar. Liczni świadkowie widzieli, jak Jan wielokrotnie wchodził do płonącego budynku i wynosił stamtąd pacjentów, którzy nie mogli się wydostać o własnych siłach. Później uratował jeszcze część sprzętów. W pewnej chwili świadkom zdarzenia wydawało się, że nikt nie zdoła już wyjść na zewnątrz. Ku zdumieniu wszystkich po dłuższym czasie Jan ukazał się znowu, mając tylko osmalone brwi i rzęsy. Uznano to za cud. Zdarzenie to znalazło później odbicie w dziełach różnych artystów. Najbardziej znany obraz namalował Gomez-Moreno.
Św. Jan od Krzyża pozostawił po sobie pisma o życiu kontemplacyjnym, w szczególności o doświadczeniach mistycznych i m. in. o tym, co nazywa „pasją miłości”.
„Pasja miłości” to stan, w którym dusza do tego stopnia daje się ogarnąć płomieniem Bożej miłości, że przenika on ludzką istotę do głębi, na co człowiek daje pełne zezwolenie. Św. Jan pisze przy tym o „Bożym dotknięciu”, które może temu doświadczeniu towarzyszyć. Święty pisze, że duszę trawi ogień, gdyż Bóg pragnie, by odczuwała podobne rozpłomienienie miłości. Powodem takiego zranienia i wywołanego przez niego cierpienia jest więc to, że Bóg daje się już duszy poznać i smakować, co przynosi jej wielką słodycz, ale pojawiające się pragnienie zjednoczenia z Nim jest zbyt wielkie i nieusatysfakcjonowana dusza nie znajduje utulenia. Słodycz i cierpienie – to właśnie cecha wszystkich ran – mieszanka ta w różnych występuje proporcjach, a uczucie zranienia nie opuszcza mistyka nawet przy zespoleniu z Bogiem, w którym dominuje już przecież radość.
Poprzez pasję, z jaką przedstawia niektóre wydarzenia, poprzez niektóre ukryte wyznania w prologach, dzięki świadectwu osób, które obcując z nim, widziały pewne promieniowanie, pewne znaki, że to i tamto musiało się z nim dziać. Na podstawie tego stwierdzamy, że był to człowiek, który miał osobiste doświadczenie tego, o czym pisał.
Święty Mikołaj Cudotwórca
Czcią tego świętego darzyli z czasem nie tylko ludzie prości, ale również cesarze i królowie. Justynian I Wielki wybudował w Konstantynopolu jedną z największych bazylik ku czci św. Mikołaja. Na wschodzie jest to dzisiaj jeden z najpopularniejszych świętych, często przedstawiany w ikonografii, nie tylko jako biskup, ale również mistyk, który otrzymał dar stygmatów na rękach. Cuda, które czynił, przysparzały mu większej jeszcze chwały.
Z ciekawszych historii np. kiedy cesarz Konstantyn I Wielki skazał trzech młodzieńców Miry na karę śmierci za jakieś wykroczenie, nieproporcjonalne do aż tak surowego wyroku, św. Mikołaj udał się osobiście do Konstantynopola, by uprosić dla swoich wiernych ułaskawienie. Kiedy indziej miał swoją modlitwą uratować rybaków w czasie gwałtownej burzy od niechybnego utonięcia. Dlatego odbiera cześć również jako patron marynarzy i rybaków. W czasie zarazy, jaka nawiedziła także jego strony, usługiwał zarażonym z narażeniem własnego życia. Podanie głosi, że św. Mikołaj wskrzesił trzech ludzi, zamordowanych w złości przez hotelarza za to, że mu nie mogli wypłacić należności. Nie tylko swoim znacznym majątkiem, chętnie dzielił się z potrzebującymi ale sam wyszukiwał osoby, które doświadczały różnorakich problemów bytowych. Potajemnie, najczęściej nocą, podrzucał im pieniądze, ubrania, lekarstwa i pożywienie.
Ołtarz Ansideich, obecnie znajduje się w zbiorach National Gallery w Londynie to obraz olejny na desce z topoli (274x152 cm) autorstwa Raffaello Sanzio, datowany (na krawędzi płaszcza Dziewicy pod lewą ręką) 1505 i przechowywany w National Gallery w Londynie.
Dzieło jest świętą rozmową, gdzie Madonna wprowadzona na tron królewski, z Dzieciątkiem na jej kolanach i dwoma świętymi po bokach: po lewej Jan Chrzciciel zwrócony w niebo, z futrem wielbłąda, krzyżem procesyjnym i typowym gestem wskazania na Pana Jezusa, a św. Mikołaj z Bari pochłonięty czytaniem książki po prawej stronie, w habicie biskupa i na ziemi z trzema złotymi jabłkami, którymi uratował trzy biedne dziewczynki przed prostytucją.
Maria jest w pozycji do czytania, wskazuje na książkę swojemu synowi i charakteryzuje się pięknymi złotymi zdobieniami na niebieskim płaszczu i czerwonej sukience, zaczerpniętych z przykładu Pinturicchio; Dziecko ma również bogatą szatę, zakrywającą tylko jego ramię i część lewej ręki, z klapką trzymaną w dłoni po tej samej stronie. Powyżej, na tronie, można przeczytać napis „Salve Mater Christi”. Długi sznurek koralowych pereł zwisa z baldachimu, nawiązujący do czerwonej krwi Męki Pańskiej.
Jedna z legend mówi, że św. Mikołaj uratował troje dziewcząt od zarabiania w domu publicznym pieniędzmi na posagi, podrzuciwszy do ich domu trzy sakiewki ze złotem, które z czasem w ikonografii zastąpiono trzema kulami, a owe kule złotymi jabłkami. Ojciec dziewcząt mieszkających w rodzimym mieście św. Mikołaja nie miał bowiem czego ofiarować swoim córkom jako posagu, dlatego postanowił wysłać je na zarabianie do domu publicznego. Swój dar św. Mikołaj podrzucił oczywiście w ukryciu, nocą. Sztuka ukazuje zatem tego Świętego z trzema jabłkami, ilustrując tę legendę.
Święty Mikołaj ratujący okręt przed utonięciem.
Św. Rafka (1832-1914), była maronicką mniszką, której sekret świętości polegał na prostym, surowym życiu zakonnym i gorącym umiłowaniu Różańca, szczególnie w tajemnicach bolesnych.
Została mniszką i modliła się do Jezusa, by zesłał na nią cierpienia, chcąc stać się częścią Jego zbawczej męki. I tak się stało. Najpierw straciła wzrok, potem została sparaliżowana, miałą też stygmat na ramieniu od dźwigania krzyża. Jedyną rzeczą, o którą prosiła Jezusa była ta, by na godzinę przywrócił jej wzrok, by przed śmiercią mogła zobaczyć siostry, które się nią opiekowały. Jezus spełnił jej prośbę.
Trzeciego dnia po śmierci jej grób zaczął promieniować dziwną jasnością. Zaczęły dziać się cuda. Chorzy doznawali niewytłumaczalnych uzdrowień, a ziemia z jej grobu przywróciła zdrowie wielu nieuleczalnie chorym. Od tego czasu coraz większa liczba ludzi doznaje cudownej pomocy za wstawiennictwem św. Rafki!
Św. Mariam od Jezusa Ukrzyżowanego, zwana małą Arabką – Maria Baouardy -urodziła się w roku 1846 w rodzinie palestyńskiej należącej do Kościoła melchickiego, jako córka Libanki i mieszkańca Damaszku. Na chrzcie św. otrzymała imię Miriam.
W 1867 r. wstąpiła do klasztoru karmelitanek w Pau, we Francji. Po krótkim postulacie 27 lipca 1867 roku otrzymała habit karmelitański i imię s. Marii od Jezusa Ukrzyżowanego. Tu podczas postulatu pojawiły się pierwsze stygmaty. Przeżyła opętanie od 26 lipca do 4 września 1868. Trwało ono dokładnie 40 dni. Przeżywała również ekstazy, wizje, proroctwa i lewitacje.
Obdarzona licznymi charyzmatami siostra Miriam doświadcza i mocy piekła. Pewnego razu przepowiada tę udrękę: „Jezus zezwoli diabłu, by mnie kusił przez 40 dni; będę musiała wiele wycierpieć”. Proroctwo się spełnia: wbrew woli Miriam jej ciało zostaje poddane władzy szatana. Nieustannie kuszona, wprowadzana w sytuacje zagrażające jej życiu i zdrowiu, wypowiadająca bluźnierstwa przedstawia przerażający widok. Jedyną pomocą mogą być egzorcyzmy. Eksperci wyznaczeni przez Kościół, którzy już po śmierci Miriam mieli ocenić jej postawę, odrzucili winę moralną lub chorobę psychiczną, stwierdzając jednogłośnie: „Opętanie lub silna obsesja ukazują się jako doświadczenie zesłane przez Boga w celu całkowitego oczyszczenia duszy, umożliwienia jej zgromadzenia wielkich zasług za udział w dziele zbawiania grzeszników i przygotowania tym sposobem duszy na jeszcze ściślejsze zjednoczenie z sobą” (o. Garrigou-Lagrange).
Dorota z Mątowów to jedyna w polskich pismach obejmujących żywoty świętych, osoba, która wybrała formę życia zobowiązującego się do nieopuszczania własnej celi i niekontaktowania się z innymi zakonnikami. Bardzo wcześnie zaczęła przeżywać stany mistyki w jej najwyższych formach: widzeń, poufałej rozmowy z Chrystusem, otrzymywanych nadprzyrodzonych nakazów, stanów ekstazy itp. Wyróżniała się nabożeństwem do męki Pańskiej. Jest również jedyną w polskiej hagiografii stygmatyczką, chociaż odbicia ran Chrystusa były u niej ukryte. Doznawała na miejscach tych ran niezmiernych cierpień. Jest rzeczą znamienną i nader rzadko spotykaną nawet wśród świętych, że wizje bł. Doroty pokrywały się ze świętami liturgicznymi i były z nimi silnie powiązane.
Urodziła się 27 grudnia 1660 w środkowych Włoszech i została ochrzczona w imię Urszuli. Według Encyklopedii Katolickiej znaki świętości Urszuli były widoczne od najmłodszych lat. Uważa się, że Urszula już w wieku trzech lat okazywała ubogim szczególne miłosierdzie. Oddzieliła dla nich część swojego jedzenia, a nawet oddała część swoich ubrań, gdy spotkała źle ubrane dziecko.
Te cechy i wielka miłość do Krzyża rosły wraz z rozwojem dziewczyny. Kiedy jednak inni niechętnie przyłączali się do jej praktyk religijnych, była skłonna nawet do dyktatury. W wieku szesnastu lat doświadczyła wizji, która naprawiła tę wadę charakteru: ujrzała swoje serce jak stal i otarła twarz Pana Jezusa płaszczem. W ten sposób Urszula ostatecznie postanowiła oddać się Panu Bogu.
Jednak gdy tylko osiągnęła odpowiedni wiek, ojciec znalazł kilku kandydatów na małżonków i zmusił córkę do małżeństwa. Ze względu na opór ojca wobec jej powołania do monastycyzmu Urszula zachorowała i wyzdrowiała dopiero po uzyskaniu zgody ojca. Następnie, w wieku 17 lat, wstąpiła do klasztornego klasztoru Klarysów w Castello, gdzie spędziła resztę życia.
Dziewczyna wybrała monastyczne imię Weronika, odzwierciedlające głębokie oddanie cierpieniu Pana Chrystusa.
W 1693 wkroczyła w nową fazę życia duchowego, kiedy doświadczyła wizji Kielicha Cierpienia, symbolizującego boskie cierpienie, które będzie musiało ponownie doświadczyć w jej duszy. Początkowo chciała się poddać, ale z wielkim wysiłkiem duchowym w końcu się poddała. Potem zaczęła cierpieć duchowe cierpienie. 1694 otrzymała na głowie odcisk cierniowej korony, rany były widoczne i powodowały ciągły ból i przeżyła mistyczne zaręczyny i zaślubiny z Panem Chrystusem. W Wielki Piątek 1697 roku Weronika otrzymała piętno — pięć ran Pana Chrystusa na jej stopach, rękach i bokach, otrzymała dar stygmatów. Na polecenie biskupa została poddana leczeniu, ale on nie zapewnił ulgi w tych ranach. Na jej prośbę po trzech latach stygmaty zanikły, ale cierpienie ran Pana Chrystusa pozostało. W nagrodę za serdeczne nabożeństwo do męki Pańskiej miała otrzymać w swoim sercu wyryte znaki tej męki.
Chociaż żyła szczególnie nadprzyrodzonym życiem mistycznym, była praktyczną kobietą w sprawach ziemskich. Przez 34 lata Veronica służyła jako mistrz nowicjatu i prowadziła ich z wielką mądrością. W 1716 roku została wybrana starszą klasztoru. W tym czasie klasztor został rozbudowany i zainstalowano wysokiej jakości sieć wodociągową, gdyż do tej pory klasztor nie miał odpowiedniego zaopatrzenia w wodę.
O niezwykłej duchowości Weroniki Giuliani świadczą w szczególności liczne pozostawione przez nią pisma. Jej spuścizna pisemna obejmuje bogate listy, poezję i co najważniejsze, bardzo szczegółowy pamiętnik. Nie chciała pisać pamiętnika, ale kiedy duchowy ojciec kazał spisywać wszystkie jej myśli i wizje w imieniu miejscowego biskupa, Weronika wykonała polecenie bardzo sumiennie – od 1693 do śmierci, pisząc 22 000 stron.
Prawie sto lat po śmierci Weroniki Giuliani papież Grzegorz XVI ogłosił ją w 1839 r. świętą.
W zamkniętych kościołach można znaleźć wiele wyjątkowych dzieł sztuki sakralnej. Proces zamknięcia kościołów jest zjawiskiem globalnym i może mieć różne przyczyny, takie jak spadek liczby wiernych, kryzys finansowy lub inne wydarzenia społeczne w tym prześladowania chrześcijan.